W koronkach nad bachorami

- Gdyby z Ochodzitej iść za strumyczkiem na południe, można by kulę ziemską wodą opłynąć, ani razu nie stając na grunt stały i wrócić znów na szczyt Ochodzitej - twierdzi Tadeusz Rucki, gawędziarz i artysta z Koniakowa

Z czego utrzymywali się górale Trójwsi Beskidzkiej? - Głównie z wyrębu lasów – odpowiada Jacek Juroszek. - Nasi przodkowie to przede wszystkim drwale. Pracowali od świtu do zmierzchu. Uprawiali też swoje małe role, zajmowali się inwentarzem. Góralki przygotowywały posiłki, wychowywały dzieci, utrzymywały ład w domu. Wypasem owiec zajmowali się pasterze. Gospodarze powierzali bacy, juhasom swoje stadko, a oni zabierali je na hale. Tam wysoko, w swoich bacówkach wyrabiali sery. A kiedy były gotowe, baca zadął w róg, zwany trombitą i gospodarz przychodził po swoją własność. - To była taka pierwsza telefonia komórkowa – żartuje Tadeusz Rucki – Górale już od pokoleń porozumiewają się pomiędzy sobą przy pomocy usemesów, czyli ustalonych sygnałów dźwiękowych – wyjaśnia. My także mieliśmy okazję posłuchać, jak odbywało się takie przekazywanie wiadomości. W „Chacie na Szańcach” pan Tadeusz demonstruje kilka rodzajów trombit. Nazywa je swoimi „telefonami komórkowymi”. - Nazwa wzięła się stąd, że górale trzymali je w komórkach – śmieje się gawędziarz. - Mniejsze „telefony” były podręczne. Wyglądały jak długa, prosta, drewniana rura. Z jednej strony miały mniejszy otwór, z drugiej nieco większy. Można je było wziąć pod rękę i na przykład wyjść na dwór, a następnie, dmąc w mniejszy otwór, wysłać usemesa do sąsiadki, żeby przyszła na kawkę. Większe były stacjonarne. Ich rozmiar uniemożliwiał przenoszenie. Także były drewniane, ale miały kształt długiego rogu. Służyły do poważniejszych celów. Można było z takiego sprzętu wysłać usemesa do sąsiada i ten od razu wiedział, że poważny sygnał takiego „telefonu” jest zaproszeniem, by wpadł na moment z czymś „poważniejszym”. A później to już obaj sąsiedzi wygrywali jak z nut... Jeszcze dziś melodie, wygrywane na trombitach można usłyszeć w Koniakowie. Wystarczy tylko letnim wieczorem znaleźć się w tych stronach o ostatniej pełnej godzinie przed zachodem słońca. My słuchamy gry pana Tadeusza, który na tych huculskich instrumentach, wygrywa czyste, piękne melodie.

Reporter i koronkowe majtki

W koronkach nad bachorami Jan Drzymała Co drugi mieszkaniec Koniakowa to artysta, zapewnia Tadeusz Rucki Dla większości ludzi, Koniaków to przede wszystkim koronki, ostatnimi laty kojarzone również z pewnym asortymentem bielizny damskiej. Jak to się stało, że za sprawą niechlubnego skandalu ze stringami, koniakowska koronka stała się jeszcze bardziej znana na całym świecie? - Przypadek – odpowiada Tadeusz Rucki, którego żona i dwie córki również wyrabiają koronki. - Był taki czas, kiedy sprzedaż koronek gwałtownie spadała. Usiedliśmy z kobietami i zastanawialiśmy się, w jaki sposób przyciągnąć znów klientów. I wymyśliliśmy „Dni Koronki Koniakowskiej”. Miała to być impreza na większą skalę, a więc i kiermasz koronek, i konkurs gry na trombitach. Początkowo zainteresowanie było średnie. Media właściwie się nie pojawiły. Dopiero na konkurs gry na trombitach przyjechał redaktor Gazety Wyborczej i wśród innych rzeczy zauważył też te stringi. Podszedł więc do jednej z koronczarek, pani Kamieniorz, z pytaniem co sądzi o tym nowym zwyczaju. A ona na to, że to profanacja koronki koniakowskiej. Redaktor napisał artykuł, umieścił w nim ową wypowiedź i się zaczęło. - Na drugi dzień miałem już tu osiem telewizji – śmieje się Rucki. - Afera światowa. Nawet Japończycy przyjechali nakręcić reportaż. A wzrost turystyki zwiększył się o trzysta procent – dodaje zięć Ruckiego. Tak to „stringowy” skandal zrobił fantastyczną reklamę koniakowskiej koronce. Dziś już nikt się nie oburza, a Koniaków przeżywa turystyczny renesans.

Powoli żegnamy się z miłymi gospodarzami i wyśmienitą kuchnią karczmy Kopyrtołka. Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na beskidzką panoramę. - W Koniakowie można się zakochać – uważają mieszkańcy, a potwierdzają to liczni turyści odwiedzający wieś. - Tu jest koniec i początek świata – przekonuje Tadeusz Rucki. - O tym się powinno uczyć na pierwszej lekcji geografii w szkole. Tu się po prostu wraca.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | 5 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg