Mamo, tato, idę do klasztoru

– Mamy ósemkę dzieci, a tu nagle rewolucja! Rodzina się nam powiększa o kilkadziesiąt osób! – mówią Małgorzata i Roman Bieliccy. A Lidia Klaczak dopowiada: – Urodziłam dwie córki. A kiedy przyjeżdżam na Portową, to dwadzieścia mówi mi: „Kochana mamusiu!”. Tak to Pan Bóg układa...

Kiedy włączałam radio

– Nie nakłanialiśmy jej do wyboru takiej czy innej drogi. Liceum wybrała sobie bardzo wymagające: biol.-chem. w bielskim Koperniku – mówi Roman Bielicki, tata Uli. – Wspominała wtedy o medycynie. Potem myślałem, że może pójdzie moimi śladami, bo interesowała ją też historia. Ale widziałem, że to nie było takie namiętne, jak z prawdziwymi pasjami bywa. W roku maturalnym widzieliśmy, że nie jest zdecydowana, co tak naprawdę chciałaby robić. – Mieszkałam wtedy u dziadków, uczyłam się do matury. Rzadziej jeździłam do Zabrzega, kontakt z siostrami nie był już taki żywy. Pojawiła się miłość w moim życiu. A z drugiej strony nie wiem czemu, ale za każdym razem, kiedy włączałam radio – a słuchaliśmy „Anioła Beskidów” – słyszałam: „Módlmy się o nowe powołania zakonne”. Byłam rozdarta. Siostry mi opowiadały potem, że nieraz próbowały się do mnie dodzwonić, ale za każdym razem był jakiś problem na łączach.

W końcu podjęła decyzję. Zastanawiała się, jak powiedzieć sympatii o tym, że jednak nic z tego uczucia nie będzie. – Usłyszałam: „Gdyby chodziło o innego chłopaka, tobym się o ciebie bił, ale z Panem Bogiem walczył nie będę”. Pan Bóg rozwiązywał wszystkie moje problemy – wspomina Ula. – Już byłam pewna: nawet jeśli nie zdam matury, jadę do sióstr, do Cieszyna! Matura poszła bardzo dobrze. I wtedy zdecydowała się powiedzieć rodzicom.

Czułam się cudownie

– To był taki zabiegany maj. Czekaliśmy na rozdanie świadectw. I jednego dnia Urszulka złapała nas oboje w kuchni i zaczęła jakoś tak poważnie wyglądać. Usiedliśmy na chwilę i wtedy nam oznajmiła, jaka jest jej decyzja i że umówiła się z siostrami w Cieszynie. – Rodzice nie odwodzili mnie od tej decyzji – mówi Ula. – Czułam się cudownie! Kamień spadł mi z serca! W klasztorze miałam się stawić w sierpniu, ale tuż po rozdaniu świadectw, 29 czerwca, zadecydowałam, że jadę do Cieszyna. Nie chciałam już czekać. Bałam się, że znowu przyjdą jakieś okoliczności, które będą przeszkodą.

– Nie byłem zaskoczony. To było coś, czego po tych latach wyjazdów do Zabrzega można się było spodziewać – mówi tata. – Zapytałem tylko, czy na pewno teraz, czy może najpierw lepiej pomyśleć o studiach. A ona, że nie. Że jeśli siostry uznają to za potrzebne, to same wyślą ją na studia. – A ja nie przypuszczałam, że tak zareaguję: mając wtedy siódemkę dzieci (Staś urodził się później), poczułam pustkę, kiedy jedno opuściło dom… – uśmiecha się Małgosia. – Ula zawsze była, kiedy jej potrzebowałam: żeby podsmażyć naleśniki, zamieszać zupę, rozwiesić pranie, przytulić maluchy. Ten mój dziwny stan trwał parę dni. Ale w końcu dotarło do mnie, jak wielkie wyróżnienie nas spotkało. 

Zawsze busem

Ula wybrała sobie zakonne imię Tarsycja. Jest już w klasztorze dziesięć lat. Będąc siostrą, skończyła teologię w Katowicach, zrobiła prawo jazdy. Pracuje w szkole – jako katechetka i nauczyciel w świetlicy. Jest zakrystianką w parafii św. Elżbiety w Cieszynie, współprowadzi wspólnotę Dzieci Maryi, jest odpowiedzialna za rekolekcje ewangelizacyjne i powołaniowe, pomaga w przygotowaniu dzieci do Pierwszej Komunii świętej. – Co jakiś czas nas odwiedza – dodają rodzice. – Nigdy nie przyjeżdża sama. Zawsze busem – z innymi siostrami. Śmiejemy się, jak widzimy tę procesję wchodzącą do naszego bloku. A siostry – jak to elżbietanki cieszyńskie – wnoszą mnóstwo radości, optymizmu. Czujemy tę rodzinną bliskość z nimi. Ula wstąpiła do nowej rodziny, ale tym samym powiększyła naszą.

– Jest bardzo szczęśliwa, bo realizuje swoje powołanie... – mówi mama. – Z podziwem patrzę, jak tam odkrywa talenty. Do niedawna nie wiedziałam, że potrafi być dekoratorką! Niesie też swoje krzyże – ale niesie je przecież każdy... Jestem spokojna, bo trafiła pod najlepsze skrzydła, do zakonu, który żyje regułą św. Franciszka, gdzie krzyż i radość idą w parze. – W życiu towarzyszą mi dwie takie myśli – mówi s. Tarsycja. – Jeśli zrobimy wszystko, co w naszej mocy, Pan Bóg uczyni resztę. I druga – słowa Pana Jezusa do św. Teresy: „Zajmij się Mną, a ja zajmę się tobą”. To się naprawdę sprawdza w moim życiu...

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg