O „tych sprawach”

GN 9/2012 Gdańsk

publikacja 16.03.2012 06:00

Ponad setka rodziców i wychowawców uczestniczyła w konferencji, którą 24 lutego w Sopocie zorganizowało Towarzystwo Edukacyjne Lokomotywa. Spotkanie poświęcone było seksualności oraz wychowania dzieci do miłości. Słuchaczy przyciągnął nie tylko sam temat, ale i zaproszony gość. Dr Jacek Pulikowski z Poznania ma ogromną wiedzę, a przede wszystkim udowadnia, że katolicy i seks mają do siebie… całkiem blisko.

O „tych sprawach” ks. Sławomir Czalej/ GN Prelegent wyjaśniał słuchaczom, że jest wiele dróg, którymi można pójść, ale niektóre kończą się przepaścią.

Ks. Sławomir Czalej: Wykładowca Politechniki Poznańskiej i specjalista ds. ludzkiej seksualności…

Dr Jacek Pulikowski: – Po studiach, kiedy z żoną nie mieliśmy jeszcze dzieci, zaczęliśmy się angażować w duszpasterstwo rodzin.  Zainteresowanie sprawami ludzkiej seksualności zrodziło się pod koniec lat 70. XX wieku. Zgodziłem się wtedy prowadzić poradnię młodzieżową, ale zgłaszało się do niej coraz więcej małżeństw. Zacząłem więc sam się doszkalać, żeby mieć ludziom cokolwiek sensownego do powiedzenia.

Czy z perspektywy ponad trzydziestu lat te problemy są takie same czy różne?

– Są podobne, ale nasilone. Niestety, wyraźnie widać, że uzależnienia seksualne są coraz powszechniejsze. Dzisiaj to już nie epizody i pojedyncze przypadki. Wiele osób, i to pozostających w małżeństwie, jest uzależnionych od pornografii czy masturbacji. Efektem bywa destrukcja osobowościowa, rozpad małżeństwa.

Kiedy należy mówić dziecku, czym jest seksualność?

– Pytanie typowo dziennikarskie (śmiech). Nie wyznaczałbym żadnego czasu. Jeżeli rodzice patrzą na tę sferę w sposób normalny, nie pruderyjny, ale i nie wulgarny, to sami znajdą moment, żeby o tym swoim dzieciom powiedzieć. Zresztą maluchy same niejednokrotnie nagle o coś zapytają, ta wiedza narasta w nich stopniowo. Nie trzeba więc siadać z dzieckiem i w poważnym tonie robić mu wykładu, skąd się wzięło.

Ale kiedy dziecko zaczyna o to pytać?

– To rozmawiamy natychmiast. Dziecko zadaje setki pytań i zwykle mama odpowiada z cierpliwością. Kiedy padnie pytanie związane z seksem i rodzic zacznie zachowywać się nerwowo, to dziecko natychmiast to wyczuje! Nie daj Boże, dorosły powie jeszcze, że maluch został znaleziony w kapuście albo jest ze sklepu. Może jeszcze z przeceny! Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak łatwo jest zranić dziecko. Ono pytając, skąd się wzięło, nie pyta o szczegóły techniczne, ale o to, czy było chciane, oczekiwane, a przez to, czy jest kochane. Jeśli rodzice pod wpływem prostych pytań zaczną wpadać w panikę, to malec uzmysłowi sobie, że ta sfera jest jakaś nieprzyzwoita i brzydka. Najgorzej, gdy nie uzyska odpowiedzi i przestanie rodziców w ogóle pytać. Wtedy rolę „edukacyjną” przejmą koledzy, podwórko albo młodzieżowe media.

Wczesna seksualizacja dzieci następuje poprzez informacje w internecie czy pod wpływem reklam.

– Ważne słowo: informacja. Jest ona nachalna i podaje wiedzę, ale nie w naszym, chrześcijańskim tonie. Robi to w sposób niejednokrotnie wulgarny. Wyśmiewana jest przy tym formacja do dojrzałej seksualności. Rób co chcesz, a nie pracuj nad sobą. W konsekwencji następuje deformacja i z tym mamy dzisiaj do czynienia powszechnie.

Od rodziców zatem zależy wszystko?

– Bardzo dużo, ale dzisiaj nie uchronią dziecka przed światem, który można porównać do pola minowego. Niemniej mogą wyposażyć je w mechanizmy ochronne. Jeżeli jednak rodzice sami będą mieli bałagan, a przynajmniej niepokój w sferze seksualności, dziecko zostanie samo. Dlatego takie spotkania porządkują najpierw samych dorosłych. Tu zapotrzebowanie na wiedzę jest zresztą ogromne.

Miał Pan spotkania w Europie i na kontynencie północnoamerykańskim. Jak na tle odwiedzanych krajów wygląda polska rodzina?

– Pełnego obrazu nie mam. Spotykam się tam bowiem z tzw. lepszą częścią, czyli z osobami, które trzymają się przy Kościele. Myślę, że rodzina polska jest w lepszej kondycji od tych z Zachodu, co nie znaczy jednak, że jest to kondycja dobra. Bardzo wiele polskich rodzin, z których rodzice wyjechali już jako dorośli, głównie w latach 80. XX wieku, zachowało świat wartości. Ich dzieci jednak często już się gubią.

Ile lat miał Pana najmłodszy pacjent?

– To ci, którzy są jeszcze nienarodzeni! Spotykałem się wiele razy z kobietami, mającymi kłopoty z akceptacją poczętego dziecka. Natomiast wśród najmłodszych rozmówców zdarzały się nawet dzieci zahaczające dopiero o szkołę podstawową. Najczęściej z rodzin dysfunkcyjnych. Generalnie spotykam się i rozmawiam z młodzieżą.

Przypadki beznadziejne?

– Bywali i tacy, z którymi spotykałem się nawet kilka lat. Ale te osoby nie tylko były zagubione, także bardzo samotne. Przychodziły też po prostu, żeby móc porozmawiać. Bardzo często wraz z zaburzeniami seksualności czy osobowości pojawiają się uzależnienia od narkotyków i alkoholu czy brak akceptacji własnej płci. Po wstępnej diagnozie odsyłam takie osoby do specjalistów.