Dawniej w szkole, nawet jeśli rodzina nie do końca była wydolna wychowawczo, doskonale wychowawczo radzili sobie z nimi... nauczyciele.
Był przełom lat 80 i 90. W pewnej klasie było kilku tzw. niegrzecznych chłopców. Ich niegrzeczność polegała na gadaniu na lekcjach, samowolnym opuszczaniu ławek, bywało że przedrzeźniali nauczycieli oraz rzucali papierowymi kulkami w dziewczynki. W klasie VII i VIII ich niegrzeczność przerodziła się w popalanie papierosów w szkolnej toalecie oraz wagary. Żeby charakterystyka była pełniejsza, dodam, że chłopcy ci pochodzili z rodzin trudnych. Jak skończyli? Całkiem przyzwoicie. Pokończyli szkoły. Założyli rodziny. Radzą sobie. Chłopcy – w czasie buntów i wygłupów – jednego mogli być pewni: nawet jeśli rodzina nie do końca była wydolna wychowawczo, doskonale wychowawczo radzili sobie z nimi... nauczyciele. Zarówno pan od matematyki, konkretny i surowy, jak i delikatna, nieco histeryczna pani od geografii. Więc chociaż chłopcy zachodzili czasem szkole za skórę, szkoła radziła sobie z nimi. I być może właśnie dzięki temu radzeniu udało się młodych ludzi na dużych porządnych ludzi wyprowadzić.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |