www.odnalezieni.pl

ks. Roman Tomaszczuk; GN 6/2012 Świdnica

publikacja 24.02.2012 07:00

Kliknął z postanowieniem: teraz albo nigdy więcej. Oniemiał. Kliknęła: „Odbierz” – i życie już miało sens.

www.odnalezieni.pl ks. Roman Tomaszczuk/ GN Ewa i Tomek Paluszkowie (na zdjęciu z synem Maksymilianem). Niebawem z radością spojrzą w oczy swojej córce.

Kiedy wybiegł na zewnątrz, potrafił tylko krzyczeć: „Boże, zrób coś ze mną! Zrób, co chcesz! Masz, czego chciałeś, zrobię co tylko Ci się podoba, ale daj mi znać, co to ma być!”. Padał śnieg. Było bardzo zimno. Las cierpliwie słuchał Tomka Paluszka. A Bóg? On też. Sto kilometrów dalej Ewa Miszczuk pokornie wyznaje: „Panie Boże, jestem gotowa na wszystko: na celibat i na małżeństwo. Obiecuję, nie zrobię już niczego na siłę. Ty działaj”. A co On na to? Pewnie coś w rodzaju: „No, nareszcie! Zaufałaś Mi. No to będzie się działo”.

Zawieszenie
TOMEK. Kiedy ministrant porzuca komżę, myśli naiwnie, że odrywa kościelną łatkę. Nic z tego. Całe lata przy ołtarzu, całe lata na świeczniku, całe lata w towarzystwie księży i w dymie kadzidła robią swoje. Napatrzyli się już ludzie. Wpasowałeś się w ich układankę i nie zrezygnują ze scenariusz, który ci napisali: masz być księdzem! – Naprawdę? – pytasz naiwnie. A w odpowiedzi słyszysz z całą powagą od zelatorki Żywego Różańca: – Jasne! Bo my się o to modlimy od lat. Tak pięknie i do twarzy będzie ci w sutannie! Były ministrant wie jednak swoje. I nie przejmowałby się „babskim” gadaniem, gdyby nie niepokój faktów. Widzi przecież, że z dziewczynami coś mu nie wychodzi. Nieśmiały, delikatny, ostrożny. Nawet jeśli zakochany, to bez wzajemności. Czemu? Bo wybranka nie ma się jak dowiedzieć o istnieniu adoratora. Po pierwszym niepowodzeniu nie trzeba się niczym przejmować. Po kolejnym rodzi się poważne pytanie. Następne wprowadza zamęt. Więc? Może one mają rację – te różańcowe babcie. Może faktycznie Bóg chce mnie mieć dla siebie. W seminarium. Tymczasem kończy się technikum drzewne. Matura, a potem?

Fascynacja
EWA. Oczy błyszczą miłością. Tak długo czekała na Pana Jezusa. I przyszedł, a ona, mała dziewczynka, wystrojona jak panna młoda, tylko welonu zabrakło, ogłasza swoje: „Amen” – „Niech mi się stanie według Twego słowa”. Zstąpienie do serca, nawet jeśli jest ono takie małe,   otwiera niezwykły horyzont. Prawie zawsze. Gdy wychodzi z kościoła w dniu swego pierwszego miłosnego spotkania z Obecnością, ma pewność, że pociąga ją miłość. Nie wie tylko do końca, jak ma ją przeżyć. Potrzebuje czasu, a kiedy on płynie, dojrzewa w niej pewność: małżeństwo. Ma piętnaście lat, gdy pierwszy raz bierze udział w rekolekcjach u jadwiżanek. Nie, nie chce być jedną z nich, choć podziwia kobiety oddane w czystości, posłuszeństwie i ubóstwie Oblubieńcowi. Ona też chce Go kochać, nadal jest pod Jego ogromnym urokiem, ale swoje ludzkie serce odda człowiekowi. Resztę niech weźmie On. Dobrze?

Szarpanina
TOMEK. Praca w stolarni daje poczucie samodzielności i wolności. Pozwala czuć się dojrzale. Przy okazji studia w Poznaniu, bo z Twardogóry to niedaleko. Taki solidniejszy rzut beretem. Gdy pojawia się szansa na lepszą pracę, rezygnuje ze studiów. Zasmakował w niezależności. Ma służbowe auto i pragnienie głębszego życia duchowego. Szuka dobrych warunków do spowiedzi. Znajduje je u wrocławskich dominikanów. Dostępność przez cały dzień, komfort wyznania grzechów w wydzielonym pomieszczeniu (bez kolejki zaczynającej się metr za konfesjonałem i bez głośnika wiszącego tuż nad nim), wrażliwi, niespieszący się spowiednicy. Służbowe podróże łączą się więc z wyprawami duchowymi.

Musi więcej popracować nad sobą, bo w sercu ciągle kołacze pytanie o kapłaństwo. Szuka swego miejsca w Kościele. Znajduje je podczas nabożeństwa fatimskiego. Znajduje nie za jednym razem, tylko co miesiąc, cierpliwie, powoli, krok za krokiem. Objawia mu się w miarę, jak ma coraz większą odwagę unieść w górę ręce z różańcem. Tak, to dobry sprawdzian zadomowienia. Czujesz coraz więcej i więcej, czujesz coraz bardziej i bardziej, czujesz się – jak oni. Aż do identyfikacji. Kiedyś wychodzi z nabożeństwa, a tu plakat w gablocie: „Kurs ALFA. Jeśli chcesz zmienić swoje życie, nadać mu sens i cel, wyślij SMS. Jest 100 miejsc”. Wysyła, choć nie wierzy, że się załapie. Nie ma szczęścia do kobiet, nie ma szczęścia w loteriach, czemu teraz miałoby być inaczej?

Zadomowienie
EWA. Kiedy przychodzi autentyczna fascynacja pierwszym chłopakiem, zbyt wiele jest niejasności, niedopowiedzeń i niezdecydowania. Z obu stron. Nic z tego nie wychodzi, a Witków to naprawdę mała wieś…, więc i wyboru za dużego nie ma. Może z tego powodu odkrywa zaskoczona, że pojawia się myśl o zakonie. A jednak. Potrzebuje bowiem oparcia, siły, jaką daje wspólnota. I znajduje to, czego potrzebuje, ale nie w klasztorze, tylko… w liceum. Katecheta ma zwyczaj odmawiania „Anioła Pańskiego”, modlitwy zawierzenia, podczas długiej przerwy. Przychodzi, kto chce. Modlą się razem, a potem wspólnie jedzą śniadanie. Tak zwyczajnie. Ale to wystarczy. Jest u siebie. Ruch „Komunia i Wyzwolenie” daje jej świat, którego szukała. Spotyka ludzi kochających Boga i oddających Mu siebie w tym, co potrzebne tu i teraz. Zwyczajnie, autentycznie i bez zadęcia. Oto objawienie. Wraca dziecięce zauroczenie Oblubieńcem, tylko teraz ma On bardzo  konkretne rysy: przyjaciół z ruchu. Dla nich uczy się włoskiego, bo ruch wywodzi się z Włoch i każdy, kto zna język korzeni, bardzo się przydaje. Dla nich studiuje teologię, bo tylko na dwóch skrzydłach: wiary i rozumu może razem z nimi wzbijać się ku niebu. A skutek uboczny? Pewność, że zakon nie jest dobrym miejscem dla niej, jednak w ruchu można żyć jako celibatariusz. Bardzo interesująca propozycja.

Zaangażowanie
TOMEK. SMS z datą i godziną pierwszego spotkania kursu ALFA rozpoczyna nowy rozdział w jego życiu. Odkrywa Jezusa i rozkochuje się w Nim jak nigdy dotąd. Przeżywa swoją Górę Tabor. Doświadcza miłości Boga tak namacalnie i przejmująco, że aż promieniuje pewnością wiary. Włącza się w ewangelizację i modlitwę Wspólnoty Galilea. Jego przewodnikiem staje się Duch Święty. Po nieśmiałości i niezdecydowaniu nie ma ani śladu. Jednak nadal nie ma kobiety, którą będzie kochał ze wzajemnością. O co tu chodzi? Lata płyną.

EWA. Wyjeżdża do Włoch. Szlifuje język, pracuje. Najpierw opiekuje się dziećmi, ale potem poznaje świat, o istnieniu którego nie miała pojęcia. Świat demoralizacji i patologii. Świat, w którym nie ma granic, bo ich nikt nigdy nie postawił. Świat, w którym autorytet można zdobyć tylko dzięki sile, sprytowi i bezwzględności. Pracuje w poprawczaku. Ma znajomych, ale wciąż brakuje jej tego jedynego. Poznaje mężczyzn, interesują się nią, ale coś jest nie tak. Ma 27 lat i coraz większą presję, by zdecydować o przyszłości: celibat czy małżeństwo, w Polsce czy we Włoszech? Wreszcie jest decyzja: małżeństwo z Włochem. Tylko że on nie wie, czy jest gotów. Młoda kobieta nie chce i nie może czekać. Wraca do Polski. Żal, rozczarowanie i dezorientacja są zbyt bolesne, by przeżywać je daleko od domu.

Paraliż
TOMEK. Zejście z Góry Tabor okazało się bardziej bolesne, niż się tego spodziewał. Skończyły się „cukiereczki” od Tatusia. Zaczęła się szkoła posłuszeństwa. Ogień posuchy, wątpliwości i ciemności duchowej był bardzo bolesny. Wewnętrzne rozdarcie i szamotanina odbierają nie tylko duchowy spokój, wyniszczają też fizycznie. Nie można spać, nie można pracować, nic już nie cieszy, życie jest tak trudne, że tylko krok dzieli człowieka od absurdu ucieczki w nicość. Przełom roku 2007 i 2008 był momentem postawienia ultimatum: „Boże, chcesz żebym był księdzem? Proszę bardzo! Chcesz, żebym żył w samotności? Proszę bardzo. Chcesz, żebym się ożenił: proszę bardzo, ale niech to będzie najpiękniejsza kobieta na świecie!” – krzyczał w lesie, a ten odpowiadał: proszę bardzo, proszę bardzo, najpiękniejsza…

EWA. Sodoma i Gomora – to najkrótsza charakterystyka tego, co zobaczyła po powrocie z Włoch. Praca w korporacji otworzyła jej oczy na żałosny świat seksualnej swobody, romansów, flirtów, zdrad i rywalizacji o względy. Pytała więc: Boże, może mam coś do zrobienia w tym środowisku? A znajomość z innym Włochem zdawała się sugerować, że oto misja w sam raz dla niej: głoś mu Ewangelię, nawróć go i rozkochaj nie tylko w sobie, ale i w Bogu – układała sobie. Tylko przyjaciele widzieli, że coś jest nie tak. Coś, a raczej ktoś, kradł jej pokój serca. Widzieli, że ginie w mroku walki i potyczek z agresywnym hedonizmem. Kolejny związek wysysał z niej siłę. Gasła. Eskalacja wewnętrznego konfliktu nastąpiła w sylwestrową noc. Wróciła do domu pokonana: „Panie Boże, jestem gotowa na wszystko. Oto moje »fiat«”.

www.panbog.pl
EWA I TOMEK. Po kilku dniach od sylwestrowego ultimatum postawionego Bogu Tomek usiadł do komputera. Postanowił po raz ostatni zajrzeć na stronę kojarzącą pary pragnące żyć według wartości ewangelicznych: przeznaczeni.pl. Zalogował się na niej z rok wcześniej, bo miała być jeszcze jedną pomocą w odszukiwaniu „drugiej połowy”. Jednak także tutaj nic szczególnego się nie działo, oprócz kilku, wprawdzie ciekawych, ale tylko znajomości. Gdy zobaczył zdjęcie Ewy, kliknął na jej profil i został porażony: oto ona. Nie było wątpliwości, kobieta jego życia, kobieta, z którą chce się zestarzeć, którą chce kochać ponad wszystko na tym świecie i w Imię Tego, który jest samą miłością. Wysłał mejla i nie spał trzy noce – z zakochania.

Ewa nie wierzyła za bardzo, że internetowy portal może jej pomóc znaleźć miłość życia, ale za namową koleżanki zalogowała się na nim. W poszukiwaniu męża zdecydowała się nawet na spotkanie z portalowym znajomym. Było miło, ale na pożegnanie oboje wiedzieli, że „No to zadzwonię” jest tylko eufemizmem: „Żegnaj”. Jednak mejl od Tomka przekonywał, że ma do czynienia z dojrzałym mężczyzną, który wie, czego chce, i potrafi kochać. Jak nikt inny? Tak! Jak nikt inny. Tego dnia po raz pierwszy od miesięcy przespała spokojnie całą noc, a rano obudziła się z wielką nadzieją w sercu.

Pięć miesięcy później Ewa przyjęła oświadczyny. A po roku narzeczeństwa Tomek i Ewa przysięgali, że będą się kochać aż do śmierci, że będą sobie wierni na zawsze i że ofiarują swoje życie, byle tylko ukochany/ukochana cieszył(a) się niebem.