Z Jasia – Jan. Nie Małgosia

Agata Puścikowska/GN 42/2011

publikacja 18.11.2011 23:08

Jasiek wrzeszczy. Biega i nie potrafi chwili usiedzieć. – Jaśku! Bądź grzeczny jak Małgosia! Oby nie posłuchał. Bo chłopiec powinien być chłopcem. W domu, na podwórku, a przede wszystkim w szkole.

Z Jasia – Jan. Nie Małgosia Henryk Przondziono/GN Chłopcy wybierają działania obarczone ryzykiem. Dlatego (szczególnie mali) wolą zabawy, w których jest akcja, hałas, gwałtowniejsze sytuacje, współzawodnictwo.

Historia autentyczna, półdramatyczna. Pan Jan, obecnie trzydziestolatek, jako dziecko był Jaśkiem nieznośnym. Tak przynajmniej wszyscy mówili. A w szkole to się dopiero zaczęło. Nie żeby był niezdolnym uczniem. Był po prostu sobą: usiedzieć 45 minut na polaku – niewykonalne. Skupić się „jak inne dzieci” (czyt. dziewczynki) na historii, podczas której starsza nauczycielka mówiła cicho i monotonnie – ponad siły. Fajny był wf. Fajna była i fizyka: zupełnie wyjątkowy nauczyciel, wciąż w ruchu, pokazywał dzieciom mnóstwo doświadczeń, a „przynudzał” tylko wtedy, gdy naprawdę było trzeba. I chociaż Jaś wielokrotnie przysięgał, że się poprawi, że postara się skupiać i „być grzeczny”, nie wychodziło. W końcu przylgnęła do niego łatka niegrzecznego Jaśka. Za opinią o zachowaniu, nie wiedzieć czemu, szły i gorsze stopnie. Dość, że gdzieś w szóstej klasie zupełnie przestał się starać. Pod koniec podstawówki skumplował się z „takimi samymi jak on”, co to w szkole nie usiedzą na miejscu. Oni go przynajmniej akceptowali takim, jakim był. Zaczęła się więc prawdziwa chuliganeria. Jasiek jakoś na człowieka wyszedł. Najpierw przez zawodówkę (bo przecież takich łobuzów w lepszej szkole nie trzeba), potem technikum. Samochodowe: ciekawe i nikt mu nie kazał udawać dziewczynki. Praca. Też przy samochodach. Mądry szef powiedział do niego: „Jasiek, ty jesteś zdolny chłopak! Czemu na polibudę nie pójdziesz”. Poszedł. Dziś jest inżynierem. – Przypadek pana Jana to dość dobry przykład ilustrujący sytuację chłopców właściwie na całym świecie – mówi prof. Christina Hoff Sommers z Amerykańskiego Instytutu Przedsiębiorczości AEI. Podczas III Międzynarodowego Kongresu Edukacji Zróżnicowanej, który odbył się w połowie października w Warszawie, wygłosiła wykład o skutkach współczesnej edukacji chłopców. – Chłopcy są ofiarami niewłaściwego nauczania i wychowania. Prowadzi to w przypadku wielu z nich do porażek nie tylko edukacyjnych, ale i w dorosłym życiu społecznym.

 

Chłopiec to nie dziewczynka!

Wciąż trwa dyskusja o różnicach między dziewczynkami i chłopcami. O tym, czym są uwarunkowane: biologicznie czy kulturowo. – Każda ze stron opiera się na ekspertyzach własnych autorytetów. Tymczasem niewielu naukowców zastanawia się nad realiami, w których chłopcom przychodzi obecnie zdobywać wiedzę – mówi prof. Hoff Sommers. – A bezdyskusyjną prawdą jest, że Jaś to nie Małgosia! Dziewczynki mają rozwinięte umiejętności słowno-językowe. W czasie zabawy wolą rozmowę, wymianę myśli i emocji, uwielbiają operować wyobraźnią. Interesują się wieloma dziedzinami wiedzy jednocześnie. Z wielu przedmiotów w szkole mają dobre stopnie. Chłopcy wybierają działania obarczone ryzykiem. Dlatego (szczególnie mali) wolą zabawy, w których jest akcja, hałas, gwałtowniejsze sytuacje, współzawodnictwo. Można podsumować je stwierdzeniem: lubią „kotłowanie i siłowanie”. Jednocześnie mają skłonność do koncentrowania się na jednej czynności, która często staje się pasją na całe życie. Bardzo często „specjalizują się” w danym przedmiocie, osiągając w nim doskonałe, ponadprzeciętne wyniki. Zaniedbują natomiast inne dziedziny wiedzy. – Oczywiście nie wszystkie dzieci są identyczne i nie wszystkie mieszczą się w tym schemacie. Prawdopodobnie ok. 20 proc. chłopców to dzieci nieco bardziej delikatne i o innej wrażliwości, odbiegające od powyższego schematu – twierdzi prof. Sommers. Co trzeba dość mocno zaznaczyć, zarówno dziewczynki, jak i chłopcy prezentują średnio ten sam poziom inteligencji. Jednocześnie wyniki standardowych testów na inteligencję pokazują, że mężczyźni częściej reprezentują krańcowe wartości. Więcej mężczyzn niż kobiet ma poziom inteligencji poniżej 70 punktów IQ, i więcej mężczyzn niż kobiet osiąga wynik ponad 140 punktów IQ. Taka sytuacja może np. tłumaczyć, że więcej liderów politycznych czy laureatów Nagrody Nobla to mężczyźni. A jednocześnie większość przestępców i marginesu społecznego to również panowie. – Różnice w zachowaniu, stosunku do wielu spraw mają realne przełożenie na to, co dzieje się w szkole – twierdzi prof. Sommers. – Chłopcy częściej niż dziewczynki mają więc problemy z nauką, socjalizacją. W rezultacie na amerykańskich uczelniach wyższych liczba chłopców systematycznie spada. Nasze Ministerstwo Edukacji twierdzi, że dysproporcje między płciami w szkołach wyższych będą się wciąż pogłębiały. Już dziś 57 proc. studentów z licencjatem to kobiety, 60 proc. magistrów to panie. Podobnie sytuacja wygląda w krajach UE. W 2006 r. na 100 absolwentów płci męskiej przypadało 145 kobiet.

Skutki niefajne i dla kobiet...

Jeśli nie zmieni się sposób kształcenia chłopców, skutki odczują nie tylko oni. – Taka sytuacja uderzy w całe społeczeństwo, również w kobiety. Gorzej wykształconym mężczyznom będzie trudniej znaleźć miejsce we współczesnym społeczeństwie. Źle wykształconym trudniej znaleźć pracę. A to się przekłada negatywnie na możliwości założenia i utrzymania rodziny – mówi prof. Sommers. – Kobiety chcą mężów podobnie do nich wykształconych. Większość z nich również po urodzeniu dziecka woli pracować na część etatu. Jednak jest to możliwe tylko w sytuacji, gdy ich mężowie pracują na pełny etat i zarabiają odpowiednią ilość pieniędzy. Znany amerykański publicysta, specjalizujący się w sprawach edukacyjnych, mówi wręcz: – Globalny wyścig ekonomiczny, w którym się tak wiele słyszy – zdolność wyprodukowania najlepiej wykształconej siły roboczej dającej gwarancję dobrobytu danego kraju – sprowadza się tak naprawdę do prostej konstatacji: wygra ten naród, który znajdzie rozwiązanie na problemy edukacyjne chłopców.

Jasiu, pobaw się laleczką

Jak więc pomóc chłopcom, by jednocześnie nie skrzywdzić edukacyjnie dziewcząt? Co zrobić, by każda z płci była uczona i wychowywana w sposób maksymalnie dostosowany do potrzeb? – W USA ścierają się dwa podejścia. Jedni chcą „ucywilizować” chłopców na żeńską modłę, żeby uwolnić ich od „toksycznej kultury męskości”. Inni zamiast zmieniać chłopców, wolą zmieniać sposób edukacji – mówi prof. Sommers. – Tak, żeby szkoła była miejscem dla chłopców przyjaznym. Prof. Sommers dodaje, że pierwsza tendencja wygrywa w wielu amerykańskich szkołach: tam, gdzie dyrekcja hołduje tzw. równości płci, celem wychowawczym jest „uwolnienie chłopców od brzemienia męskiego pierwiastka”. W tym celu próbuje uczyć się chłopców spokojnych zabaw, w których mają odgrywać role opiekuńcze, rysować, malować, a nawet szydełkować i robić na drutach. Pojawiają się nawet specjalne konferencje o tym, jak chłopców nauczyć bawić się lalkami. Gry zespołowe, berek, dwa ognie, jako prowadzące do dyskryminacji, w ogóle wycofano. Natomiast zabawy nastawione na rywalizację, czyli np. przeciąganie liny (po angielsku: wojna na linę) zamieniono na „linię pokoju”. Wygląda to tak, że chłopcy i dziewczynki siedzą sobie w kółku i trzymają w dłoniach linę. Ma to prawdopodobnie zbudować pozytywne, przyjacielskie relacje. – Ale nie buduje. Chłopcy poddani takim eksperymentom stawiają opór i nie chcą współpracować. Zamieniają druty na szable, a na zajęciach z haftu wyszywają trupie czaszki lub potwory – mówi Sommers.

Prof. Sommers popiera drugi model: dostosowanie szkół do potrzeb edukacyjnych i dziewcząt, i chłopców. Aby maksymalnie wykorzystać przynależne płci pozytywne cechy, należy tworzyć szkoły lub klasy zróżnicowane ze względu na płeć. Dużo łatwiej po prostu osiągnąć optymalne warunki nauczania w klasach zróżnicowanych, niż koedukacyjną klasę prowadzić na dwa, zupełnie różne sposoby. Chociaż w USA większość szkół to placówki koedukacyjne, powoli powstają szkoły publiczne zróżnicowane (z rewelacyjnym edukacyjnie skutkiem np. dla dzieci z trudniejszych środowisk). W Europie, w tym w Polsce, chociaż istnieje możliwość prawna, by szkoły publiczne stawały się szkołami zróżnicowanymi, nie ma publicznych placówek wyłącznie dla chłopców lub dla dziewcząt. Natomiast bardzo dużo elitarnych szkół prywatnych, zarówno amerykańskich, jak i europejskich, to szkoły zróżnicowane ze względu na płeć.

Co jednak zrobić, by zachowując polskie realia, w koedukacyjnych szkołach zarówno dziewczętom, jak i chłopcom działo się lepiej? Choć to trudne do realizacji w klasach mieszanych, prof. Sommers wylicza kilka sposobów. Jeśli chodzi o dziewczynki, powinny mieć zapewnioną ciszę, możliwość pracy samodzielnej, bez ciągłego nadzoru. Wbrew stereotypom, dziewczęta osiągają świetne wyniki w naukach ścisłych, jeśli tylko widzą w nich związek z rzeczywistością. Umiejętnie zachęcone chętnie zajmują się biologią i ochroną środowiska. Mają też tendencję do niedoceniania własnych możliwości, trzeba więc ciągle wzmacniać ich wiarę w siebie. – U chłopców odwrotnie. Mają często tendencje do przeszacowywania swoich możliwości. Dlatego trzeba ich przywoływać do rzeczywistości – śmieje się prof. Sommers. Ponadto ważna jest maksymalnie dobra organizacja czasu i przestrzeni. W klasie ma się dużo dziać, nauczyciel powinien krążyć po klasie i np. wywoływać do odpowiedzi wtedy, gdy uczeń się tego zupełnie nie spodziewa. Należy też stanowczo wymagać i wyciągać konsekwencje w razie niewykonania zadania – wylicza. – Wiadomo też, że chłopcy mniej czytają od dziewcząt. Ale jest to spowodowane „żeńskim” doborem lektur! Powinno się im polecać inne niż dziewczynkom lektury: chłopcy chcą czytać o konkretnych rzeczach, zjawiskach przyrodniczych, o bohaterach dokonujących wielkich czynów. Konieczny jest również ruch na świeżym powietrzu i bardzo dużo sportu każdego dnia. I chyba najważniejsze: należy naturalną dla chłopców agresję przekształcać w mądre współzawodnictwo.