Gwiazdy do mnie mrugają

Z Anną Milewską-Zawadą o czerni nieba, śnie na Mount Evereście i roli s. Faustyny rozmawia Barbara Gruszka-Zych.

Pani mąż odszedł na raka trzustki w ciągu kilku miesięcy. Wspominał o śmierci?

– To dziwne, on w ogóle nie chciał o niej mówić. Kiedy szedł w góry, też nie przyzywał jej imienia. Wiedział, że jest pewnikiem, więc po co mówić o rzeczach oczywistych. A wtedy wierzył, że wyzdrowieje. Operacja się udała, trzy miesiące był sprawny i to upewniło go w przekonaniu, że organizm wytrzyma. Ograniczyłam odwiedziny, żeby nie tracił energii. A kiedy raz przyszedł kolega i zachęcał: „Andrzej, walcz”, odpowiedział: „Przecież walczę”. Ja jednak wiedziałam, jak to się skończy. Moja siostra też umarła na raka trzustki w trybie półrocznym. Jestem wdzięczna pielęgniarce, która zasygnalizowała mi ostatni moment. Wzięła mnie na stronę i zapytała: „Jeśli zgon nastąpi tej nocy, czy mam panią zawiadomić, czy zaczekać do rana?”. Półprzytomna pojechałam jeszcze po coś do domu, a potem wróciłam i czuwałam. Modliłam się, prosząc o pomoc moją zmarłą mamę Annę.

Czy mąż cierpiał?

– Niedużo, brał morfinę. Na koniec zapadł w śpiączkę wątrobową. Nic nie jadł. W kieliszeczku miał zawsze dwie tabletki przeciwbólowe. Po szpitalu chodził kapelan, ale ja się bałam zaproponować mężowi spowiedź, właśnie dlatego, że nic nie wspominał o śmierci. Nie chciałam, żeby pomyślał, że to znak, że zbliża się koniec. Mąż nie był praktykujący…

Ale w górach miał kontakt z Bogiem.

– Na pewno. Kiedyś mi powiedział, że tak czy inaczej Bóg pojawia się pod różnymi postaciami we wszystkich religiach. Gdyby Go nie było, zostałaby nam straszliwa zwierzęcość świata. Podział na dwa gatunki istot – zjadający i zjadany.

Kiedyś doszła Pani do bazy na Mount Evereście na wysokości 5 tys. metrów.

– Najpierw przeżyłam euforię, potem spałam dwa dni. To była typowa śpiączka wysokościowa. Człowiek zasypia wtedy na śmierć. Dobrze, że mąż obudził mnie, nakładając maskę tlenową. Myślę, że tak skończyła Wanda Rutkiewicz. Weszła na 7 tysięcy metrów i teraz siedzi gdzieś tam skulona. Mallory’ego znaleźli po 70 latach. Podobno w Alpach z lodowych szczelin wypływają zachowani jak żywi przodkowie alpinistów. Można ich poznać po strojach z XIX wieku.

Czasem ludzie na nizinach śpią całe życie jak na wysokości 5 tys. metrów. Pani gra, pisze książki, podróżuje. Dobrze, że tamten sen trwał tylko dwa dni.

artykuł z numeru 06/2011 Gościa Niedzielnego

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg