Razem z Nim rosłam

– Kiedy byłam dzieckiem, przygotowywałam przyjęcie dla Dzieciątka. Gotowałam potrawy na zabawkowej kuchni, a potem na jednym krzesełku stawiałam obrazek Pana Jezusa, a na drugim – swoją fotografię. I wspólnie obchodziliśmy urodziny. Dziś wspólne świętowanie odbywa się na Pasterce. Teraz On przygotowuje ucztę – mówi Bożena Karwan.

Mieć urodziny lub imieniny (a często jedno i drugie) w Wigilię lub Boże Narodzenie to dla jubilatów i solenizantów powód i do radości, i do zadumy. W Wigilię, w którą – zgodnie z tradycją – pierwsza gwiazdka zwiastuje narodzenie Jezusa, swoje imieniny obchodzą nasi praojcowie – Adam i Ewa. Według MSWiA, w Polsce żyje ponad 460 tys. kobiet o imieniu Ewa i ok. 360 tys. Adamów. Z tego prawie 14 tys. Ew ma 24 grudnia także urodziny. Wśród Adamów jubilatów jest około 12 tys. Najwięcej kobiet i mężczyzn o tych imionach mieszka na Mazowszu i Śląsku. W Boże Narodzenie swoje imieniny świętują zaś Eugenia i Piotr. Ten ostatni często swoją imprezę przenosi na czerwiec, na uroczystość świętych apostołów Piotra i Pawła.

Trzy grosze babci

Od kilku lat kościelnym w parafii św. Jakuba Apostoła w Skierniewicach jest Adam Hubert Mastalerz. Młody, energiczny, mąż Pauliny i tata Jasia, w Wigilię do pracy przychodzi z workiem cukierków. Przed Pasterką i po niej częstuje nimi wszystkich parafian, którzy przychodzą złożyć mu życzenia imieninowe. – Lubię to imię, bo łatwo je zapamiętać i skojarzyć mnie z pierwszym człowiekiem na ziemi – uśmiecha się.

Jak wspomina skierniewicki kościelny, historia nadania mu imienia związana jest z pewnym trudnym wydarzeniem rodzinnym. – Jestem drugim dzieckiem moich rodziców. Pierwsza była Ania, która żyła tylko trzy tygodnie. Kiedy się urodziłem, mama chciała, żebym nosił imię Hubert, bo bardzo jej się podobało. Wówczas babcia zaprotestowała, mówiąc, że – zgodnie z tradycją – w sytuacji, gdy poprzednie dziecko zmarło, następne dostaje imię pierwszych rodziców. I tak zostałem Adamem. Mama się jednak całkiem nie poddała i na drugie dała mi Hubert. W ten sposób zarówno babcia, jak i mama wtrąciły swoje trzy grosze, gdy idzie o moją tożsamość związaną z imieniem – opowiada Adam.

Chrzest Adasia odbył się w pierwszych tygodniach życia. – Nie mogę powiedzieć, że byłem osiłkiem i okazem zdrowia. Wręcz przeciwnie – byłem bardzo schorowany. Miałem operacje i często leżałem w szpitalu. Istniało ryzyko, że mogę umrzeć, stąd pośpiech z chrztem. Dziś śmiało mogę powiedzieć, że u początku mojego życia, tak jak u biblijnego Adama, był zabieg chirurgiczny. Z tą tylko różnicą, że jego bezboleśnie podczas snu operował Stwórca, mnie pod narkozą lekarze. Nie wątpię jednak, że z góry na ręce patrzył im Pierwszy Chirurg – dodaje A. Mastalerz.

Dwie odsłony

W Wigilię nie tylko imieniny, ale i urodziny obchodzi Ewa Kalinowska z Rawy Mazowieckiej. O tym, że została Ewą, w pewnym sensie zdecydowali... lekarze. Przyszła na świat 24 grudnia o godzinie 9 rano przez cesarskie cięcie. – Kiedy doktor wybudzał mamę po narkozie, powiedział: „Pani Mario, urodziła się Ewa”. Radość rodziców ze szczęśliwego rozwiązania była ogromna, a zdanie lekarza na tyle sugestywne, że tak już zostało – opowiada E. Kalinowska.

Obchodzenie wszystkich ważnych wydarzeń jednego dnia czasem ją uwierało. Inne dzieci miały oddzielnie urodziny i imieniny, mogły więc liczyć na prezenty kilka razy w roku. Data do świętowania też nie była najlepsza, bo – jak wiadomo – w czasie świąt nikt nie przyjdzie na imprezę urodzinową. – Był żal, ale łzami się nie zalewałam, bo miało to też swój klimat i nastrój. Przy sztucznej choince było widać, ile urosłam. Rodzice w różny sposób podkreślali, że tego dnia przyszłam na świat. No i na Wigilię do babci jeździłam z cukierkami. Wszyscy goście składali mi życzenia. W jakimś sensie byłam w centrum uwagi, co było bardzo miłe. Od kiedy wyszłam za mąż, dzień ten, za sprawą mojego męża, stał się jeszcze bardziej wyjątkowy – wyznaje Ewa.

A trzeba przyznać, że Marcin jest mistrzem, gdy idzie o afirmację i zaskakiwanie żony. – Świętowanie zaczyna się o godzinie, w której się urodziłam, czyli o 9.00. Do tego czasu mogę się wylegiwać, bo on ogarnia dzieci. Budzona jestem radosnym „Sto lat!”. Na dobry początek dostaję życzenia i prezenty. Są to zawsze niespodzianki. Raz był też dwupoziomowy tort. Ponieważ jestem nauczycielką, miał on kształt dwóch książek, z czego jedna była o fotografii, która jest moją pasją. Na torcie były też sowa, bo jestem nocnym markiem, i Arielka – postać z mojej ulubionej bajki – wspomina Ewa.

Na świętowaniu urodzin rodzina Kalinowskich nie poprzestaje. Koło południa następuje druga odsłona, czyli imieniny. Godzina i moment są niespodzianką. Wszystkie prezenty są przez Marcina pięknie zapakowane. Często sam ozdabia papier serduszkami czy innymi malunkami. – W zeszłym roku np. dostałam bardzo długi i płaski prezent. Od razu pomyślałam, że mój mąż poszedł w stronę praktyczną i kupił mi deskę do prasowania. Po otwarciu okazało się, że był to sportowy łuk, o którym nie śmiałam nawet marzyć. W czasie gdy rozmawialiśmy o zakupie samochodu, podarował mi brelok i golf do ubrania, żebym wiedziała, o jakiej marce auta myśli. Prezentem, który zapamiętam do końca życia, była brytfanka orzechów laskowych, do której dołączony był bilecik z napisem, że pośród nich jest serce. Wszystkie dokładnie przejrzałam i rzeczywiście na jednym było narysowane małe serduszko. Po otwarciu w środku znalazłam złoty łańcuszek. Innym razem za nagrodę, jaką dostał w pracy, kupił mi aparat fotograficzny. On sobie te prezenty rozkłada w czasie. Dzięki temu, że mam połączone okazje, zdarza się, że dostaję coś większego.

Mimo prezentów nie zapominam, Kto i co tego dnia jest najważniejsze. Pół dnia swojego święta oddaję małemu Jezusowi. On jest najpiękniejszym prezentem – mówi Ewa.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg