Bazie, kołatki i konne procesje

Anna Kwaśnicka; GN 13/2012 Opole

publikacja 01.04.2012 07:00

Wokół świętowania męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa zrodziło się wiele zwyczajów ludowych, z których pewne praktykowane są po dziś dzień.

Bazie, kołatki i konne procesje Anna Kwaśnicka/ GN Wokół świętowania męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa zrodziło się wiele zwyczajów ludowych, z których pewne praktykowane są po dziś dzień.

W śląskiej tradycji ludowej każdy dzień Wielkiego Tygodnia ma konkretne znaczenie, swoje obrzędy i zwyczaje, a także przesądy. Jednak, jak podkreśla prof. Jerzy Pośpiech, choć nadal znane i praktykowane są obrzędy oraz zwyczaje wielkotygodniowe, z przesądami ludowymi współcześnie się zrywa. Niegdyś wierzono, że każdy, kto umrze w Wielkim Tygodniu, idzie prosto do nieba, bo niebo jest wtedy otwarte; praktykowano zasadę nierozpoczynania prac polowych; w Wielką Środę pilnowano, by przy dojeniu krowom światło nie padało wprost na czoło, w Wielki Czwartek z domu nie mogły wychodzić kobiety brzemienne. Jednak zostawmy dawne przesądy i ludowe wierzenia, których opisano znaczenie więcej niż tych kilka przytoczonych, a śladem folklorystów podążmy szlakiem najpopularniejszych ludowych zwyczajów. Ich genezy – jak zaznacza Kornelia Lach – należy poszukiwać w okresie pogaństwa, choć w świadomości współczesnych mieszkańców wsi zupełnie inaczej pojmowana jest ich symbolika.

Palmowe krzyżyki wśród pól

Zwyczajem powszechnie praktykowanym i dziś jest święcenie w kościele gałązek palmowych. Dzieje się to podczas Mszy św. w Niedzielę Palmową, na pamiątkę triumfalnego wjazdu Jezusa do Jerozolimy. Przeważnie są to gałązki wierzby, które wiosną wypuszczają bazie, zwane też kotkami, choć popularnością cieszą się również kompozycje z kolorowych suszek. Co dzieje się z poświęconymi gałązkami? W tradycji ludowej, zgodnie – jak przypomina prof. Pośpiech – z odwiecznymi praktykami wiosennymi, wierzono, że zapewniają one ludziom i dobytkowi żywotność i urodzaj. Dlatego dawniej powszechny był zwyczaj połykania „kotków”, co miało zapobiegać bólom gardła czy chronić przed skutkami obfitej świątecznej konsumpcji. Bardziej znana jest tradycja robienia z poświęconych gałązek krzyżyków, które – w zależności od miejscowości – w Niedzielę Palmową czy w Wielki Piątek, w tzw. pustych godzinach (w porze, kiedy Jezus został zdjęty z krzyża), czy dopiero w Wielkanoc były i są zanoszone na pola, do zabudowań gospodarskich z prośbą o Boże błogosławieństwo i urodzaj, a w czasie burzy, tak jak gromnice, stawiane w oknie. Oczywiście niewykorzystanych ubiegłorocznych palm nie należy wyrzucać, trzeba je spalić, są przecież poświęcone. Dodajmy jednak, że nie wszędzie na pola zanosi się krzyżyki z poświęconych gałązek, czasem na pola zabiera się węgliki z ogniska rozpalanego na początku liturgii wielkosobotniej, kiedy kapłan święci ogień i paschał.

Palenie żuru i zielony czwartek

Gdy przychodzi środowy wieczór, zwyczajowo stare zużyte miotły nasączało się naftą, smołą, żywicą i zapala. Następnie młodzież, a czasem wszyscy mieszkańcy, z takimi zapalonymi pochodniami biegali po polach, uderzając nimi w ziemię, by dobrze rodziła. Często też  wypowiadane były przy tym następujące słowa: „Żur pola, buchty chwola, co krok, to snop”. Oczywiście i ten zwyczaj w różnych miejscowościach miał odmienny przebieg, a dziś często całkiem zmienił swój charakter. Bywało też, że rozpalano na skrajach pól ogniska z wszelkich śmieci zebranych w gospodarstwie i resztek, np. słomy, co symbolizowało niszczenie zła. I od tego ogniska zapalano miotły. Jak zaznacza Jerzy Pośpiech, zwyczaj biegania z pochodniami nazywany bywa również szukaniem Chrystusa i odnosi się do sceny poszukiwania Jezusa przez Żydów, którzy chcieli Go pojmać. Najczęściej w Wielką Środę, choć w niektórych miejscowościach w Wielki Czwartek lub w Wielki Piątek, ma miejsce wypędzanie lub palenie Judasza. Wówczas wieczorem młodzież nosi po wsi kukłę zrobioną z łachmanów i słomy, którą następnie wrzuca do ogniska. Po żurowej środzie przychodzi zielony czwartek. Jeszcze w latach 60. na pograniczu polsko-czeskim żywy był zwyczaj czwartkowych modlitw w ogrodzie. Wieczorem każdy z członków rodziny choć na chwilę szedł porzykać wśród zieleni, na  pamiątkę modlitwy Pana Jezusa w Ogrójcu.

Chłopcy z klapaczkami

W czasie Mszy Wieczerzy Pańskiej po śpiewie „Chwała na wysokości Bogu” na znak żałoby, zdrady Judasza i początku męki Chrystusa milkną wszystkie dzwony i dzwonki, które do wieczornej liturgii wielkosobotniej zastępowane są drewnianymi kołatkami, zwanymi też klepaczkami, klapaczkami czy klekotkami. dźwięk z kościelnej wieży, wybijający pory dnia, zastępowali, a w niektórych miejscowościach wciąż zastępują chłopcy klekoczący ręcznymi kołatkami. W jednych parafiach zachował się zwyczaj chodzenia po wiosce, w innych okrążania kościoła, jedni chodzą raz w ciągu dnia, inni kilka razy. Jak opisuje Kornelia Lach, w Bolesławiu przekazana tradycja mówi, że chłopcy tradycyjnie rozpoczynają klekotanie w południe od modlitwy „Anioł Pański”, a później obchodzą wszystkie ulice, wystukując rytm „raz–dwa”, „raz–dwa–trzy”. Przyklękają przy każdym krzyżu, gdzie stukają nierównomiernie i odmawiają „Ojcze nasz”. Najstarsi idą na końcu i zbierają dary od mieszkańców, którymi na zakończenie klekotania się podzielą. Podobnie jest i w innych miejscach, choć sam zwyczaj różnie jest nazywany. A w Borucinie, gdzie chłopcy z kołatkami i tragaczykami dzielą się na grupy, z których każda chodzi po innej części miejscowości: Dziedzinie, Chabowcu i Zidlunku, wszystko kończy się tradycyjnymi bitwami na jajka, rozgrywanymi między poszczególnymi grupami.

Nad cichą wodą

 Wielki Piątek, z którym wiązało się najwięcej przesądów i obrzędów, przynosił pobudkę przed 5 rano. Trzeba było pobiec do rzeki, źródełka czy stawu, gdzie zwyczajowo należało się w ciszy obmyć i zabrać wodę dla tych, którzy musieli zostać w domach. W wielu miejscowościach praktykowano też przynoszenie wody starszym i chorym już w czwartkowy wieczór. Jak przytacza Kornelia Lach, obmycie miało dodawać siły, odwagi, zdrowia i urody, a także chronić przed chorobami, zwłaszcza skórnymi i ocznymi. W niezwykłą moc wiosennej wody wierzono już w czasach pogańskich, natomiast chrześcijanie podtrzymali te zwyczaje, nadając im nowe znaczenie. Dziś do obmywania, jeśli jest jeszcze praktykowane, najczęściej wykorzystuje się wodę z kranu na podwórzu, choć popularnością cieszy się również np. woda w Siedmiu Źródłach na annogórskiej kalwarii. Nakazu ciszy przestrzegano przez cały dzień, wyłączano wówczas nawet zegary, natomiast w późniejszych czasach pilnowano, by nie krzyczeć i nie śpiewać. Wieczorem w Wielki Piątek na dzieci, które ucałowały krzyż przy Bożym grobie, czekały słodycze, umiejętnie podkładane przez rodziców albo naszykowane w domu. Nim przyjdzie czas wielkanocnego świętowania, w Wielką Sobotę święciło się i nadal święci pokarmy, które spożywa się po Rezurekcji. W koszyczkach zanosi się do kościoła m.in. jajka, chleb, sól, wędliny, chrzan czy symboliczne  baranki lub zajączki. Czasem było tak – np. w XVII-wiecznym Raciborzu – że to księża chodzili po domach w Niedzielę Wielkanocną i święcili pokarmy, a nie wierni przynosili je do kościoła.

Na konnych procesjach

Trudno jednoznacznie powiedzieć, z czego wypłynął zwyczaj wielkanocnego objeżdżania okolicznych pól. Do dziś niezwykłą oprawę mają te procesje w Pietrowicach Wielkich, Bieńkowicach, Raciborzu- Sudole i Żędowicach gdzie odbywają się w Poniedziałek Wielkanocny oraz w Kościeliskach, Biskupicach i Sternalicach – w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. Na czele procesji konnej, trwającej do późnego popołudnia czy nawet wieczora, jeździec wiezie figurę Jezusa Zmartwychwstałego. Do uczestników jadących w siodle dołączają również piesi. Wierni wspólnie modlą się i śpiewają wielkanocne pieśni. Krzyżoki, bo tak zwyczaj ten nazywany jest w Sternalicach, mają uchronić pola przed klęskami żywiołowymi i zapewnić obfity urodzaj. Osterreiten, jak o procesjach mówi się w Pietrowicach, ma kilkuetapowy przebieg. Rozpoczyna się od wymarszu sprzed kościoła parafialnego w kierunku kościółka pątniczego i nabożeństwa, a kończy wyścigami konnymi i krótkim nabożeństwem eucharystycznym. Z Poniedziałkiem Wielkanocnym związany jest jeszcze jeden, bardzo popularny zwyczaj – polewanie wodą dziewcząt, które w zamian obdarowywały chłopców kroszonkami. Niestety, obecnie oblewanie zatraca swój ludowy charakter, zamieniając się dość często w chuligańskie wybryki.

Wspominając rozmaite zwyczaje, tak bardzo w zależności od regionu różniące się, że nie sposób szczegółowo ich wszystkich uchwycić, trzeba podkreślić przede wszystkim jedno: czas Wielkiego Tygodnia, czas przeżywania w Kościele męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa mocno wkraczał w codzienne życie rodzin i całych społeczności. To pod żadnym względem nie były zwykłe dni. Współcześnie coraz częściej brakuje nam tego, by Wielki Tydzień od innych tygodni w roku nie odróżniał się jedynie udziałem w wieczornych uroczystych liturgiach Triduum Paschalnego.

Korzystałam z prac naukowych Kornelii Lach, Teresy Smolińskiej i Jerzego Pośpiecha nt. tradycyjnych zwyczajów i obrzędów na Śląsku.