Więcej niż siedem

Czy to, że ktoś czasem jest zmęczony zajmowaniem się swoją chorą żoną, mężem, ojcem czy matką to grzech? Uczynek "chorych nawiedzać" wcale nie musi być 
tak trudny, dopóki nie osiągnie poziomu "z chorym zamieszkać". 



Podobnie sprawa ma się z trudną wiadomością o zbliżającej się śmierci. Niektórzy nie wiedzą, czy wolno powiedzieć o niej choremu. Boją się podejmowania pewnych kroków, np. zawołania księdza z wiatykiem, żeby nie przestraszyć chorego.
Jak informować chorego o śmierci? – Normalnie. Prosto. Jest to naturalny proces, który towarzyszy każdemu. Jeżeli podejdziemy do tematu śmierci w sposób naturalny, nie będziemy demonizować tego faktu, uruchamiać własnych lęków, to będzie dobrze. Generalnie temat śmierci jest trudny i nie każdy potrafi o nim rozmawiać. Jeżeli ktoś sam ma jakiś nienaturalny lęk przed własną śmiercią, niech o niej z chorym nie rozmawia. Lepiej niech zrobi to ktoś inny – radzi Mariola Lotko.


Ks. Jastrząb podczas pilskiej konferencji wskazał też na trzy główne przeszkody ze strony chorego, które utrudniają opiekę nad nim, także w wymiarze zwykłej codziennej komunikacji, a które pojawiają się u niego bez jego winy. Są to bowiem naturalne konsekwencje stanu ciężkiej, przewlekłej choroby, szczególnie wtedy, kiedy na horyzoncie pojawia się śmierć. To dlatego nieraz chory jest przykry, obojętny, zamknięty, skoncentrowany na sobie, niewdzięczny.


– Po pierwsze jest to lęk. Trzeba to uwzględnić, jeśli zaczynamy opiekować się chorym i może mamy wobec niego jakieś żądania czy oczekiwania. On się nieraz po prostu strasznie boi. Po drugie – izolacja. Choroba zamyka człowieka w sobie. Chory sam się wyklucza, sam się niejako ukrywa przed światem, wchodzi w obszar złej samotności, ponieważ widzi, że świat mu ucieka. Trzeci problem to rozpacz. Jest ona bardzo intensywnym skoncentrowaniem się na własnym cierpieniu, które sprawia, że chory nie dostrzega innych ludzi dookoła, nawet jeśli oni też cierpią. Nie jest w stanie np. dostrzec córki, która od lat nie miała wakacji, bo cały wolny czas poświęca na opiekę nad nim – wyjaśnia kapłan.


Ewangelia


Chory też jej potrzebuje, gdyż to jedynie ona ostatecznie odpowiada na pytanie o sens cierpienia i śmierci. – Tylko nie na zasadzie łowienia duszy, tzn. że musimy od razu doprowadzić człowieka do przyjęcia sakramentów. Wiadomo, że ostatecznie o to nam chodzi, ale trzeba uszanować człowieka, szczególnie wtedy, kiedy jest oporny. Najbardziej chodzi o towarzyszenie w drodze, o stworzenie przestrzeni spotkania, usłyszenie chorego, jego pragnień, tęsknot, historii – mówi ks. Jastrząb. 
– Nie zawsze trzeba od razu pytać go, dlaczego nie chce Komunii św. Może trzeba zacząć rozmowę o jego ukochanej działce albo o Wilnie, w którym się wychował, i w ten sposób dojść jakoś do wiary. Chory może odkryć Boga przez to, że poczuje się przyjętym człowiekiem – dodaje duszpasterz.


Głoszeniem Ewangelii, nie tylko samemu choremu, jest też poświęcenie, z jakim człowiek stoi przy łóżku drugiego, czasami bez słowa: „dziękuję”. Pani Anna z Koszalina przyznaje: – Tata był specyficznym człowiekiem. Niekoniecznie było u niego widać objawy wdzięczności. Ale też nie oczekiwałam ich, bo w życiu bywało różnie. Były czasy, kiedy nie był dla nas dobry. Ale to mi nie przeszkodziło w opiekowaniu się nim najlepiej, jak potrafiłam.


W niejednym mieszkaniu, z dala od poklasku świata, kolejni „aktorzy” odgrywają w kolejną wersję, zawsze nieco inną, choć równie dramatyczną, przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Czasami zmiana ról następuje szybciej, niż można by się spodziewać.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| KOŚCIÓŁ

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg