Gdzieś na końcu świata

– Niektórzy myślą, jak tak można z Warszawy przeprowadzić się do miejsca, gdzie jest jedynie przyroda, szkoła, kilku sąsiadów i kościół… Oni się dziwią, 
a ja się im dziwię – mówi Magda.

– Odsłonięto m.in. fragment fosy i palisadę z dębowych bali. Zamek składał się z dwóch elementów. Odkryto 16-metrowy kamienno-ceglany masyw donżonu, czyli zamek właściwy o dwumetrowej grubości muru. Drugim elementem był obronny areał. W tym umocnionym obwodzie znajdowały się budynki drewniane – mówi Tadeusz. I wymienia, że odkryto wiele wykopalisk, takich jak skorupy garnków, kafle piecowe oraz dwa topory, w tym jeden ciesielski, bełt kuszy, klucze i okucia. – Jednak najcenniejszą znalezioną rzeczą jest enkolpion, czyli relikwiarz wykonany z mosiądzu i złota w kształcie bizantyjskiego krzyża, który służył do przechowywania relikwii świętego i był noszony na piersi przez rycerza. Zabytek pochodzi z terenów Bizancjum lub Palestyny, a datowany jest na XII–XIII wiek. Co ciekawe, podczas wizyty w Korszach w 2004 r. hrabia Udo zu Eulenburg potwierdził, że w kronice rodzinnej jest informacja o enkolpionie, który został przywieziony z wyprawy krzyżowej przez jego przodka – dodaje historyk.

Zamek stał się w 1490 r. rezydencją szlacheckiej rodziny Eulenburg, która z biegiem lat przejmowała okoliczne dobra. W ten sposób Sątoczno, a później Prosna znalazły się w centrum rozległych posiadłości, będących w posiadaniu tej rodziny do 1945 r. Prof. Kajzer z odkrytej palisady wziął dębowe elementy i pokroił na plastry. Później wysłał do badań dendrologicznych.

– Okazało się, że dęby wykorzystane do budowy elementów zamku zostały ścięte w 1326 r. To świadczy o lokalizacji i o budowie zamku w tym roku. Teraz mija więc 690 lat od założenia Sątoczna, które jest najstarszą miejscowością w powiecie kętrzyńskim. Trzy lata starszą od Kętrzyna – dodaje.


Jedynie przyroda


Magda z córkami kończy tablicę, która zawiśnie na ich straganie przygotowanym przez wieś Studzieniec. Pod jabłonią na drewnianej ławie leży długa deska, w niej wyrzeźbione są litery. Trzeba jeszcze tylko pomalować, dopracować ostatnie szczegóły.

– Tak w ogóle to pochodzę z Warszawy. Tam poznałam męża, który urodził się pod Sępopolem. Poznaliśmy się w pracy, a jak się poznaliśmy, to się pobraliśmy – śmieje się. – A Warszawa… Człowiek ciągle w pracy, w kieracie. I kiedy przyjeżdżaliśmy tu, to myślałam: „Boże, jak tu cudnie. Ludzie żyją powoli, mają zieleń, dzieci wypuszczą do ogródka. Może znajdziemy jakiś domek na wsi, spróbujemy?”. I wiadomość, że ktoś sprzedaje domek. Pojechaliśmy. A tu koniec świata. Dziury w asfalcie, brukowa droga. Domek jak domek, ale ten sad... Coś cudownego. Raj. Jabłonie uginały się od jabłek. Zakochałam się w tym miejscu – wspomina. Już od dziesięciu lat mieszkają w Studzieńcu.

– Niektórzy myślą, jak tak można z Warszawy przeprowadzić się na koniec świata, gdzie jest jedynie przyroda, szkoła, kilku sąsiadów i kościół… W drugą stronę – to tak. Oni się dziwią, a ja się im dziwię – śmieje się Magda. – To pewnie zależy od charakteru człowieka. Dziś działam w stowarzyszeniu, to taka moja praca. Choć społeczna, to dająca ogromną satysfakcję. Bo szczęście trzeba czerpać z codzienności, a nie z oczekiwań. Dziś wiele osób jest w stowarzyszeniu, wspieramy się, działamy – mówi. – Wystarczy chcieć, spotkać ludzi, którym też się chce. A u nas takich nie brakuje. Każdy chciał coś wnieść w jubileusz. Cudowni ludzie tu mieszkają – podkreśla.

I tak wspólnymi siłami proboszcz, stowarzyszenie, dyrekcja, nauczyciele i uczniowie Zespołu Szkół im. Jana Pawła II w Sątocznie przygotowują Eucharystię, część artystyczno-rozrywkową, jarmark sołectw, degustację regionalnych potraw, zabawy i konkursy. – Będzie się działo – dodaje Magda.


Będzie wspominać


– Trzeba iść do kościoła – mówi proboszcz. – Za chwilę przyjedzie organista z Reszla z ks. Dyzmą – wyjaśnia. Okazuje się, że chór z Reszla uświetni uroczystości. Chcą przyjechać, obejrzeć organy, chwilę na nich pograć. Z plebanii do świątyni jest blisko, może ze sto metrów. Trzeba przejść przez plac. – Tu jest stara wozownia. Niszczeje, szkoda. Dawniej, kiedy ludzie przyjeżdżali do kościoła, tam zostawiali konie i powozy. A tu było kino, nawet przed wojną, hrabina opowiadała. Po wojnie też. Przyjeżdżało kino z Kętrzyna. Tu, gdzie jest biblioteka, była szkoła. Zamek był tam – wskazuje na drogę na lewo od bramy kościoła. A świątynia jest piękna, duża, bo Sątoczno miało być miastem.

Na jubileusz przyjedzie hrabia Udo zu Eulenburg. Zresztą przyjeżdża co rok. Chodzi, wspomina, nie ukrywa zadowolenia, że dziś są ludzie, którzy dbają o miejscowość, kultywują tradycję miejsca, gdzie mieszkali jego przodkowie. – Przyjedzie do kościoła, usiądzie w ławce, pomodli się, powspomina, że grał kiedyś na organach. Dla niego to miejsce ma ogromne znaczenie. Raz był z żoną, synem, wnuczkami…

Udo ma już 95 lat. Pamięta jubileusz 600-lecia. Wiem, że będzie wspominać ówczesne uroczystości. Próbujemy odkrywać to na nowo – dodaje proboszcz.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg