Kryzys rodziny to wymysł!

Joanna Bątkiewicz-Brożek

publikacja 31.05.2012 23:45

Czwartkowe popołudnie VII Światowego Spotkania Rodzin minęło niezwykle szybko i intensywnie.

Kryzys rodziny to wymysł! Henryk Przondziono/GN

10 tysięcy uczestników kongresu teologicznego o rodzinie rozjechało się do różnych zakątków lombardzkiej diecezji. Do Bergamo pojechali ci, którzy chcieli wziąć udział w debacie o przyszłości i perspektywach pracy dla młodzieży. W Pavii spotkali się wokół tematu o pracy kobiety i godzeniu jej z życiem rodzinnym. W Como, nad pięknym jeziorem dyskutowano o sensie wypoczynku, zabawy, turystyce rodzinnej. My wsiedliśmy do autokaru do Varese. 60 km od Mediolanu pokonaliśmy w atmosferze argentyńskich śpiewów, oklasków. W naszym autokarze grupa 30 osób z Ameryki Południowej jechała do drugiego co do liczby wiernych i kościołów mediolańskiej diecezji miasta by wysłuchać świadectwa swojego rodaka, Javiera Zanettiego i jego rodziny.

Kapitan klubu piłkarskiego Inter w Mediolanie, z zoną, niestety za pośrednictwem telebimu (właśnie urodziło im się trzecie dziecko) mówili o swoim doświadczeniu małżeńskiego życia. „W każdą niedzielę idziemy razem do Kościoła – mówił Zanetti – bez rozmowy z Bogiem nasze życie byłoby ubogie”. Młodziutki piłkarz jest mocno wierzący, dzięki jego postawie jeden z klubowych kolegów z Interu przyjął chrzest. Z Argentyny do Mediolanu przyjechał z całą rodziną. „Nie mogliśmy zostawić rodziców i dziadków. Nie wyobrażałem sobie, żeby byli sami. Zabraliśmy wszystkich”.

Co robić byś był szczęśliwy

Najważniejszym zapowiadanym gościem był Pierluigi Molla, syn Św. Joanny Beretty Molli. Niespodziewanie, ku miłemu zaskoczeniu nas wszystkich pojawił się na sympozjum w towarzystwie dwóch sióstr, Laury i Gianny. Cała trójka po raz pierwszy pokazał się razem. Niezwykle otwarci, chętni do rozmów. Gianna, najmłodsza córka świętej, ta, za którą Joanna oddała życie aż z radości podskoczyła gdy usłyszała, ze przyjechaliśmy z Polski. „Jana Pawła II noszę w sercu” – powiedziała. Pierluigi, najstarszy syn – miał sześć lat kiedy mama umierała – dobrze pamięta jej energię, radość i zdecydowanie. „Kiedy pracowała to całą sobą. Ale nigdy naszym kosztem. Najważniejsza była rodzina. Nauczyła nas kochać, i powtarzała by zawsze robić wszystko jak najlepiej się potrafi”.

Na twarzach uczestników spotkania płynęły strumykiem łzy, kiedy usłyszeliśmy słowa z pierwszego listu jaki Joanna wysłała do swojego przyszłego męża Pietra. „Powiedz mi co mogę zrobić byś ty był szczęśliwy?”. To zupełnie inna perspektywa miłości niż ta, którą dziś ujmuje się w ramy nowoczesności, emancypacji, gen derowego mainstrimingu. Nie ma w miłości małżeńskiej Joanny do Pietra ani kropli rywalizacji, ani kropli myślenia o swoim. Przeciwnie – „co mogę zrobić byś ty był szczęśliwy?”….

Dzieci świętej, jeszcze dziś, 50 lat po śmierci mamy, mówią o niej z trudem tłumiąc emocje. „To nie było dla nas łatwe – mówiła Gianna, najmłodsza, ta za którą święta oddała życie – brakowało nam mamy, cierpieliśmy. Całe lata mieliśmy poczucie, że jesteśmy wybrakowaną rodziną, gorszą. Bo bez mamy. Ale zupełnie niedawno zrozumieliśmy, że jesteśmy największą i najszczęśliwszą rodziną na świecie. Jest nas tysiące. Tysiące kocha i modli się do naszej mamy”. Po spotkaniu byłam świadkiem jak wiele osób oblegało Giannę i jej starszą siostrę Laurę i Pierluigiego. Dziennikarka z Kanady ze wzruszeniem wyznała: „Kochamy waszą mamę!”.

Kryzys to bzdura

Owacjami przyjęto wystąpienie małżonków naukowców, prof. Very i Stefano Zamagniego z Uniwersytetu w Bolonii. Ekonomiści i socjolodzy próbowali zmierzyć się z określeniem „kryzys” względem rodziny. Poddać analizie jego ewentualne przyczyny. Padły nieoczekiwane słowa apelu: „O kryzysie rodziny mówią ci, którym na nim zalezy. A może zmienilibyśmy język? Zacznijmy głośno powtarzać: rodzina nie jest w kryzysie! Jeśli rozejrzycie się po tej wypełnionej rodzinami z dziećmi sali to przyznacie, że mam rację” – mówił prof. Zamagni.

Za antychrześcijańskie uznał tworzenie konfliktu między dwoma wartościami w dzisiejszym świecie: pracą i rodziną. „Praca i rodzina to jak dwie części orkiestry. Razem zagrać mogą dobrą symfonię. Świat pracy, pracodawcy, przedsiębiorcy muszą to zrozumieć: nikt z nich nie ma prawa burzyć niczyjego życia, zmuszać do pracy by tylko uzyskać wynik. Musimy to wytłumaczyć w Brukseli”. Zaskakujące było inne niż dotychczas spojrzenie na relacje pracodawca – pracownik w kontekście rodziny właśnie.

„Wmawia się nam bzdurę: pracodawcę nie ma obchodzić to czy i jaką masz rodzinę, ile dzieci, co robią, jak żyjesz. W pracy musisz być efektywny, wchodzisz do zakładu, zapomnij o rodzinie. To logika wyjątkowo nie do przyjęcia przez chrześcijan! Pracodawcę musi obchodzić rodzina pracowników”. Naukowiec przytoczył badania, z których wynika, że wszystkie przedsiębiorstwa należące do grupy Family Friendly Organisation (Przyjazne rodzinie), mają kilkakrotnie lepsze wyniki niż te, które koncentrują się jedynie na wydajności pracowników.

Prof. Zamagni, razem z żoną, także naukowcem, wychowali czwórkę dzieci. Mają ośmioro wnucząt. „Gdyby nie rodzina niczego byśmy nie mogli. Nasze życie nie miałoby sensu” - dodał. I zakończył przypowieścią z II wieku, by nie bać się przyszłości, stawiania na rodzinę, odważnej postawy w tej mierze: „Pewnej nocy lęk zapukał do drzwi. Nadzieja podeszła by otworzyć. Za drzwiami nikogo już nie było”.