Życie od cudu do cudu

Tereska urodziła się późną jesienią jako piąta. Była radosnym dzieckiem z zespołem Downa. Rodzicom nie było łatwo pogodzić się z tą sytuacją do czasu, kiedy w Boże Narodzenie położyli małą w żłóbku, przygotowanym przez tatę. Wtedy Genia i Jurek zobaczyli w niej Jezuska, czyli wielki dar dla swojej rodziny.

Karierą są moje dzieci

Jadąc na studia do Lublina, Jerzy marzył o karierze. Myślał, że może będzie pisarzem albo krytykiem literackim. – Miałem jakieś takie mrzonki o wielkości. Tymczasem trzeba było utrzymać rodzinę. Dowiedziałem się, że jeśli jest się pracownikiem jakiejś spółdzielni mieszkaniowej, to można liczyć na tzw. mieszkanie przejściowe. Zatrudniłem się więc na Łęgach jako gospodarz osiedla, czyli zamiatałem ulice. Nic nie zostało z moich planów o byciu pisarzem. Nigdy jednak nie żałowałem. Rzeczywiście udało się nam w końcu dostać mieszkanie. Pamiętam, jak w ciągu jednej nocy spakowaliśmy się i wyprowadziliśmy ze stancji do siebie. Dziś też nie mam wspaniałej pracy. Jestem magazynierem w bibliotece. Wiem jednak, że mam najwspanialszą karierę z możliwych. Są nią moje dzieci – mówi Jurek.

Z czasem na świat przychodziły kolejne maluchy. Każde niesamowite. Chwile trudne przyszły wraz z narodzeniem chorej Tereski. – Chodziliśmy na spotkania wspólnoty, modliliśmy się każdego dnia, doświadczaliśmy, że z największych kłopotów Bóg nas wyprowadza, a jednak, kiedy urodziła się Tereska, miałam pretensje i pytałam „dlaczego, Panie Boże, mi to zrobiłeś?”. Nie wiedziałam, jak sobie poradzę z piątką dzieci, w tym z jednym wymagającym szczególnej troski. Wyszłyśmy ze szpitala w okresie przedświątecznym. Nie potrafiłam się cieszyć ze zbliżającego się Bożego Narodzenia. Wtedy Jurek zrobił prowizoryczny żłóbek, wyłożył siankiem i położyliśmy w nim naszą Tereskę. Mąż popatrzył na nią, przytulił mnie i powiedział „przecież to nasze dziecko”. Właśnie wtedy, w to Boże Narodzenie, nauczyłam się kochać Tereskę tak bardzo, jak to możliwe – mówi Genia.

Będzie śpiewająco

Po Teresce na świat przyszła kolejna piątka dzieci. Zosia, Antek i Łucja (bliźniaki), Bernadka i Franek. Czwórka najstarszych – Tobiasz, Daniel, Janek i Marta – już nie mieszka w rodzinnym domu. – Daniel ma swoją rodzinę, Jasiek jest w seminarium w Waszyngtonie, Tobiasz pracuje, a Marta studiuje. Na Boże Narodzenie jednak wszyscy się spotykamy, no może w tym roku bez Jaśka, bo z Waszyngtonu jest bardzo daleko. W naszych trzech pokojach na dziesiątym piętrze w wieżowcu jest wtedy niczym w ulu. Jakoś tak się złożyło, że większość naszych dzieci dostała talent muzyczny. Niemal wszyscy na czymś grają lub pięknie śpiewają. Kiedy więc zaczynamy kolędowanie, to nie są to jakieś ciche pomruki, ale prawdziwy koncert. Wyjątkowo w wigilijny wieczór sąsiedzi nie mają do nas pretensji – śmieją się Pietrygowie.

Jest im ciasno i biednie, ale nie narzekają. – Na stole na pewno nie będzie wielu wyszukanych potraw, choć zrobimy, co się da. Na pewno jednak doświadczymy narodzin Jezusa. Wystarczy popatrzeć na nasze dzieci, by zobaczyć, jak Bóg się rodzi w różnym miejscu i czasie. Czasami tam, gdzie najmniej się Go spodziewamy – mówią.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg