Ekipa ratunkowa

- Lekarz powiedział nam, że nie ma szans, aby dziecko urodziło się zdrowe i że jeśli w ogóle przyjdzie na świat, będziemy je odwiedzać w hospicjum. - Czy chcecie takiego życia? - to zabrzmiało jak wyrok.

Chrzest na oddziale

Minęły trzy tygodnie, było coraz lepiej i czas na kolejną wizytę. Kończył się właśnie czas Wielkiego Postu. Nic nie zapowiadało, że będzie to dla młodej rodziny prawdziwie Wielki Tydzień.

– Po jednym z badań lekarz stwierdził, że postępuje bardzo groźna hipotrofia płodu, czyli Piotruś przestał rosnąć i rozwijać się. Ważył kilogram, a powinien minimum półtora kilograma. Zaczęto mi robić wymówki, że coś tam zaniedbałam. Lekarz zalecił natychmiastową szybką konsultację w klinice w Łodzi i mówił: „Niech pani liczy ruchy dziecka, bo wszystko jest możliwe” – opowiada Ela. To był Wielki Tydzień, w czwartek podano jej sterydy, aby rozwinęły się płuca dziecka, a w Wielki Piątek urodził się Piotruś poprzez cesarskie cięcie, bo jego życie znów było zagrożone.

– Był taki malutki, ale żył. Trafił na intensywną terapię, nie mogłam go ani przytulić czy nakarmić, bo nie miał wykształconego nawyku ssania. Na szczęście oddychał samodzielnie – dodaje. Pierwszą myślą rodziców było to, aby go szybko ochrzcić. Telefon do znajomego księdza z prośbą i pytaniem, jak to zrobić. – Piotruś był w takich sterylnych warunkach, że strach było go nawet dotykać. Wziąłem na palec święconą wodę z kaplicy szpitalnej i uczyniłem znak krzyża na maleńkiej główce synka, wypowiadając słowa: „Piotrze, ja ciebie chrzczę...”. Było to niesamowite przeżycie. Nie wiem, czy dobrze to zrobiłem, ale się starałem – opowiada tata.

Sytuacja Piotrusia nie była łatwa. Cały czas toczyła się walka o jego życie. – W Niedzielę Zmartwychwstania mogłam go dotknąć, pogłaskać – dodaje Ela. Kolejne tygodnie to nieustanne badania tomograficzne i wiele innych, które diagnozowały rozwój malucha. – Byliśmy rozbici, ja w Łodzi, mąż z córką w domu. Jak wróciłam do domu, tęskniłam za Piotrusiem, jak byłam przy nim, myślałam o Paulince. To była taka rodzinna gehenna – dodaje Ela.

Papieski happy end

Dziś Piotruś to już dwuletni mały rozrabiaka. Biega po pokoju z ulubionym misiem Mimi.

– Kilka tygodni temu odetchnęliśmy z ulgą. Po ponad dwu latach biegania od lekarza do lekarza, po tysiącach godzin rehabilitacji i nieustannego niepokoju pani neurolog powiedziała, że nie widzi na razie konieczności konsultacji, bo wszystko wróciło do normy. Oboje z mężem wiemy, że to Ktoś tam z góry nad nim czuwał – dodaje ze łzami w oczach Ela. Jednak zaraz po powrocie ze szpitala tak nie było. Po kilku miesiącach radości i nadziei, że to, co najgorsze, za nimi, przyszły nowe problemy.

– W pewnym momencie Piotruś przestał jeść. Nie miał apetytu, nie chciał przyjmować pokarmów. Przez to nie rósł i był osłabiony. Wtedy znów badania, lekarskie konsultacje i żadnej konkretnej diagnozy. Jednak któregoś wieczoru odwiedził nas znajomy ksiądz. Gdy usłyszał o całej historii, podarował nam mały obrazek papieża Jana Pawła II z małą cząsteczką jego sutanny. To stało się naszą domową relikwią. Modliliśmy się o jego opiekę nad synkiem. I powoli zaczęło wszystko wracać do normy – wspomina Ela. 

Mały Piotruś, zapytany, gdzie jest papież, z uwagą podnosi głowę znad całej masy zabawek, podbiega do komody, bierze mały obrazek oprawiony w ramkę i z dziecięcą ufnością całuje. – Musieliśmy tę małą relikwię oprawić, bo już była dobrze zniszczona. Wiemy i czujemy, że on czuwa nad nami – dodaje uśmiechnięta mama. – Myślę, że przez to wszystko dojrzeliśmy jako małżonkowie, rodzice, ludzie wierzący. Wiemy, że czasem nie jest łatwo uwierzyć wbrew nadziei, że sami jesteśmy tacy bezsilni i słabi, a z Bożą pomocą i pod opieką świętych łatwiej ponieść to, co najtrudniejsze – dodaje tata Konrad.

– Zrozumieliśmy, że życie to wielki dar i łaska. Doceniamy codzienność; zwykły spacer czy odpoczynek na balkonie dają nam wielką radość. Chyba Bóg chciał nas tego nauczyć. W tym trudnym dla nas czasie spotkaliśmy się z wielką dobrocią i życzliwością ludzi, nie tylko rodziny. Znajomi na każdym kroku ofiarowali nam pomoc i modlitwę. A Jan Paweł II – synka – podsumowuje Elżbieta.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg