Najwyższe stanowisko w Polsce

Zaszczepiają miłość do gór, ale i ratują życie. Upragnioną blachę na piersi nosi prawie 600 osób.

Choć przewodnictwo górskie zostało sformalizowane dopiero 140 lat temu, jego początki sięgają XVI w. Z tego właśnie czasu pochodzi pierwsza wzmianka o małej grupie, która wyszła w góry. – Chodzi o Tatry słowackie. Była to wędrówka pewnej księżnej do Zielonego Stawu – mówi Apoloniusz Rajwa, przewodnik górski od 60 lat, absolwent geografii Uniwersytetu Jagiellońskiego. Pod koniec XVII wieku w Tatry zaczęli docierać także naukowcy. Jednak pierwsze wejścia były zawsze organizowane od słowackiej strony. – Tam było łatwiej i zdecydowanie szybciej można było dostać się pod górskie skały – zaznacza A. Rajwa.

Zamiast szlaku jarmark

On sam słynną blaszkę odebrał w 1967 r., i to w szczególnym miejscu, bo na Gerlachu. Potem od razu zaczął prowadzić turystów. Pierwsza grupa była wyjątkowa. – To byli partyjni aparatczycy z żonami. Nikt nie chciał ich wziąć. Ja się ulitowałem. Owi turyści mieli niesamowite ambicje, chcieli zaliczyć Zawrat, Kasprowy Wierch, Morskie Oko. W schroniskach to nawet szynka się znalazła, żeby ich ugościć. Niemniej jednak kobiety nie dawały sobie rady podczas trudnych podejść i trzeba było je pchać. Z boku to wyglądało bardzo śmiesznie, ale mnie do śmiechu nie było – wspomina przewodnik.

– Bywało i tak, że przyjeżdżałem do grupy na umówione miejsce i godzinę, a nikt nie czekał. Okazywało się potem, że po prostu potencjalni turyści mocno zabalowali. A żeby w papierach związanych z delegacją wszystko się zgadzało, niektórzy prosili, żeby ich zabrać na... jarmark do Nowego Targu. Oczywiście, nikogo górskie szczyty nie interesowały – śmieje się przewodnik tatrzański. Innym razem grupa, z którą wracał z Kir, musiała wypić kieliszek wódki za zdrowie nowożeńców. Chodziło o ślub Andrzeja Zielińskiego z zespołu Skaldowie.

Przewodnik musi się liczyć także z wieloma sytuacjami, kiedy trzeba zachować zimną krew, a pierwsze decyzje są szalenie ważne. – W mojej historii górskiego przewodnictwa miałem trzy wypadki i zdarzyły się one w ciągu jednego tygodnia. Podczas wychodzenia na Halę Gąsienicową, na Przełęczy Między Kopami, nagle jedna z dziewczyn osunęła się na ziemię i straciła przytomność. Chorowała, jak się potem okazało, na cukrzycę. Innym razem schodziłem ze szlaku, a młodzi chłopcy chcieli szybko pokonać odcinek. Jeden z nich potknął się i złamał nogę. Nie było wyjścia i do Kuźnic musiałem nieść poszkodowanego na przemian z nauczycielem, a chłopak ważył całkiem sporo. Trzecia historia dotyczy nagłego ataku padaczki, który udało się opanować – wspomina A. Rajwa.

Pierwsza kobieta przewodnik

W historii przewodnictwa tatrzańskiego szczególnie ważny był 1948 rok. To właśnie wtedy Zofia Radwańska-Paryska, jako pierwsza kobieta, została licencjonowaną przewodniczką. Obecnie w gronie przewodników tatrzańskich jest około 600 osób (z czego około 30 proc. kobiet). Wielu z nich, oczywiście, jest już na zasłużonej emeryturze.

Przewodnicy zrzeszeni są w kilku kołach. Najważniejsze i najliczniejsze z nich to Stowarzyszenie Przewodników Tatrzańskich im. Klemensa Bachledy (rok założenia 1951) i Koło Przewodników Tatrzańskich im. Macieja Sieczki w Krakowie (rok założenia 1954). Wszystkie organizacje przewodników podlegają pod Centrum Przewodnictwa Tatrzańskiego w Krakowie. To ono, wspólnie z Urzędem Marszałkowskim, przeprowadza egzaminy uprawniające do samodzielnego oprowadzania po Tatrach. Obowiązek posiadania przewodnika tatrzańskiego w czasie wędrówki po górach mają grupy szkolne. Warto jednak pamiętać, że po szlakach w Tatrach słowackich można się poruszać bez przewodnika.

– Trzeba jednak zawsze zachować zdrowy rozsądek, aby nie doszło potem do przykrych sytuacji – mówi stanowczo pan Apoloniusz. – Niestety, coraz częściej zdarzają się grupy, w których mało kto jest zainteresowany historiami tatrzańskimi. Młodym towarzyszą wszelkie możliwe urządzenia elektroniczne. Oni, idąc po szlaku, pozostają w swoim wirtualnym świecie. Ograniczają się jedynie do zrobienia sobie „słitfoci” i na tym koniec – przyznaje A. Rajwa.

1200 wycieczek

Pan Apoloniusz dostał niedawno prestiżowe alpejskie odznaczenie, czyli Złotą Tarczę. Znalazł się w gronie trzech Polaków (obok papieża Jana Pawła II i Romana Kubiny), którzy ją otrzymali. Jest skarbnicą wiedzy na temat górskiego świata, nie tylko tego tatrzańskiego. Po górach oprowadził w ciągu 60 lat około 1200 wycieczek, z czego każda liczyła po 30–40 osób. – Wiele osób odzywa się po latach, dzwoni, pisze listy elektroniczne. Dziękują za przekazaną wiedzę, którą teraz dzielą się ze swoimi dziećmi, chodząc po tatrzańskich szlakach – cieszy się A. Rajwa, który ma za sobą także kilkuletnią pracę w Obserwatorium Meteorologicznym na Kasprowym Wierchu.

– Wtedy miałem najwyższe stanowisko pracy w Polsce. W ogóle przewodnicy tatrzańscy, zwłaszcza niektórzy, wykonują swoje zawodowe obowiązki na sporych wysokościach – śmieje się A. Rajwa.

«« | « | 1 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg