Zadbać 
o więź

O miłości małżeńskiej, w której odbija się miłość Boga, z o. Ksawerym Knotzem rozmawia Agata Puścikowska


Ciągle mówimy, również w kontekście synodu, o kryzysie rodziny. Jaka jest jego przyczyna?


Chociażby to, że zamiast „dbać o rodzinę, wspierać rodzinę”, powinno się realnie wspierać... małżeństwo! Chciałbym, aby przestano wciąż mówić o rodzinie (pojęcie szersze, które często się rozmywa), a zaczęto przejmować się małżeństwem. To małżeństwo potrzebuje uwagi, pomocy, formacji ciągłej. Jeśli zadbamy o męża i żonę, wcześniej narzeczonych, do tzw. kryzysu rodziny nie dojdzie, bo małżonkowie będą potrafili zadbać o siebie i dobrze wychować dzieci, przyszłość Kościoła. Jeśli ludzie generalnie nie znają Chrystusa, to trzeba zrobić wszystko, by na nowo weszli do Kościoła, z którym Chrystus jest nierozerwalnie związany. Wtedy, trwając w małżeństwie, odkryją nowe wymiary miłości. I jeśli będą blisko Chrystusa, wybór życia takiego, jaki Kościół proponuje, nie będzie wydawał się heroizmem. 


A może jednak zrozumienie obecności Boga w małżeństwie jest dla większości śmiertelników zbyt trudne? Stąd przeróżne kłopoty, odejścia, niewierności...


To jest tak samo trudne jak zobaczyć Boga w kapłanie, w ludziach chodzących do kościoła. Bez formacji nastawionej na odkrycie łaski sakramentu małżeństwa nikt sam z siebie nie będzie tak myślał. Pracuję z małżonkami i doświadczam, że odpowiednio poprowadzeni, w lot odczytują i rozumieją obecność Boga w ich miłości. Śmiem twierdzić, że lepiej to odczuwają niż kapłani. Po prostu w małżeństwie Bóg działa przez zmysły. Do męża Bóg chce przychodzić przez cielesność żony. Do żony – przez cielesność męża. A odejście, niewierności, przeróżne dramaty to najczęściej wynik braku więzi między małżonkami czy niedostatecznego dbania o więź. Jeśli mówimy o trosce o małżeństwo, na plan pierwszy właśnie powinna wypłynąć dbałość o więź. Małżonkowie potrzebują narzędzi, jak ją umacniać. Gdy w małżeństwie brak więzi, po krótkiej chwili namiętności, po paru latach, przychodzi zmęczenie i małżonkowie tracą sens wspólnego życia. 


Można być dobrym małżeństwem poza tzw. wspólnotami? Regularnie słyszę: „Musicie należeć do wspólnoty X, bo inaczej... 


...małżeństwo się rozsypie”. Problem polega na tym, że większość małżeństw katolickich zostaje na poziomie naturalnej wspólnoty, czyli opartej tylko na ludzkiej miłości. Aby się stały żywymi wspólnotami Kościoła, muszą w swojej małżeńskiej wspólnocie spotkać Jezusa, który jest gwarantem ich nierozerwalności. Tymi wspólnotami, małżeństwami właśnie, powinniśmy się zająć w pierwszym rzędzie. One są najważniejszymi wspólnotami w Kościele! Mają większą rangę niż inne wspólnoty! Tymczasem gdy mówimy o odnowie Kościoła przez wspólnoty religijne, nie myślimy w ogóle o małżeństwach i rodzinach. Jeszcze do nas nie dotarło, że to są wspólnoty Kościoła.


Gdy rozmawiamy, trwa w Rzymie synod o rodzinie. Echa dochodzące z Watykanu nieco niepokoją.


Też jestem zaniepokojony. Część ojców synodalnych nie zna nauki Kościoła o małżeństwie i rodzinie, jest także grupa mniejszościowa, ale za to wpływowa, która świadomie ją odrzuca. Niebezpieczne jest, że ma ona silną reprezentację wśród ekspertów synodu. Oni wiedzą, że zmiany w podejściu do małego Kościoła, czyli małżeństwa, są najprostszą drogą, aby doprowadzić do zmian w wielkim Kościele – odejść od katolickiego rozumienia sakramentów, etyki seksualnej, nawet prymatu papieża. Jeśli nie można tych zmian zrobić bezpośrednio, szuka się innych sposobów, by na przykład każdy episkopat mógł samodzielnie ustalać, czy można dopuścić do Eucharystii rozwiedzionych żyjących w powtórnych związkach. Innym sposobem jest próba przedefiniowania miłosierdzia, które ma oznaczać teraz tanią litość i daleko posuniętą tolerancję, przestając być nieskończoną miłością Boga, która zmieni serce największego grzesznika i uzdolni go do życia Ewangelią, o ile tylko ten grzesznik stanie skruszony przed Bogiem. Niektórzy ojcowie synodalni jakoś próbują ominąć nauczanie poprzednich papieży, aby zrobić wyłom, który umożliwi kolejne zmiany wywracające naukę Kościoła katolickiego. Kto wie, czy nie dojdzie do schizmy?


A jeśli dojdzie?


Po reformacji na soborze w Trydencie stało się jasne, że potrzebne są seminaria i formacja księży. Może po tym synodzie, niezależnie od jego wyników, pojawi się świadomość, że małżeństwa też potrzebują długiej i realnej formacji? Ale też kapłani muszą w końcu poznać podstawy duchowości małżeńskiej. Może odkryjemy, że nie tylko sakrament kapłaństwa, kapłani, buduje Kościół, ale że także małżeństwo, i że sakrament małżeństwa jest konieczny, aby powstała dojrzała wspólnota Kościoła.


«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg