Nikogo nie potępiał

Mirosław Jarosz; GN 13/2012 Świdnica

publikacja 02.04.2012 07:22

Bielawska parafia Miłosierdzia Bożego jest jedną z niewielu, o ile nie jedyną w naszej diecezji, gdzie odbywają się regularne spotkania dla par żyjących bez sakramentu małżeństwa.

Nikogo nie potępiał Mirosław Jarosz/ GN Ojciec Maksymilian Stępień przekonywał, że "niesakramentalni" tym bardziej powinni być blisko Kościoła.

Specjalna konferencja znalazła się również w programie I misji świętych odbywających się w tej parafii od 18 do 23 marca. – Kiedy po raz pierwszy odwiedzałem swoich parafian po kolędzie, zdałem sobie sprawę, jak duży problem stanowi zjawisko związków niesakramentalnych – mówi ks. Robert Begierski, proboszcz. – Postanowiłem zająć się nimi. Czułem, że zaproszenie skierowane z ambony kościelnej będzie nieskuteczne, tym bardziej że wiele z tych osób nie przychodzi do kościoła. Przeglądnąłem więc wszystkie kartoteki parafialne i do każdej z tych par wysłałem zaproszenie. Na początku pojawiło się ich niewiele, ale niektórzy ze wzruszeniem dziękowali za to, że po raz pierwszy ktoś z Kościoła wyciągnął do nich rękę. Od tamtej pory odbywają się w naszej parafii spotkania dla nich przynajmniej raz, dwa razy w roku. Oczywiście nie jest to zbyt wiele, ale zawsze coś.

Związki niesakramentalne można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej należą ci, którzy  nie mają przeszkód, by przyjąć sakrament małżeństwa. Żyją więc bez ślubu przez zaniedbanie relacji z Bogiem. Dla nich czasem wystarczy zachęta, formacja i dobre prowadzenie duszpasterskie, by zechcieli „posprzątać” w swoim życiu i wszystko ustawić na swoim miejscu. Druga grupa to ludzie, którym życie się pokomplikowało. Ślubowali komuś przed Bogiem, jednak później cywilnie rozwiedli się, a następnie ponownie weszli w związek cywilny z kimś innym. Dla ludzi wierzących to niezwykle trudna sytuacja. Tęsknią za spowiedzią i Komunią św. – Trudno mi nawet wyrazić, jak bardzo boli to, kiedy jestem w kościele i nie mogę przyjąć Chrystusa w Eucharystii – mówi jedna z kobiet od kilku lat żyjąca w związku niesakramentalnym. – Nie mam do nikogo pretensji, bo wiem, że to była moja decyzja. Nie oglądając się na Boga, ułożyłam życie po swojemu i teraz ponoszę tego konsekwencje. Jednak ta świadomość wcale nie umniejsza bólu. Bardzo przeżywam, gdy dziecko pyta mnie, kiedy pójdę do spowiedzi i Komunii. Chciałabym tak je wychować, by nigdy nie powtórzyło moich błędów.

Paulin o. Maksymilian Stępień, który głosił misje w parafii, przekonuje, że wbrew okolicznościom osoby takie powinny być blisko Kościoła, bo są szczególnie narażone na działanie złego. – Jednych demon namawia do świętokradzkiego przyjęcia Komunii św., co według mnie jest jednym z najcięższych grzechów. Innych przekonuje, by przestali brać udział w czynnym życiu Kościoła. A oni są tu potrzebni. To z grzesznikami Jezus spędzał całe dnie. Nikogo nie potępiał.

Ks. Begierski wymienia wiele sposobów, poprzez które małżonkowie niesakramentalni mogą aktywnie włączać się w życie wspólnoty Ludu Bożego. – Powinno to być słuchanie słowa, udział w Mszy św., wspólna modlitwa, wychowywanie dzieci w wierze katolickiej, może to być również udział w pielgrzymkach, ofiarowanie Bogu swoich talentów, np. śpiew w chórze, włączanie się w pomoc charytatywną w parafii, prowadzenie biblioteki parafialnej i wiele innych dzieł.