Melpomena w złotym wieku

Karolina Pawłowska; GN 50/2011 Koszalin

publikacja 06.01.2012 21:17

Choć nie są już pierwszej młodości, z entuzjazmem uczą się aktorstwa. Poddają się magii scenicznych desek, oślepiających reflektorów i oklasków. I nie dają się starości.

Melpomena w złotym wieku GN Niekiedy grają siebie, czasami jednak aktorzy muszą się zmierzyć z zupełnie nieznanymi sobie postaciami.

W Domku Kata krzątanina, nerwowe szukanie rekwizytów, ostatnie poprawki. Gorączka próby generalnej. Ale i serdeczne powitania, śmiechy. – Dajcie z siebie wszystko, to nie będziemy powtarzać – zastrzega reżyser. Za chwilę gasną światła i rozgadane towarzystwo zamienia się w profesjonalny zespół aktorski.

Recepta na złe myśli

Jutro przecież wielki dzień. Członkowie tego zespołu aktorskiego 50+ wystąpią z nową premierą. O perypetiach damsko-męskich. Pani Krysi nie dopada trema na scenie. – Ja tremy nie mam nigdy. Taka się już urodziłam. Wszystko jedno, czy będzie sto osób, czy kilka tysięcy, a i dla takiej publiczności występy się zdarzały – śmieje się Krystyna Górka.

Uśmiech i głos – kopia Krystyny Jandy. Tyle że nieco starszej. Ze sceną też jest obyta jak mało kto, bo przez wiele lat prowadziła rozmaite zespoły. Z niekłamaną werwą opowiada o odgrywanych przez siebie rolach. – W jednej scence jestem mamą, która poleciła córce zainstalować telefon przy łóżku i udziela jej porad… w trakcie nocy poślubnej – zdradza aktorka. Przyznaje, że wnoszą na scenę nie tylko typowy dla amatorów entuzjazm, ale także wiele doświadczeń z własnego życia. Dlatego są wiarygodni. Choć czasem odgrywają role zupełnie dla siebie nieznane. – Ja gram pijaczkę, chociaż jestem zdeklarowaną abstynentką – dopowiada ze śmiechem pani Tereska.

Od czterech lat, czyli od początku istnienia teatru, panie każdy poniedziałek spędzają na próbach. – Kiedy jest się na emeryturze, to zazwyczaj ma się sporo czasu. Chociaż ja akurat na jego nadmiar narzekać nie mogę – mówi Teresa  Kaczorowska. Oprócz zajęć teatralnych ma jeszcze próby trzech chórów, w których z zapałem śpiewa. Pani Krysia kiwa głową i wtóruje koleżance. – Ja jestem przewodniczącą Koła Emerytów i Rencistów przy Radzie Osiedla Śródmieście, spotykamy się co tydzień. W Radzie Osiedla też działam. To dyżury i zebrania. W poniedziałki teatr, w środę chór. Bywa, że cały tydzień coś się dzieje – przyznaje. Między wszystkimi zajęciami znajduje jeszcze czas na pisanie wierszy. Energii i zapału może im pozazdrościć niejeden dwudziestolatek.

– To taki dobry materiał, nie do zdarcia. No i trzeba kochać to, co się robić – śmieją się aktorki. – Jak się człowiek zasiedzi w domu, to tylko złe myśli przychodzą mu do głowy. I tak się zamartwia: pogodą, chorobami, śmiercią – wzdycha już poważniej pani Krysia. – Co ma być, to będzie przecież, a czas można inaczej spożytkować. A jeszcze dać komuś trochę radości i może pomóc – dodaje z uśmiechem.

Przekręcanie kluczyka

Koszaliński Teatr Seniora „Zwierciadło” powstał przed czterema laty. Zaczynali od jasełek, teraz mają już na swoim koncie cztery premiery, w tym ostatnią komedię złożoną z pojedynczych scenek pt. „Szkoła przetrwania dla kobiet i mężczyzn, czyli jak sobie radzić z płcią przeciwną i nie zwariować”. – Amerykanie uwielbiają poradniki na każdy temat więc i o tym powstał poradnik. Przypadkiem wpadła mi ta książka w ręce i pomyślałem, że zasadę dawania porad można przenieść na scenę. Trochę „seksistowski” program nam wyszedł, nie da się ukryć. Zdecydowanie kobiety górują w tej konfrontacji płci, nie ma równowagi, ale to tak jak w życiu – śmieje się Krzysztof Rotnicki, pomysłodawca i opiekun teatru. W Teatrze Seniora też prym wiodą panie. Panowie niezbyt się garną – znalazło się jedynie trzech odważnych. A przydałoby się jeszcze kilku.

– W psychologii mówi się, że każdy z nas rodzi się z instynktem aktorskim. Każda zabawa dziecięca jest tego dowodem. Potem nam mija, bo zaczynamy się wstydzić, pojawiają się konwencje. Tracąc dziecko w sobie, tracimy też ten naturalny instynkt aktorski. Ja się właśnie do tego instynktu dobijam. Kiedy człowiek w pewnym wieku odkrywa, że umie coś, o co nigdy by siebie nie podejrzewał, to cała przyjemność. A ja jestem tym, który przekręca kluczyk w ich zamku – wyjaśnia Krzysztof Rotnicki. Jest zawodowym reżyserem. – Zawodowstwo porzuciłem już jakiś czas temu, ale nie przestałem bawić się teatrem. Już bez obciążenia, że krytyka mnie zje czy dyrekcja będzie robić wyrzuty, że straciła na biletach. Tu jest to, co najbardziej pociąga mnie w tej pracy: wydłubywanie aktora z człowieka – zdradza reżyser. Stąd wzięły się pomysły na kolejne teatry amatorskie: seniora, więzienny i rodzinny.

Wielką satysfakcję sprawia mu obserwowanie swoich aktorów, dostrzeganie zachodzących w nich przemian. – Basia na przykład na początku siadła w tylnym rzędzie i powiedziała, że ona tylko popatrzy trochę, ale na scenę w życiu nie wyjdzie. A teraz? Wyrósł z niej kawał aktorki! Albo Romek, który absolutnie w siebie nie wierzył, a wytrwał do premiery. Zresztą wszyscy dają z siebie wszystko – chwali zespół. Kiedy pisze scenariusz, myśli o każdym z aktorów indywidualnie, wykorzystując ich cechy charakteru. – Bo to nie są zawodowcy, muszą bazować na tym, w co zostali wyposażeni. Na przykład Jan, z natury jest zamknięty w sobie, nigdy nie zagra postaci żywiołowej, ale świetnie sprawdza się właśnie w rolach, w których może być sobą – wyjaśnia.

Dojrzali do sztuki

Seniorzy w teatrze odkrywają swoje talenty, zdobywają przyjaciół. Przede wszystkim jednak zyskują powód, by wyjść z domu. Wielu z nich już dawno zakończyło życie zawodowe, tu odrywają się od szarej codzienności, stają znowu aktywni. Zapominają o swoich kłopotach i samotności. – Dwa tygodnie po operacji leżałam w domu, taka biedna i opuszczona. Zobaczyłam ogłoszenie na stronie Uniwersytetu Trzeciego Wieku, że jest nabór do teatru. Pomyślałam, że to szansa, żeby wyjść z domu, pobyć trochę z ludźmi – wspomina Lucyna Łagodzisz. – Kiedy wróciłam do domu, byłam przerażona. Boże! Co ja zrobiłam! Ale skoro zostałam wybrana, to muszę dać radę! To jej pierwszy sezon w teatrze i pierwsza w życiu premiera.

– Na początku nikomu się nie przyznałam, że takie rzeczy robię! – śmieje się. – Ale nikt się specjalnie nie dziwił, bo na uniwersytecie tańczę w zespołach tanecznych, wystawialiśmy też sztuki. O teatrze na wykładach uniwersytetu dowiedział się też Romuald Augusiak. – Poszedłem, bo szukali mężczyzn do przedstawienia. Zgłosiłem się, ale z nadzieją, że jednak nie zostanę wybrany – mówi skromnie pan Romek. I choć z powierzonych ról wywiązał się znakomicie, nie widzi siebie jako aktora. Przyznaje, że za bawieniem widza stoi ciężka praca i niejednokrotnie wiele wyrzeczeń osobistych.

– Ten spektakl chciałem dokończyć, chociaż jest mi coraz trudniej, zwłaszcza że stan mojej córki się pogarsza – opowiada. Najgorsze dla niego, podobnie jak dla całej trupy, są zmagania z pamięcią. Bo największym wyzwaniem jest nauczenie się roli. Ale jak przystało na profesjonalistów, aktorzy seniorzy świetnie opanowali sztukę markowania i „dziergania”, czyli ratowania się przed wpadką z pamięcią. Doskonale też potrafią poukrywać na scenie ściągi. Pan Romek chowa tekst za pudełkami z lekami, pani Krysia – w motku wełny, a pani Lucynka początek kwestii – jak ściągę w szkole – zapisuje na dłoni. – Uczenie się tekstu to niesamowita gimnastyka umysłu, co w pewnym wieku ma niebagatelną rolę – mówi Krzysztof Rotnicki.

Seniorzy na scenę!

Potwierdza to Wiesława Adamowicz-Kłoczowska. Dla niej przygoda z teatrem zaczęła się od Teatru Rodzinnego. Najpierw z  myślą o córce. – Dziecko na scenie może uczyć się, jak pozbyć się stresu, oswajając się ze sztuką. Spędzam czas z córką, razem robimy fajne rzeczy. Same plusy. A moje plusy? Jest to dla mnie, zagonionego człowieka, odskocznia. Zostawiam za sobą rzeczywistość, zamykam furtkę i świetnie się bawię. Jest to też dla mnie bardzo dobry trening pamięci. W tym wieku to już bardzo wskazane – śmieje się pani Wiesia. I choć sama jest jeszcze czynna zawodowo, z zapałem poleca każdemu tę formę radzenia sobie z wiekiem. – Przychodzi moment, że już się nie chce wyjść z domu i skorzystać z jakiejś oferty rozrywki. Trudno samemu się zmobilizować, a przecież nie można obrosnąć mchem – dodaje.

Krzysztof Rotnicki przyznaje, że dla aktorów-seniorów teatr to twórczość, ale i terapia zarazem. Równie ważna jest scena jak picie kawy za kulisami. – To przede wszystkim wyciągnięcie ludzi do ludzi. Próba obowiązkowo zaczyna się od kawki, herbatki i ciasteczek. Najpierw trzeba pogadać, a dopiero potem wziąć się do roboty. Nie ukrywajmy – widzowie, oklaski – też mają swoje znaczenie – opowiada Krzysztof Rotnicki.

Zabawę seniorów w teatr można potraktować jak każde inne hobby: spacery, lektury, pracę na działce, nie mówiąc o gotowaniu, robieniu przetworów na zimę albo szydełkowaniu czy haftowaniu. Hobby tym pożyteczniejsze, że mające funkcję terapeutyczną. W tym przypadku jednak aktorzy amatorzy w złotym wieku mogą zrobić także coś wyjątkowo pożytecznego dla innych: przekonać rówieśników, że – jeśli tylko przezwyciężą nieśmiałość – ich życie może nabrać nowych treści.