Aniołki dobroci

Ks. Piotr Sroga; GN 48/2011

publikacja 10.12.2011 07:00

Zaczęło się od strachu przed Caritas. Dzięki ciężkiej pracy strach zniknął i wiele osób zgłasza się do bezinteresownej pomocy.

Aniołki dobroci Czesława Jarkowska/ GN Podczas kwest młodzi ochotnicy są bardzo pozytywnie odbierani przez mieszkańców Nidzicy.

Nidzickie Hospicjum

Domowe obchodzi jubileusz 10-lecia. Przez ten czas w ramach Caritas wokół różnych akcji zgromadziło się ponad stu wolontariuszy – uczniów okolicznych szkół, ale także osób dojrzałych. – Swoją przygodę z Caritas zaczęłam w roku 2003. Moja poprzedniczka zginęła w wypadku samochodowym, wykonując swoją pracę. Byłam zatrudniona w szpitalu, na pediatrii, jestem pielęgniarką. Moją pasją była praca z dziećmi. Nie wyobrażałam sobie zajmowania się terminalnie chorymi. Mam przykre doświadczenia z dzieciństwa. Mama szybko odeszła więc broniłam się przed spotkaniem ze śmiercią. Pewnie dlatego wybrałam pracę z najmłodszymi – mówi Czesława Jarkowska, dzisiaj kierownik nidzickiego hospicjum.

Przełamać fatum

Kiedy zdecydowała się na hospicjum, w placówce był do dyspozycji jeden samochód i pracowały dwie pielęgniarki. Na dodatek dyrektor, ks. prał. Sudziński, zginął w wypadku. – Panowało przekonanie, że zaangażowanie w prace Caritas jest niebezpieczne. Ludzie myśleli, że nad placówką ciąży jakieś fatum. Mówili: „Gdzie ty idziesz? Zastanów się, co robisz!” – wspomina pani Czesława.

Na początku z wolontariuszami było kiepsko. Ludzie stronili od pracy przy chorych terminalnie. Nie mając prawa jazdy, Czesława pieszo odwiedzała nielicznych podopiecznych. Zaczęła jednak odczuwać satysfakcję z pracy. Widziała zmiany, jakie wprowadzała w świat pacjentów. Po jej wizytach byli wymyci, zaopatrzeni w lekarstwa i wdzięczni. Pojawiła się radość z owoców swojej działalności. Przez ostatnie osiem lat wiele się zmieniło. W tym czasie organizowano akcje promujące wolontariat i uświadamiające mieszkańców Nidzicy i okolic, że pomoc w ramach Caritas może dać wiele satysfakcji. Próbowano także przekonać chorych, aby nie patrzyli na Domowe Hospicjum jak na zakład pogrzebowy. Z czasem akcje te zaowocowały.

Łzy wdzięczności

Obecnie w prace Caritas w różnych projektach zaangażowanych jest około 100 młodych wolontariuszy oraz wiele osób starszych. Młodzi pomagają w zbiórkach pieniędzy na konkretne cele, starsi odwiedzają chorych. – Jestem w wolontariacie od pięciu lat. Kiedy miałam 12 lat, przeprowadziliśmy się do Nidzicy. Nikogo tu nie znałam. Po szkole miałam dużo wolnego czasu i chciałam go jakoś zagospodarować. Chodziło o coś, co sprawiałoby mi przyjemność, a jednocześnie łączyłoby się z pomocą innym. Wtedy właśnie zapisałam się do wolontariatu – mówi Natalia Borkowska (l. 17), zaangażowana w różne akcje organizowane przez Caritas. Jedną z nich jest „Aniołek”. Polega na pośrednictwie w dostarczaniu paczek dla rodzin w potrzebie. Młodzi robią aniołki z papieru, na których widnieje numerek przypisany konkretnej rodzinie. Aniołki wywieszane są na choince w kościele. Chętni biorą je i przygotowują paczkę. Nie wiedzą oczywiście o tym, do kogo powędrują prezenty, przekazywane dalej przez młodych wolontariuszy.

– Pewnego razu malowaliśmy kartki świąteczne dla chorych będących pod opieką Domowego Hospicjum. Miałam okazję roznosić je po domach w Nidzicy. Poruszyło mnie to, że tak wiele osób było bardzo zadowolonych. Ze łzami w oczach dziękowali nam za pamięć o nich – wspomina Natalia.

Dla Michała

Nabór do wolontariatu odbywa się przede wszystkim w szkołach. Istnieją tam szkolne koła Caritas i przez zaangażowanie w nich wielu uczniów wchodzi w krąg bezinteresownej pomocy. – Zainteresowałam się wolontariatem dzięki mamie, która prowadzi SKC. Nie z przymusu, ale z własnej woli. Zajmuję się głównie kwestowaniem na określone cele. W tym roku zbieraliśmy pieniądze dla naszego kolegi Michała Kowalczyka, który był chory i potrzebował pomocy, aby przejść operację za granicą – mówi Joanna Suwińska (l. 15).

W ostatnich miesiącach społeczność Nidzicy zjednoczyła się wokół Michała. Zbiórki pieniędzy, koncerty i wiele innych inicjatyw pomogły uzyskać sumę potrzebną na operację. Niestety pomimo niej Michał w ostatnich tygodniach zmarł. Wspomina się do dziś nie tylko pomoc materialną, ale także kościół wypełniony młodzieżą podczas modlitwy w jego intencji. Na pytanie o korzyści z pracy w wolontariacie Joanna odpowiada: „To duża satysfakcja – pomóc drugiemu człowiekowi”. Wiele osób, podchodząc do wolontariuszy podczas zbiórek pieniędzy, mówi: „Dobrze, że jesteście”.

Zmiękczanie serc

Działalność społeczna młodzieży jest wielką radością także dla rodziców. Młodzi zamiast spędzać czas przed komputerem lub telewizorem wypełniają go pożytecznym działaniem. – Gdy dziecko działa w wolontariacie, robi się wrażliwsze na niedole innych. Nie boję się o swoją córkę podczas zbiórek na ulicach lub przed kościołem. Zawsze ktoś czuwa nad jej bezpieczeństwem – mówi Artur Suwiński, tata Joanny. Jest dyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących w Nidzicy. Od kilku lat pomaga w promocji corocznej akcji „Żonkile nadziei”. Na jej rozpoczęcie nauczyciele organizują przedstawienie, które ma na celu uwrażliwienie młodzieży na temat pomocy innym i zachęcenie do zaangażowania. – Pamiętam jedno z przedstawień wystawiane w szkole. Scenariusz oparty był na książce „Oskar i pani Róża”. Reakcja uczniów była budująca. Po zakończeniu przedstawienia nastała cisza, nikt nie wstał do wyjścia. Dzieciaki były pod wrażeniem – mówi dyrektor Suwiński. Dzięki współdziałaniu nauczycieli, księży i przedstawicieli Caritas coraz więcej osób zgłasza się dobrowolnie do pracy w wolontariacie.

Granice NFZ

Osoby starsze włączyły się w wydawanie darów dla rodzin potrzebujących oraz odwiedzanie osób objętych pomocą Hospicjum Domowego. Siedem lat temu było ośmiu podopiecznych, dziś jest ich 50. – Mamy kilkunastu wolontariuszy medycznych – to osoby pełnoletnie, które przeszły przeszkolenie. Żeby pracować przy chorych terminalnie, wolontariusz musi poznać choroby, z którymi będzie się stykał. Chodzi o to, żeby wiedzieć, jak rozmawiać z chorymi, jak reagować w różnych sytuacjach – wyjaśnia Czesława Jarkowska. Wspomina jedną ze starszych wolontariuszek, Marię, która odwiedzała systematycznie podopieczną. Wywiązała się tak silna więź, że chora czekała z niecierpliwością na jej wizyty, a ona zjawiała się nieraz kilka razy w ciągu dnia.

Chorym potrzebne są nie tylko leki i sprzęt medyczny, ale także obecność drugiego człowieka, pełna zrozumienia i miłości. Wiedzą o tym pielęgniarki, pracujące w Domowym Hospicjum. Choć są zawodowymi pielęgniarkami, często stają się wolontariuszkami. – Narodowy Fundusz Zdrowia wyznacza bowiem limity, które z konieczności są przekraczane. Mimo braku środków na opiekę dla poszczególnych chorych podejmujemy się odwiedzin i pomocy medycznej. W tej chwili mamy dwie osoby poza limitem NFZ. Nie chodzi przecież o ekonomię, ale o człowieka. Nikomu nie odmawiamy – mówi Maria Łęgowska.

Każda sytuacja jest indywidualnie rozpatrywana. Czasem wystarczy poinstruować rodzinę, pomóc zorganizować opiekę z udziałem najbliższych. Są jednak sytuacje, gdy mimo finansowych ograniczeń trzeba odwiedzać chorych i opiekować się nimi. – Nagrodą są wtedy słowa naszych podopiecznych. Pamiętam jedną z pacjentek, która powiedziała: „Nie wiem, co bym zrobiła bez pani. Bóg mi panią zesłał”. To wystarczy za wszystko – mówi Teresa Borkowska. Natalia z wolontariatu jest jej córką. Razem są zaangażowane w różne akcje Caritas. – Moja córka od najmłodszych lat była bardzo wrażliwa na potrzeby innych. Pomaga rodzinie i znajomym. Wiele osób przychodzi do niej z różnymi sprawami. Udziela nawet korepetycji – mówi Teresa.

Dziesięć lat funkcjonowania Domowego Hospicjum w Nidzicy i pracy nad budzeniem wrażliwości społecznej przynosi owoce. Działalność młodych i starszych osób sprawia, że wrażliwość staje się powoli cechą wielu nidzickich rodzin. Żeby innym było łatwiej żyć.