Ratujący Meksyk i kawa

Urszula Rogólska; GN 49/2011 Bielsko-Biała

publikacja 18.12.2011 07:00

– Dwa razy „ratunek” z mielonym! – woła Ramona Błachowicz do otworu w podłodze przy barze. Jej szefowa Gabriela Grzybek uśmiecha się. – Ktoś kiedyś pomógł mnie... Staram się oddać choć część tego, co sama dostałam.

Ratujący Meksyk i kawa Urszula Rogólska/ GN Właścicielka „Zakątka” Gabriela Grzybek i Ramona Błachowicz codziennie zapraszają wszystkich na najtańsze i najlepsze obiady w Cieszynie, a emerytów na specjalną kawę dla nich.

To do krasnoludków tam na dole – dodaje Ramona, wyjaśniając, do kogo wołała o „ratunek”. – Tak mówimy klientom, którzy pytają, skąd mamy to pyszne jedzenie. A już poważnie – kuchnia jest pod restauracją, jedzenie wjeżdża na górę windą.

Krasnoludki dla setki

W poniedziałek była kalafiorowa, więc pani Gabrysia nie mogła zapomnieć wysłać SMS-a do pana Wiesława: „Dziś kalafiorowa. Zapraszamy!”. On uwielbia ich kalafiorową. Pan Jasiu przepada za żeberkami. Pan Marek nie znosi marchewki. Pani Zosia lubi pietruszkę, a nie za bardzo koperek. Pani Władzia odwrotnie. Jedna pani lubi pomidorową z ryżem, druga z makaronem. Bo w restauracji „Twój Zakątek” przy ul. Śrutarskiej 37 w Cieszynie jest jak w domu. I „krasnoludki” – Krystyna Brachaczek, Alicja Dobij a i Jadwiga Szulik, mistrzynie gotowania – muszą być gotowe spełniać kulinarne oczekiwania szczególnych „domowników”.

Twój, mój, nasz

Gabriela Grzybek otworzyła restaurację „Twój Zakątek” trzy lata temu. – Nigdy nie myślałam o prowadzeniu restauracji, z wykształcenia jestem bankowcem. Ale zawsze lubiłam przygotowywać przyjęcia dla znajomych. Myślałam najpierw o firmie cateringowej. Przyjaciółki namawiały mnie na restaurację. Przespacerowałyśmy się po Cieszynie. Znałam ten lokal. Podejrzewałam, że nie będzie mnie stać na wynajem. Myślałam też – kto tu będzie przychodził. Wprawdzie to w ścisłym centrum miasta, ale cieszyniacy mają swój ulubiony trakt – Rynek i ul. Głęboka. Obawy się nie sprawdziły...

Nazwa restauracji przyszła do głowy pani Gabrieli od razu. Najpierw „Zakątek”. Ale był taki bezosobowy... Dodała „Twój” I teraz, jak zapewniają stali klienci, jest naprawdę „mój” albo „nasz”. Domowy wystrój „Zakątka” był oczywistością. Każdy stolik, prawie każde krzesło jest gustowne, choć inne. – Wszystko to rzeczy podarowane przez przyjaciółki, a później też przez gości – znalezione w domu, gdzieś „na starych meblach”.  Raziły puste ściany... Najpierw gościły na nich obrazy zakupione na jednym z koncertów na rzecz cieszyńskiego hospicjum. Później swoją galeryjkę stworzył tu artysta Dariusz Orszulik. Każdy jego obraz znajdujący się w restauracji można kupić. A część dochodów autor przekazuje dla hospicjum.

Jednorazowo zmieści się tu 30 osób. Latem można otworzyć także ogródek. Ale nawet teraz zdarza się, że klienci siadają przy dwóch stoliczkach wystawionych przed restauracją. Bo popołudniami często trzeba czekać na wolne miejsce.

Na ratunek

Pani Gabriela nastawiła się na młodzież. Jako mama studentów – Macieja i Agnieszki, wiedziała co, gdzie i za ile chcieliby jadać. Początkowo dla studentów odległość całego miasta – z Uniwersytetu Śląskiego do centrum – to było za daleko. Pocztą pantoflową rozeszła się wiadomość o „zestawach ratujących życie”. – Czasem nawet ktoś pyta: „a to coś na kaca może?”. Kuchnię prowadzimy jak w domu – czasem zostają nam pełnowartościowe produkty, które w następnym dniu wykorzystujemy tak, żeby jedzenie się nie zmarnowało, by go nie wyrzucać. „Ratunek” to zawsze niespodzianka, zależna od kulinarnej fantazji pań kucharek. Ale to zawsze pełnowartościowe danie. Dziś na przykład – gulasz albo mielone. Do tego ziemniaki i surówki. Za 5 złotych normalna, solidna porcja.

– Trochę nas dziś przeraziło to „wspomnienie PRL-u” w menu, w postaci panierowanej mortadeli, dlatego wybraliśmy „ratunek” – mielone, ziemniaki i surówki. Za 5 złotych – dla studenckiej kieszeni prawdziwy ratunek. No i atmosfera jak u babci. Często tu bywamy – mówią Przemysław Starowicz i Michał Paluchiewicz. Z pobliskiego targowiska przychodzą po „ratunek” tamtejsi pracownicy. Czasem wybierają też zupę – za 3,50 zł. Potem wpisują w Księdze Gości: „Dziękuję za uratowanie życia po raz kolejny”.

Kiedy po południu robi się większy ruch w restauracji, pani Gabrysia zbiega do kuchni i ponagla: tempo, tempo, trzeba kolejne życie szybko ratować! – Mówimy o tych zestawach: „ratunek”. Czasem śmiesznie brzmi, jak wołam do pań: „Meksyk na ratunek dwa razy” (to potrawka meksykańska) – dodaje Ramona.

Kawa za złotówkę

Okazało się jednak, że to nie studenci zostali grupą, która najliczniej odwiedza Śrutarską 37. Chętnie zaczęły przychodzić tu osoby starsze. – Naprawdę tutaj emeryci kupią kawę za złotówkę? – pytają z niedowierzaniem Iwona Senkerik i Anna Kocyan, goście z drugiej strony Olzy, z okolic Jabłonkowa. Pani Iwona przyszła drugi raz: – Tu panuje zupełnie inny styl i atmosfera. Jest tak przytulnie. Od razu mi się spodobało – opowiada. – Wróciłam, przyprowadziłam koleżankę, a czekamy jeszcze na dwie inne.

– Moi dziadkowie i rodzice już nie żyją. Chyba dlatego nasi seniorzy są mi szczególnie bliscy – podkreśla Gabriela. – Kiedyś pani kucharka przyniosła mi artykuł z gazety, że gdzieś na Śląsku seniorzy mają w wyznaczonych godzinach w wybranych restauracjach kawkę za złotówkę, współfinansowaną przez ośrodki pomocy społecznej. Zrobiłam kalkulację. W godzinach dopołudniowych na obiad przychodzi niewielu gości. Dlaczego „Zakątek” ma być pusty? Nie wszystko trzeba przeliczać na pieniądze. Tak zrodził się pomysł kawy dla emerytów i seniorów za złotówkę. Stałym gościem jest tu wtedy Władysław Rodowski, rodem z Rzeszowa. – Codzienny ruch jest nam, nie najmłodszym już, bardzo potrzebny. Spacer i miłe miejsce na kawę – nie ominę tego miejsca jak tylko jestem w okolicy! – mówi.

– Kawka za złotówkę nie narusza emeryckiego budżetu, więc często pozwalają sobie także na ciastko za 2,50 zł – to też nasze wypieki – mówi Gabriela. – Często zostają na obiad – dwa dania kosztują 12 zł. Sama zupa – 3,50, drugie danie – 9,50. Za połowę kwoty można wziąć obiadową porcję dziecięcą. One i tak są duże, więc wielu osobom taka połówka wystarcza.

Można też zamówić karnety z rabatami. Sporo starszych osób boi się dużych stołówek. Tam czują się zagubieni. Tu mogą usiąść przy ulubionym stoliczku, poczytać gazetę. Dzięki tym spotkaniom, tutaj obchodziliśmy chyba większość 70. urodzin cieszyniaków. Seniorzy zapraszają przyjaciół, świętują. Chcą wyjść z domu, pobyć razem. – Uśmiecham się często, kiedy nasi stali goście przychodzą na kawę za złotówkę i w prezencie przynoszą mi czekoladę, kawałek melona czy jakiś egzotycznie wyglądający ser francuski czy grecki – warte dużo więcej niż ta kawa... Bo to nie o tę złotówkę często chodzi, ale chęć spotkania, wyjścia z domu, rozmowy... – dodaje Ramona.

Samotni i rodziny

– Przygotowaliśmy też specjalną ofertę dla rodzin – dwudaniowy obiad za 10 zł od osoby. Sama wiem, jaki to koszt wyjść na rodzinny obiad – mówi Gabriela. – Ale wydaje mi się, że raz na miesiąc można sobie pozwolić na takie wyjście, kiedy nie trzeba robić zakupów, stać przy garnkach, ale po prostu miło spędzić czas przy obiedzie, który zostanie nam podany.

Obiadowy karnet ma w „Zakątku” Ireneusz Stefański. – Karmią dobrze i tanio – opowiada. – Nie opłaca mi się samemu gotować. Pierwszy raz przyszedłem tu rok temu i już tak zostało. Sympatyczne miejsce z domową atmosferą. Codziennie przychodzą tu na obiadową przerwę Michał Kozakiewicz, Jerzy Rucka i Krzysztof Piechula. – Swojskie obiady, bardzo zróżnicowane, więc czujemy się jak w domu! – podkreślają. Mają tu swoje ulubione dania: czeskie knedle z gulaszem, placek po węgiersku, bigos, kapustę zasmażaną. To takie inne miejsce niż zwyczajna restauracja. Na obiedzie nigdy się nie kończy. Zawsze jeszcze fundują sobie partyjkę gry w karty. Mają swoje zapiski z gry, które zawsze zostawiają na oknie. Nikt im ich nie rusza.

Jakiś czas temu trafiły tu też Zuzia Kuna i Julia Manowska z Katolickiego Liceum im. św. Melchiora. – Jedzenie przepyszne. Zdarza się nam wybrać „zestaw ratunkowy”.  Kiedyś jadłyśmy pyszną potrawkę z kurczaka. Przyprowadzamy tu też kolegów. Po obiedzie można tu także pograć w różne gry planszowe.

Kilkanaście lat temu Bogumiła Gloc przyjechała do Cieszyna spod Częstochowy. Mąż rozpoczął tu pracę. Dziś razem prowadzą firmę. A na zupę od trzech lat przychodzi do „Zakątka”. – Tanio, pysznie i w domowej atmosferze – to moje miejsce – uśmiecha się. Przy stoliku spotkała Dagmarę Dutkiewicz, również prowadzącą własną firmę. – Moje dziecko wyfrunęło do szkoły za granicę. Dla siebie samej często nie chce się gotować. A tu czeka na mnie zawsze coś pysznego. Dziś pozwalam sobie na bakłażana nadziewanego warzywami – dodaje.

Jadłospis jest bardzo bogaty. Każdego dnia inny obiad. Nowe menu jest przygotowywane co tydzień na 7 dni. Co tydzień Gabriela wymyśla coś, czego jeszcze nie było. A to schabowe z żurawiną, a to filet drobiowy z ananasem. Największy fanklub mają naleśniki – można wybrać takie z dżemem, serem, warzywami czy pikantnym nadzieniem meksykańskim. – Szukamy smaków z dzieciństwa – smaków pierogów, kopytek. A dziś jest także „wspomnienie PRL-u” – panierowana mortadela. Oczywiście już nie taka PRL-owska, w której nie wiadomo, co jest – dodaje właścicielka „Zakątka”.

Restauracja na diecie

Nowym pomysłem stały się kursy z dietą oczyszczającą i odchudzającą – specjalnie dla pań. Codziennie otrzymują w restauracji zapakowanych pięć posiłków, przygotowanych według zaleceń dietetyczki Lucyny Zubrzyckiej. W planach Gabrieli jest przygotowanie posiłków dla diabetyków, osób cierpiących na alergie, skazę białkową, dla osób starszych. W Księdze Gości ktoś napisał, że pani Gabriela to ósmy kolor tęczy, który wnosi radość i optymizm w życie zupełnie obcych jej ludzi. Ona sama wyznaje: – Moje szkolne koleżanki założyły hospicjum. Z czasem i ja korzystałam z ich pomocy, kiedy hospicjum opiekowało się moją ciężko chorą mamą. Staram się oddać część tego, co dostałam. Dzielić się tym, co potrafię. Wyciągać ludzi z samotności...

 

TAGI: