Historia, kreski i dymki

– To komiksowy wehikuł czasu. Nie bójcie się, wejdźcie do środka – zachęcają gości pracownicy Grodziska w Sopocie, gdzie znajduje się wystawa „Historia Polski według komiksu”. – Rozsiedliście się wygodnie? Trzy, dwa, jeden... startujemy!

I jak się leci? Dobrze? No to na dobry początek: wiecie, że Władysław Łokietek miał tylko 150 cm wzrostu? A znacie tę historię o królu Henryku Walezym, który w Polsce po raz pierwszy zobaczył ubikacje i zachwycony rozkazał umieścić je w Luwrze? A to, że pierwsza syrenka posiadała... męski tułów? Nie? No to się dowiecie.

Mamuty, diabły i syrenki

To ekspozycja wyjątkowa. Stanowi pionierską w historii polskiego muzealnictwa próbę pokazania dziejów naszego kraju za pomocą komiksu. − Do tej pory zdarzały się przypadki wystaw komiksów historycznych, które opowiadały o konkretnych wydarzeniach z dziejów naszego kraju. Jednak pokazanie całej historii Polski poprzez komiks nie miało nigdy miejsca − wyjaśnia Wojciech Łowicki, autor wystawy, znawca i popularyzator polskiego komiksu, kurator sztuki.

Na kilkudziesięciu planszach obejrzeć można setki kadrów z obrazkowych wydawnictw, układające się w chronologiczną, kolorową opowieść. Zaczynamy od pradziejów, kiedy nie było jeszcze naszego kraju, ale były nosorożce i włochate mamuty. Największe nagromadzenie tych ostatnich odnaleziono w 1967 r. na wzgórzu św. Bronisławy w Krakowie. Napotkano tam kości 86 mamutów, zdechłych lub zabitych, a następnie pociętych przez ludzi.

Wehikuł czasu leci dalej. Tym razem lądujemy w państwie Słowian, kiedy wierzono, że w starych wierzbach mieszkają diabły. Szczególnie drzewa wypalone piorunem lub spróchniałe uchodziły za ich siedzibę.

A później przyszedł chrzest, a wraz z nim z wierzb pouciekały demony i inne stwory. Chociaż nie wszystkie. Najstarszy wizerunek syrenki pochodzi z pieczęci herbowej Warszawy z 1390 r. Dostrzegamy na niej raczej drapieżną bestię niż łagodną kopenhaską syrenkę z bajek Andersena. Widoczny jest kartusz ukazujący postać z ludzką głową nakrytą hełmem, ptasim tułowiem, lwim ogonem i racicami wołu, dzierżącą w ręku okrągłą tarczę i miecz. Ludzka połówka syrenki bardziej przypomina mężczyznę niż kobietę. Skąd taki rozrzut od potwora do ładnej kobiety-ryby? – W języku polskim funkcjonuje jedno określenie na dwa rodzaje mitologicznych stworów. A syrenka to coś innego niż syrena. Pierwsza to rodzaj nimfy wodnej występującej pod postacią pół kobiety, pół ryby, a druga to drapieżny stwór morski, najczęściej pod postacią kobiety-ptaka, wabiący żeglarzy śpiewem. Początkowo w heraldyce dominował ten drugi model – tłumaczy twórca wystawy.

Wehikuł jest już gotowy do dalszej drogi. W przelocie witamy się z Władysławem Łokietkiem, nazywanym tak ze względu na niski wzrost, i lądujemy na dworze Henryka Walezego, pierwszego elekcyjnego władcy Polski. To właśnie w naszym kraju król po raz pierwszy zobaczył wychodki, z których nieczystości odprowadzano poza zamkowe mury. Po powrocie do Francji nakazał zbudowanie takich urządzeń w Luwrze i innych pałacach. Minęło jednak sporo czasu, zanim wyperfumowani francuscy dworzanie przyzwyczaili się do tej nowinki technicznej, zaprzestając załatwiania swoich potrzeb fizjologicznych do... kominków i zamkowych sieni.

Komedia w... obozie koncentracyjnym

Sopocka wystawa to nie tylko anegdoty i ciekawostki. Jej twórcy świadomie przeplatają tematy traktowane z przymrużeniem oka z doświadczeniami trudnymi, bolesnymi, ale także chwalebnymi i skomplikowanymi. Wehikuł czasu zatrzymuje się więc w okopach II wojny światowej, w niemieckich obozach koncentracyjnych, na gruzach zniszczonej podczas powstania warszawskiego stolicy, w Watykanie, podczas wyboru Karola Wojtyły na papieża, przed bramą gdańskiej stoczni. Ostatni przystanek to pola pod Smoleńskiem w 2010 r. Całość wieńczy komiks opowiadający o katastrofie prezydenckiego samolotu. – To do dnia dzisiejszego najważniejsze wydarzenie XXI w., wzbudzające wśród Polaków wiele emocji. Jest nadal bardzo świeże i żywe we wspomnieniach. Wydawało się to więc idealnie pasującym punktem zamykającym naszą, niełatwą przecież, historię – mówi W. Łowicki.

Dzięki wystawie poznajemy wartość komiksu jako źródła historycznego. Dowiadujemy się nie tylko tego, jak zmieniały się techniki rysunku, ale także w jaki sposób kilkadziesiąt lat temu prowadzono historyczną narrację. Na jednej z plansz widzimy fragment ukazującego się od 1946 r. komiksu o przygodach Wicka i Wacka. Jego akcja toczy się w Polsce okupowanej przez żołnierzy III Rzeszy. Autorzy nie oszczędzają Niemców, przedstawiając ich jako niemiłosiernie głupie istoty, łatwo dające się nabierać na sztuczki i fortele Polaków. Co ciekawe, jeden z komediowych odcinków autorzy umieścili wewnątrz... obozu koncentracyjnego. – Jednak ówcześni czytelnicy nie poczuli się zniesmaczeni. Ludzie byli jeszcze mocno zżyci z okupacyjną okrutną rzeczywistością – wyjaśnia autor wystawy.

Na innej planszy widzimy inny komiks z 1946 r. – „1002 przygody Wacka Piotrowskiego”. Tekst w dymku głosi: „Może mnie pan podwieźć kawałek? Uciekam od niemców!”. Mała litera nie jest przypadkowa. Wynika z powojennej, ogromnej nienawiści do niedawnych oprawców. Ekspozycja, opowiadając o historii Polski, jest zarazem świetną lekcją dziejów polskiego komiksu. Na wystawę składają się kadry zaczerpnięte z bardzo popularnych serii, takich jak „Tytus, Romek i A’Tomek” autorstwa Henryka Jerzego Chmielewskiego, ale też z mniej znanych polskich komiksów, w tym wydawnictw przedwojennych i powojennych.

− W Polsce ta forma ma dość długą tradycję. Za pierwszy polski klasyczny komiks uważam „Przygody Marka Kolosa”, opublikowany w 1935 r. w „Małym Dzienniczku”, piśmie wydawanym przez oo. franciszkanów z Niepokalanowa. Użyto w nim tradycyjnych dla komiksu „dymków”, w których umieszczano dialogi (wcześniej teksty umieszczane były pod obrazkami), a sam utwór nie był zagranicznym przedrukiem i miał polskich autorów – opowiada W. Łowicki.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

TAGI| SPOTKANIA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg