Kierunek: gdziekolwiek

Kiedy mama bała się o jego bezpieczeństwo w krajach islamskich, przyjaciel Michała pocieszył ją, że muzułmanie mają nakaz szanowania dwóch typów ludzi: pielgrzymów i wariatów...

Jak po maśle

Bakcyl został połknięty. Kolejne wypady kuszą coraz bardziej. Ale to kosztuje. Michał studiuje ekonomię, a praktykę odbywa w drodze. Wyspecjalizował się w sztuce taniego podróżowania. Do Szwecji poleciał samolotem, tam i z powrotem za 12 zł. – Zabraliśmy z kumplem ze sobą skompresowane kanapki pochowane po kieszeniach, zupki chińskie przedziurkowane szpilką – wspomina. – Na miejscu jeździliśmy autostopem, nocowaliśmy na dziko i nie wydaliśmy ani grosza w ciągu 4 dni. Z dalszych podróży najtaniej wyszła Japonia. Udało mi się znaleźć bilety za 281 zł. Na miejscu byłem 8 dni, poruszałem się transportem kombinowanym, nocowałem w różnych miejscach, między innymi w toalecie damskiej...

Potrafi, nawet przez miesiąc, żyć za mniej niż dolara dziennie. Czyli poniżej granicy ubóstwa ustalonej przez Bank Światowy. Zdaje sobie sprawę, że tak żyją miliony ludzi na całym świecie. Zobaczył to na własne oczy. Śpi, gdzie popadnie: w rurze zjeżdżalni na placu zabaw, pod mostem w Sankt Petersburgu, w szpitalu na Syberii, w szatni sędziów piłkarskich, na trybunie piłkarskiej, na polu golfowym, na przystankach autobusowych, w pustostanach, w schronisku dla bezdomnych. Korzysta z pomocy tubylców, siada z nimi do stołu, jada, czym go poczęstują. W Kambodży zjadł mocno mięsistego pająka. W Wietnamie pił wino z węża. – Piłem też kawę zwaną kopi luwak, wytwarzaną z ziaren wydobywanych z odchodów łasic. Te zwierzęta zjadają najlepsze owoce kawowca, ale nie potrafią ich strawić... I jeszcze jadłem owoce durianu, najbardziej śmierdzącego na świecie.

Jednak pewnego dnia, na granicy irańsko-ormiańskiej, jego żołądek zastrajkował. – Ktoś mnie zaprosił do siebie na posiłek i podał chleb z masłem, na którym było więcej much niż miejsca na to, żeby siadały kolejne – opowiada. – Zjadłem to i wtedy zaczęły się problemy żołądkowe. Trwały miesiąc. Okazało się, że to były lamblie. Ale poza tym nic złego się nie działo. Zawsze mówię, że w takich przypadkach ważna jest dezynfekcja alkoholowa – śmieje się.

Jedno słowo: seks

Bywało niebezpiecznie. W Iranie skradziono mu wszystkie pieniądze i dokumenty. – To była masakra. Byłem w miejscowości Sziraz w południowo-środkowym Iranie. Przez moją nieuwagę kieszonkowcy zabrali mi na ulicy paszport, prawo jazdy, kartę NFZ, ubezpieczenie, całą kasę. Nie zdawałem sobie do końca sprawy z powagi sytuacji, bardziej martwiłem się o te pieniądze. To był 2010 rok, na Iran od wielu lat było już nałożone embargo handlowe, dlatego nie działały tam karty Visa czy MasterCard. Wszystko miałem w gotówce. Nie miałem pojęcia, co oznacza brak dokumentów...

Zrobiłem maraton po komisariatach, z nikim nie można się było dogadać po angielsku. Taka sytuacja: siedzę pod jednym z komisariatów, nagle podjeżdża dwóch policjantów, podchodzą do bagażnika, otwierają go i wyciągają z niego gościa w kajdankach, prowadzą do budynku. Za chwilę ze środka słychać krzyki, jęki. Potraktowali go paralizatorem, skopali... Mnie tak na szczęście nie traktowali. Wszystko skończyło się dobrze.

W jednym z komisariatów wręczono mu zapieczętowany list na adres MSZ w Teheranie. Przez tydzień się tułał, sprzątacze teherańskiego metra dzielili się z nim jedzeniem. W ambasadzie polskiej miał sobie wyrobić tymczasowy dokument. To już był czas paszportów biometrycznych, dane weryfikowane są na podstawie odcisków palców. Okazało się, że od kilku dni nie działał system komputerowy. Pracownicy ambasady głowili się, jak ustalić tożsamość mężczyzny. I w końcu jeden zapytał, czy Michał ma profil na Naszej-klasie albo na Facebooku. Weszli na konto Naszej Klasy i na podstawie galerii zdjęciowej ustalili tożsamość.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg