Pomoc i współczucie

Joanna Kociszewska

publikacja 25.05.2012 19:44

Bardzo mocno podkreślono: rozwód jest złem moralnym. Równie mocno padło drugie stwierdzenie: Kościół nie wymaga trwania w toksycznych, pełnych przemocy związkach.

Pomoc i współczucie Henryk Przondziono/ Agencja GN Bardzo mocno podkreślono: rozwód jest złem moralnym. Równie mocno padło drugie stwierdzenie: Kościół nie wymaga trwania w toksycznych, pełnych przemocy związkach.

Popołudniową sesję XXI Sympozjum Piekarskiego rozpoczęła dyskusja na temat duszpasterstwa osób, których rodzina znalazła się w kryzysie oraz żyjących w separacji, samotnie po rozwodzie – i związków niesakramentalnych. Jakie powinno być takie duszpasterstwo, by nikogo nie porzucić, a jednocześnie nie zafałszować prawdy o małżeństwie?

Po pierwsze, przypomniano najważniejsze punkty nauczania Kościoła o małżeństwie. Adhortacja apostolska Familiaris Consortio wspomina o pięciu formach „sytuacji nieregularnych” rodzin. Są to: małżeństwa „na próbę”, rzeczywiste wolne związki, małżeństwa wyłącznie cywilne katolików, żyjący w separacji i rozwiedzeni, którzy nie zawarli nowego związku, w końcu rozwiedzeni, którzy zawarli nowy związek. Dzisiejsza konferencja dotyczyła dwóch ostatnich grup.

Bardzo mocno podkreślono: rozwód jest złem moralnym. Równie mocno padło drugie stwierdzenie: Kościół nie wymaga trwania w toksycznych, pełnych przemocy związkach. Jeśli wszelkie rozsądne próby działania okażą się daremne (proszę zwrócić uwagę na słowo rozsądne) Kościół uznaje prawo do separacji. Szczególnym do niej powodem może być zdrada (zwłaszcza powtarzająca się), przemoc (fizyczna, ale i psychiczna), obrona dziecka czy wymiar terapeutyczny – tzw. twarda miłość. Separacja jest sytuacją, która w założeniu dopuszcza pojednanie, ale możliwa jest też separacja trwała.

Separacja prawna – jak powiedział ks. dr hab. Antoni Bartoszek – obecnie daje takie same możliwości prawne, co rozwód. Z jednym wyjątkiem: nie pozwala na zawarcie nowego związku. Niemniej – jeśli nie ma innej sytuacji zabezpieczenia ważnego dobra, jeśli wyczerpano możliwości separacji, Kościół naucza, że rozwód jako rozwiązanie prawne może być tolerowany. Trzeba jednak pamiętać, że nie daje on stronom prawa do zawarcia kolejnego związku. Podkreślam ten wątek, bo powrócił bardzo mocno w dyskusji, także w kontekście wsparcia dla osób, które trwają w toksycznych związkach i biją się z myślami, co jest lepsze dla niech i dla dziecka.

Kto ponosi winę za rozwód? Zasadniczo (podkreślę: nie w każdym przypadku) główny ciężar winy spoczywa na osobie składającej pozew. Nie oznacza to jednak, że druga strona jest niewinna lub że – jak w sytuacjach przemocy – nie może ponosić głównej winy. Zasadniczo (znów to ważne słowo) strona pozwana powinna wyrazić sprzeciw. Jednak nie zawsze i nie każda zgoda jest współudziałem moralnym. Trzeba też pamiętać, że możemy mieć do czynienia z sytuacją, gdy jeden ze współmałżonków może być niewinną ofiarą rozwodu orzeczonego prawnie, mimo sprzeciwu.

Szczególną, a zdecydowanie w duszpasterstwie zbyt mało zauważana grupą są ci, którzy mimo rozpadu ich związku chcą wytrwać w wierności. Co powinni znaleźć w Kościele? Odwołajmy się do Familiaris Consortio (najczęściej przywoływany w czasie konferencji dokument):

Samotność i inne trudności są często udziałem małżonka odseparowanego, zwłaszcza gdy nie ponosi on winy. W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go; okazywać mu szacunek, solidarność, zrozumienie i konkretną pomoc, tak aby mógł dochować wierności także w tej trudnej sytuacji, w której się znajduje […] Analogiczny jest przypadek małżonka rozwiedzionego, który […] nie zawiera nowego związku […]. W takim przypadku przykład jego wierności i chrześcijańskiej konsekwencji nabiera szczególnej wartości świadectwa wobec świata i Kościoła, który tym bardziej winien mu okazywać stałą miłość i pomoc, nie czyniąc żadnych trudności w dopuszczeniu do sakramentów.

Czy to wszystko? Warto wspomnieć o niektórych szczegółach. Wspólnota powinna podtrzymywać w trwającym w separacji małżonku nadzieję na odbudowanie związku, otaczać modlitwą i realnie wspierać w sprzeciwie wobec rozwodu. Zadaniem wspólnoty jest też zaproponowanie mediacji. Jeśli do rozpadu doszło lub chodzi o sytuację uzależnienia czy przemocy, często pozostaje wspieranie w decyzji trwania w wierności.

Ważny jest element pomocy wspólnoty w praktykowaniu przebaczenia. Wezwania do miłości nieprzyjaciół nie należy jednak traktować jako wymagania polubienia danej osoby. Nie oznacza to też konieczności wytłumienia negatywnych emocji. Zawsze jednak chodzi o to, by współmałżonkowi czynić dobro, błogosławić i modlić się za niego. Współmałżonek – zwłaszcza ten, który się zagubił, uwikłał w zło – szczególnie potrzebuje wsparcia modlitewnego.

Duszpasterstwo związków niesakramentalnych. Czy prowadzić i jak prowadzić, by nie rozmywać prawdy o małżeństwie? By nie stało się swoistą promocją, sugestią, że Kościół w zasadzie zaakceptował ponowne związki osób rozwiedzionych?

Pozostaje kwestią oczywistą – i do tego wzywa Jan Paweł II w Familiaris Consortio – że Kościół nie może porzucić także tych osób. Wzywam gorąco pasterzy i całą wspólnotę wiernych do okazania pomocy rozwiedzionym, do podejmowania z troskliwą miłością starań o to, by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła, skoro mogą, owszem, jako ochrzczeni, powinni uczestniczyć w jego życiu. […] Niech Kościół modli się za nich, niech im dodaje odwagi, niech okaże się miłosierną matką, podtrzymując ich w wierze i nadziei. ­ czytamy w adhortacji.

Nie pozostawiają miejsca na wątpliwości także wypowiedzi ludzi, którzy pojawili się na rekolekcjach w Domu Rekolekcyjnym Emaus w Koniakowie. Takie spotkania prowadzą do odnowienia podstawowej tożsamości chrześcijańskiej dziecka Bożego, ośmielają do podjęcia (lub powrotu) do życia z Bogiem, dochodzi do nawróceń. Duszpasterze mówią: ludzie ci powinni robić rachunek sumienia, wyznawać grzechy przed kapłanem (mimo braku możliwości rozgrzeszenia). Prowadzi to do refleksji, odnowy życia, aż do podjęcia decyzji trwania we wstrzemięźliwości, by móc ponownie korzystać z sakramentów.

Ważne jest jednak, by nie dopuszczać (lub zlikwidować) dysproporcję uwagi poświęcanej tym małżonkom, którzy zmagają się z kryzysem w swoich związkach, tym, którzy decydują się na trwanie w wierności – i tym, którzy wybrali ponowny związek. W parafiach, w których powstaje duszpasterstwo osób żyjących w związkach niesakramentalnych powinno obligatoryjnie – nawet wcześniej – powstać duszpasterstwo osób żyjących w separacji lub w samotności po rozwodzie – mówili prelegenci. Tymczasem wspólnota trudnych małżeństw „Sychar” to ciągle nieliczne wyspy, nie we wszystkich diecezjach można ją znaleźć.

Postawiono też pytanie o to, czy w ogóle tworzyć duszpasterstwa osób żyjących w związkach niesakramentalnych? Brak specjalnego duszpasterstwa nie oznacza porzucenia człowieka. Ludzie ci mogą przecież formować się w różnych wspólnotach, niekoniecznie specjalnie dla siebie utworzonych. Być może lepiej byłoby organizować – w Adwencie czy Wielkim Poście – spotkania i na nich zapraszać do włączenia się w życie Kościoła w ramach istniejących grup?

Jakie powinno być duszpasterstwo rodzin? Jaki jest stan? Czego brakuje, czego potrzeba? Te pytania pozostały otwarte, odpowiedź na nie będzie się zapewne kształtować. Trzeba jednak pamiętać, że Kościół nie może pozostawiać samych sobie tych, którzy starają się trwać w wierności, angażując się w duszpasterstwo osób żyjących w ponownych związkach. I z powodu prawdy o małżeństwie i zwykłej uczciwości.

W dyskusji pojawił się bardzo mocno problem przemocy i funkcjonujących w społeczeństwie przekonań. Dlaczego nie usłyszałam w Kościele, że mam prawo podjąć decyzję o separacji, dlaczego nikt mi nie pomógł? – na te pytania, zadane w konkretnej sytuacji, nie da się odpowiedzieć. Pytanie o to, jak pomóc tym, którzy są najsłabsi, pozostaje.