Świętoimienne szaleństwo

Agata Puścikowska

GN 05/2012 |

Wybór świętego lub błogosławionego patrona to jedna z lepszych polis na życie, w którą możemy wyposażyć nasze dzieci.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Dobrze mieć patronkę. Patrona też. A my coraz częściej nadajemy dzieciom imiona, kierując się tzw. modą imienniczą. Tymczasem wybór świętego lub błogosławionego patrona to jedna z lepszych polis na życie, w którą możemy wyposażyć nasze dzieci. Na przykład św. Agata. Nie wiem, czy moi rodzice znali dobrze jej życie. Chociaż może i znali, bo lat temu ponad 30 święcenie chleba św. Agaty było w kościołach popularne. I chyba wszyscy mieli świadomość, że święta pomaga m.in. na choroby kobiece, trudne sprawy okołopołożnicze. I wiem (choć udowodnić nie mogę), że to właśnie moja patronka pomagała mi w trudnych porodach. A chociaż na co dzień św. Agaty nie eksploatuję, to w sytuacjach realnego, zdrowotnie-damskiego zagrożenia myśli same do tej mojej świętej biegły.

A święta robiła, co mogła. Więc również dzięki jej wysiłkom na świecie jest i Aniela (od Salawy), i Julian (od tego z Konchy), i Justyn (sam św. Justyn się o swego imiennika w dość tajemniczy sposób upomniał), i Klara (która mocno pokazała rodzicom, że chce zostać patronką ich najmłodszego dziecka). Święcie wariuję? Może trochę. Ale zazwyczaj jestem ratio. Więc jeśli czasem piszę o fides, to chyba można wybaczyć? I... uwierzyć! Bo wiara jest tu najistotniejsza. Gdy będzie wiara, nie będzie tzw. mód imiennych. Czyli: modny jest Olivier? Cała piaskownica Olivierów. Modna jest Nicole? Sto piętnaście Nicoli biega po przedszkolu. Jasne, że o gustach się nie dyskutuje. Gdy mówię, że mam syna Justyna, większość osób puka się w głowę, że takie dziwaczne i niepopularne, a mnie to mało obchodzi. Bo imię powinno się rodzicom podobać. Chodzi natomiast o to, żeby przed nadaniem tegoż upodobanego imienia dziecku trochę poczytać o świętych i błogosławionych, a może i pomodlić się. Żeby tam, na górze, jakiś święty czy błogosławiony sam wybrał nasze dziecko. I wziął je w opiekę.

A potem dał nam o tym znać. Choć to jest i ryzykowne. Bo np. Hildegarda z Bingen zapewne od dawna nie zajmowała się żadnym dzieckiem. A umiałaby doskonale. Czy św. Hieronim, ten od przekładu Bibilii: bez drogich korepetycji pomógłby dziecku na studiach zarówno lingwistycznych, teologicznych, jak i archeologicznych. A nikt go o to nie prosi... Hildzia i Hirek wcale nie brzmią gorzej niż np. Ola i Jaś. Kwestia przyzwyczajenia. W każdym razie z tego miejsca dziękuję św. Agacie za okazane wsparcie i pomoc. I ewentualnie polecam się na przyszłość. Wiele dobrych patronów do obsadzenia. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.