Fortepianowy Nikifor

Miał być roślinką. Niemal nie widział. Nie słyszał. Sonatę Księżycową nauczył się grać... ze słuchu. Odzyskał siebie.

Zmiażdżony?

Kończy gimnazjum. Ma dwadzieścia trzy lata. W polskim prawie osoby takie jak on, z orzeczeniem o niepełnosprawności, mogą się uczyć w szkołach publicznych tylko do 24. roku życia. I nie ma zmiłuj. Więc mimo gigantycznego wysiłku rodziców, by Grzesiek mógł kontynuować naukę, na system nie ma mocnych. Co prawda wiele osób pomoc naobiecywało, a Grzesiek wierzył. Jednak te wszystkie „działania” kończyły się na obiecankach oraz wielkiej Grześkowej frustracji, zawodzie i smutku. Nauczył się też, niemal samodzielnie… strojenia fortepianów.

Robi to w sposób idealny i profesjonalny, lecz nikt go na stroiciela nie chce przyjąć. Pracodawcy nie wierzą w stroicieli z implantem. Nie wierzą i szkoły, w których przy odrobinie dobrej woli mógłby uzyskać odpowiedni „papierek”. Poszedł więc Grzesiek, sfrustrowany i mocno przytłoczony sytuacją, do… szkoły tkactwa. Tam go chcieli. Grać przestał, bo muzyka, której chciał się poświęcić, a nie mógł, boleć zaczęła. Tkał więc sobie jakieś kilimy, „zmiażdżony, poturbowany przez system” – jak mówi jego ojciec. Tyle dobrze, że w szkole od kilimów była też fantastyczna pani od socjoterapii, która pomagała Grześkowi czynić kolejne kroki w skomplikowanym świecie słyszących, ale nierozumiejących… W końcu wrócił do muzyki.

Bo „muzyka się obraża”, gdy się ją zaniedbuje. I mimo wszystkich trudności „zmiażdżyć” Grześka po prostu się nie da. Za silny jest. I za dobrą ma matczyno-ojcowską ochronę. Płonkowie próbują więc znaleźć miejsce, w którym jakiś dobry nauczyciel prowadziłby syna dalej. Ale nawet w prywatnych szkołach muzycznych, gdy mama przez telefon tłumaczy, że „niepełnosprawny, wymaga indywidualnego podejścia”, odkładają słuchawkę. Z kolei na ognisko muzyczne w Poroninie, gdzie poszedł na przesłuchania i gdzie się nim zachwycono, Grzegorz okazał się po prostu za dobry. Więc kilka lat samodzielnej pracy. Po kilka godzin dziennie przy instrumencie. I w końcu znajduje się placówka, która podejmuje się nauki: Orawska Szkoła Muzyczna. Z dobrym panem nauczycielem, z którym Grzesiek znajduje nić porozumienia. Rok się już tam uczy. I tylko ten dojazd... 45 km, zimą, z Murzasichla, przez Ząb, aż na Orawę. To wielka wyprawa.

Ale jak dotąd źle nie było: raz tylko się tata z Grześkiem zakopał w śniegu. I raz nauczyciel z tego samego powodu nie dojechał na lekcję. Fortepianowy Nikifor. Tamten z Krynicy. Ten z Murzasichla. – Co chciałbyś, Grzesiek, robić w przyszłości? – No muzykowanie. Fortepian. Grać. I stroicielem.

***

Wieczór, 16 lipca 2015. Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego wypełnione po brzegi. Koncert czternastu finalistów, wybranych z całego świata, z ponad stu muzyków implantowanych. Czarny fortepian. Czarny garnitur. Grzesiek gra pewnie, najpewniej. Najgłębiej. Jak głęboka jest jego walka o muzykę i o samego siebie. Oby wygrał swoją przyszłość.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg