Filip w końcu się wyspał

Przez ponad rok Filipa starali się obudzić lekarze, rehabilitanci i cała rzesza ludzi: kolegów z klasy, sąsiadów, obcych i znajomych. Nadzieja, która ich pchała do działania, nie zawiodła.

Przez cały czas pobytu Filipa w „Budziku” towarzyszył mu tata. Pani Beata, na której barki spadło utrzymanie rodziny, odwiedzała ich w weekendy. W tygodniu rozwiązywała domowe problemy, których nie brakowało, – W tym całym nieszczęściu Pan Bóg dał nam wspaniałych ludzi – mama Filipa nie ma żadnych wątpliwości. – To, co działo się wokoło całej naszej rodziny przez ten czas, jest nie do opisania. Te nieprawdopodobne zbiórki pieniędzy i organizowanie rozmaitych przedsięwzięć. Każdy, kto się w to angażował, zdejmował nam z ramion wielki ciężar. Dzięki temu mogliśmy się koncentrować na stawianiu Filipa na nogi – wspomina. – Jednej nocy nie mogłam spać i zastanawiałam się, jak ja mam ocieplić te stare mury. Kiedy wróciłam z pracy, dom był ocieplony. Przyjechali ludzie, zrobili i nie wzięli za to ani grosza. Albo taki problem: jak wjechać wózkiem na podwórko? Trzeba zrobić podjazd. Na ten mały kawałeczek potrzeba było polbruku za 11 tys. zł! Poszłam do sąsiada, który zajmuje się takimi rzeczami, żeby spytać, czy nie da się znaleźć gdzieś tańszego. I co? Zjawiła się ekipa z wielkimi uśmiechami na twarzy i w tydzień podjazd za symboliczną zapłatę był gotowy. Ktoś mi powie, że ludzie są niewrażliwi? – mówi wzruszona kobieta. Na powrót Filipa trzeba było zrobić kapitalny remont parteru, części domu, która dotychczas nie była używana przez rodzinę. Tu, oprócz rodzeństwa pani Beaty, też pomogli dobrzy ludzie. – Przychodziłam z pracy, przebierałam się w robocze ciuchy i uczyłam się… gipsować, szlifować, przykręcać gniazdka. A pomagał mi przyjaciel rodziny, który od czerwca dzień w dzień przychodził i pracował tu za darmo – uśmiecha się pani Beata.

Filip, wstawaj, czekamy!

Wypadek Filipa poruszył pilską społeczność. Mieszkańcy miasta organizowali mecze, koncerty, zbiórki pieniędzy, a nawet wielkie smażenie hamburgerów. Do akcji ruszyli też nauczyciele i uczniowie Zespołu Szkół nr 3, gdzie uczył się chłopak. – Sama siebie nie podejrzewałam, że będę kiedykolwiek działać charytatywnie. Do puszek często wrzucam pieniądze, pomagam ludziom, ale sama nigdy wolontariuszem nie byłam. Chociaż, jak się zastanowić, to chyba każdy nauczyciel jest społecznikiem, nie da się być nauczycielem-urzędnikiem – śmieje się Iwona Bagińska, nauczycielka Filipa, która razem z kolegami ze szkoły Małgorzatą Kossak i Błażejem Drabem zainicjowała przygotowanie wielkiego koncertu charytatywnego i powołanie komitetu organizującego akcje na rzecz Filipa. Koncert w gimnazjum oraz towarzyszące mu loteria i licytacja okazały się wielkim sukcesem. – Najłatwiejszą sprawą, wbrew temu, czego trochę się obawialiśmy, było zdobycie fantów. Firmy przekazywały nam swoje towary albo karnety na przeróżne usługi. Nawet już w trakcie koncertu przychodzili ludzie i oferowali rozmaite rzeczy, które można było zlicytować! – wspomina nauczycielka. Niezwykle wzruszającym momentem było połączenie telefoniczne z Filipem i jego mamą, podczas którego wszyscy głośno krzyczeli: „Filip, czekamy na ciebie!”. – Poza tym aspektem finansowym niezmiernie istotną sprawą było to, że udało nam się stworzyć bardzo długi łańcuch ludzkich serc, które odpowiedziały na nasz apel. Firmy, nauczyciele, uczniowie i ich rodzice, media nagłaśniające akcję, no i sami pilanie, którzy tak licznie stawili się na koncert – wylicza pani Iwona. Po koncercie były jeszcze mecz, charytatywne kolędowanie, zbiórki w sklepach oraz tony nakrętek i puszek. Czek, który wręczono mamie Filipa na koniec roku szkolnego, opiewał na ponad 30 tys. zł. – Najbardziej cieszę się z tego, że tak wielu uczniów zaangażowało się w budzenie Filipa. Nie tylko jego koledzy z klasy. Pisali do niego kartki, nagrywali filmiki z życia szkoły, dzwonili i przez internet opowiadali mu o tym, co dzieje się w szkole, co słychać w Pile, że za nim tęsknią i czekają, aż wróci – dodaje.

Małe plany, wielkie nadzieje

– Bez ludzi i wiary w Boga nie przetrwalibyśmy tego – mówi z przekonaniem pani Beata. – Od tamtego 2 sierpnia dziękuję Mu codziennie za wszystko: że Filip żyje, że się uśmiechnął, że poruszył paluszkiem. Ale z Jego Matką to ja sobie jeszcze „pogadam” o tym 15 sierpnia – mówi żartobliwie. – Planuję pielgrzymkę i mam nadzieję, że jak do Niej przyjdę, to mi to wszystko wytłumaczy – uśmiecha się ciepło pani Beata. Na razie czeka na przyjazd Filipa, ale jak mówi, nie snuje długoterminowych planów. – Ja wierzę, że to wszystko jest przejściowe, więc nie będę mówiła o tym, że marzę, żeby Filip trzymał głowę prosto, żeby zaczął mówić, żeby stanął na własnych nogach. Chciałabym, żeby zadomowił się w tej części domu, której do tej pory nie znał. Żeby nie zamknął się w tych czterech ścianach, nie stracił kontaktu z przyjaciółmi, żeby się nie krępował swoim stanem, żeby cały czas się śmiał. Chciałabym, żeby to miejsce tętniło życiem – dodaje.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg