Niewidzialne blizny

- Kiedy po operacji szłam ulicami miasta, myślałam, że wszystkie oczy są utkwione tylko we mnie. Chciałam uciec... Dzisiaj na tej samej ulicy podchodzą do mnie kobiety, a ja im tłumaczę, żeby nie bały się żyć – mówi Halina Piontke, była prezes Klubu Kobiet po Mastektomii „Amazonka” w Pucku.

Obecnie w powiecie puckim zarejestrowanych jest 100 kobiet, z czego 40 działa aktywnie. Niektóre rejestrują się i... znikają. Chociaż minęły już raczej czasy, że współlokatorka w sanatorium odmawiała mieszkania w jednym pokoju z koleżanką „rakowcem”, nadal ma się dobrze syndrom małego miasteczka. Takiego jak Puck. – Nie wiem, dlaczego tak się dzieje. Zupełnie bez sensu! Siedzą w swoich domach i pewnie się dołują – zastanawia się Halina Piontke. Co ważne, do klubu amazonek przychodzą nie tylko kobiety, które mają amputowaną jedną czy dwie piersi. Są także te, które czekają na wyniki chemio- czy radioterapii. – Jestem z siebie dumna, bo pomogłam kilku osobom przygotować się do operacji psychicznie. Właśnie podczas spotkań. A niektóre to do mnie nawet prywatnie do domu przychodziły – mówi dawna pani prezes z Pucka.

Zacznij żyć!

Podobnie sytuacja wygląda na całym Pomorzu. – W Gdyni mamy zrzeszonych kilkaset kobiet, ale chorych jest o wiele więcej. Przychodzą dlatego, że nie dają sobie rady, bo czują się osamotnione i rodzina nie wystarcza – mówi gdyńska amazonka Jagoda Słowińska. Także dlatego, że spotkały wolontariuszki, które chodzą po oddziałach onkologii w Gdyni i w Gdańsku. Bo kto zrozumie lepiej kobietę niż inna kobieta po stracie... Chyba, że kochający mężczyzna. – Moje małżeństwo jest pięknym przykładem. Ale bywa trudno, z rozwodami włącznie – mówi gdynianka. Jedną z najtrudniejszych chwil bywa pokazanie mężowi blizny. Ale jeśli prosi, trzeba mu ją pokazać. Ponadto kobiety kupują coraz lepszej jakości protezy, płacąc za nie 30 proc. ceny. Są one ważne szczególnie po powrocie ze szpitala. Wtedy kobieta powinna ją nosić nawet w nocy, w odpowiednim staniku. Nie ma również żadnych przeszkód, żeby współżycie wróciło do stanu przedoperacyjnego. Z reguły tak też się dzieje.

– Po operacji zaczęłam podróżować. Idę do sklepu, patrzę: ciuch. Już byłam blisko... Ale myślę sobie zaraz: „A na co mi on?!”. Mój pierwszy wyjazd to Ziemia Święta, a potem byłam w dwudziestu kilku krajach. Męża mam chorego, ale przeżył bez moich obiadków. Dzieci odchowane. Gdyby nie choroba, pewnie bym oszczędzała i przekładała wszystko na później. Nie ma później! – mówi Justyna Leśniewska z zaskakującą energią. Zaczęła też chodzić na basen i codziennie wędrować z kijkami po kilka kilometrów. Na wszystko nagle znalazł się czas.

Jest jednak i szara codzienność. Kobieta po mastektomii do końca życia musi ćwiczyć i wykonywać masaż miejsca po amputacji. – Z piersią usuwa się też węzły chłonne. Limfa, która przepływa przez naczynia limfatyczne, nie może zatem przepłynąć przez węzły, bo już ich nie ma – tłumaczy Aneta Ścibisz, fizjoterapeutka. Gromadząca się limfa, nazywana chłonką, musi być przepchnięta za pomocą specjalnego masażu do czynnych nadal naczyń. Inaczej kobiecie grożą obrzęki, a nawet „słoniowatość” kończyny. – Masuje się całą rękę, ale także klatkę piersiową i tułów – wyjaśnia A. Ścibisz. Chora kobieta może i powinna robić automasaż ręki sama, dwa razy dziennie. Nie może taką ręką dźwigać zakupów, ciężkich przedmiotów ani nosić na niej biżuterii czy też pobierać z tej ręki krwi. – Masażu nie wykonuje się zaraz po operacji, ale dopiero, gdy rana się zagoi. Trwa on przeciętnie pół godziny – dodaje terapeutka.

Oprócz masaży, ważną sprawą jest dbanie o psychikę. – Trauma trwa zwykle rok, dwa. Gdy kobieta straci organ wewnętrzny, jest ona o wiele mniejsza niż w przypadku piersi, która jest wyznacznikiem kobiecości – mówi Elżbieta Zajfert, psycholog i wolontariuszka. Długość terapii zależy od osobowości pacjentki. – Niektóre nie radzą sobie nawet przez całe życie – dodaje. Najważniejszą sprawą jest skierowanie myśli na inne tory, podniesienie własnego ego. Pomagają w tym taniec, spacery, spotkania i podróże. Wszystko, tylko nie samotne siedzenie w domu.

– Mam 66 lat, a choruję od ponad 20. Ale jak przychodzą do nas kobiety, to już zostają, bo jest im tutaj dobrze. Jakie my urodziny mamy! Najgłośniejsze „Sto lat!” jest wtedy, gdy któraś z pań dożyje swoich 80. urodzin! – uśmiecha się Halina Piontke.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg