Spojrzenie Mariele

Agata Puścikowska

GN 50/2011 |

publikacja 15.12.2011 00:15

Oto historia przyjaźni małej dziewczynki i wielkiej nauczycielki. Opowieść o tym, jak wychowanie sercem daje rezultaty niezwykłe...

Spojrzenie  Mariele Jakub Szymczuk/GN Karolina Olczedajewska-Witek ze swoim zespołem Mille Voci

Dzieciaki podskakują zabawnie, doskonale w rytm, i na głosy wyśpiewują skomplikowane melodie. Ich słynne, wyszczekane, wymiauczane i wybeczane „Nella vecchia fattoria” (stary Donald farmę miał) – to chyba cała końcówka PRL-u nuci. A z pewnością większość polskich dzieciaków lat 80.: na podwórkach i trzepakach. Niejedną matkę to i zazdrość bierze. Bo u nas nikt tak z dziećmi nie śpiewa: profesjonalnie, a zarazem zwyczajnie, po dziecięcemu. Gdzie tam reżimowej, sztywno uśmiechniętej Gawędzie do bolońskiego Piccolo Coro dell’Antoniano?

Przesłuchanie, czyli preludium

Jednocześnie większość rodziców myśli sobie: jak można tak wyszkolić dzieci, że mimo kilku lat śpiewają głosami? Z doskonałą artykulacją i tak melodyjnie? I kim jest drobna, siwawa kobieta, która prowadzi zespół? Taka żelazna dama to z pewnością musiała dzieciakami ostro dyrygować!

Karolinka Olczedajewska z Warszawy nad takimi sprawami nie zastanawiała się. Bo nawet tej siwej pani nie kojarzyła. Gdy ma się cztery lata, to się tylko nad ważkimi sprawami skupia. Czyli nad dobrą muzyką (czyt. Piccolo Coro). Bo odkąd dostała od mamy kasetę z nagraniami chóru z Bolonii, słuchała do zdarcia. Nawet plastikowe lalki zdziełane w ZSRR i miśki zaraziła miłością do chóru. Stawiała towarzystwo w rządku, kaseta w ruch, i jej własne Piccolo Coro śpiewało na całego.
Więc gdy prawdziwe Piccolo Coro przyjechało do Polski, a to był chyba 1988 rok, żeby do dziecięcego, bolońskiego festiwalu muzyki dla dzieci Zecchino d’Oro wybrać polskie dziecko, Karolina poszła z mamą na przesłuchanie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.