Kłamstwa antykoncepcji

ks. Krzysztof Pyszny

publikacja 16.06.2012 13:35

Antykoncepcja we współczesnym świecie bardzo ułatwia szatanowi działanie, a jej rozpowszechnienie jest bez wątpienia jego działaniem. Szatan jest „ojcem kłamstwa”, a nie dałoby się tak bardzo rozwinąć przemysłu antykoncepcyjnego, gdyby nie cała propaganda i zakłamanie wokół niego. Prezentowana polemika demaskuje te kłamstwa.

Kłamstwa antykoncepcji Henryk Przondziono/ Agencja GN Kobiety stosujące antykoncepcję są uzależnione od firm produkujących dany preparat lub środek, są niejako zniewolone do kupowania go i to przez wiele lat - zauważa ks. Krzysztof Pyszny.

Produkcja i sprzedaż środków antykoncepcyjnych jest przedsięwzięciem bardzo dochodowym i dlatego producenci nie chcą z niego zrezygnować. Kobiety stosujące antykoncepcję są uzależnione od firm produkujących dany preparat lub środek, są niejako zniewolone do kupowania go i to przez wiele lat, a każde zniewolenie człowieka jest przeciwko jego godności.

Największym zagrożeniem dla rozwoju przemysłu antykoncepcyjnego jest przyjęcie przez małżonków naturalnej regulacji poczęć (n.r.p.), dlatego też wiele kłamstw stosowanych przez propagatorów antykoncepcji próbuje zniechęcić ludzi do metod naturalnych. Propagatorzy antykoncepcji używają kłamstw, bo im się to opłaca. Niniejszy artykuł systematyzuje oraz demaskuje te kłamstwa.

Kolejnym niezwykle ważnym powodem, aby o tym pisać i demaskować kłamstwa jest powszechność propagandy antykoncepcyjnej. Jest to związane z dużymi zyskami - za te pieniądze warto kłamać. Jak wiadomo wielokrotnie powtórzone kłamstwo staje się prawdą. Kłamstwo powtórzone pięćset razy staje się prawdą niezbitą.

Nasze rozważania musimy zacząć od usystematyzowania pojęć, gdyż częstym zabiegiem stosowanym w walce z rozwojem naturalnego planowania rodziny jest zamęt pojęciowy, i nawet ludzie dobrej woli i traktujący poważnie swoją wiarę mu ulegają. Jeśli chcemy się przed nim obronić to musimy zacząć od bardzo jasnego i precyzyjnego zdefiniowania poszczególnych metod.

Istnieją zasadniczo cztery metody diagnozowania płodności, czyli oznaczania dnia owulacji:

  1. Metoda kalendarzowa (kalendarzyk małżeński, metoda rytmu, metoda Ogino – Knausa) polegająca na obserwowaniu wyłącznie miesiączki i obliczaniu dnia owulacji.

    Metoda powstała w latach 30. XX w. Przypomnijmy, że wtedy w wielu wsiach nie było prądu elektrycznego, wygódki z serduszkiem wprowadzano na wsiach jako wyraz postępu, a dorożki były nie tylko w powszechnym użyciu, ale nawet w produkcji. Kalendarzyk wymaga regularnego miesiączkowania i jest mało skuteczny, gdyż opiera się na założeniu, że ten cykl będzie taki sam jak poprzednie (dni płodne oblicza się na podstawie obserwacji poprzednich okresów), a przecież wiele czynników może go poprzestawiać. Metoda rytmu była pierwszą metoda naturalnego planowania rodziny, w swoim czasie dobrze spełniała swoje zadanie i ma słusznie zasłużone miejsce w historii i muzealnej gablocie. Jeśli ktoś obecnie proponuje ją jako sposób na świadome planowanie rodziny, jest jakieś pięćdziesiąt lat do tyłu.
     
  2. Metoda termiczna polegająca na obserwacji miesiączki i skoku temperatury w dniu owulacji, powstała w latach 50., występuje w dwóch odmianach:

    a. metoda termiczna ścisła, ograniczająca współżycie do niepłodności poowulacyjnej – dość skuteczna, ale mało wygodna zwłaszcza przy długich cyklach, oraz

    b. metoda termiczna rozszerzona, będąca kompilacją z kalendarzykiem, gdzie próbuje się obliczyć dni niepłodności przedowulacyjnej - sposób dużo mniej skuteczny.

    Metoda termiczna, chociaż dużo nowsza i skuteczniejsza od kalendarzyka, również powinna mieć swoje miejsce w muzeum.
     
  3. Metoda Billingsa (metoda owulacji, metoda śluzowa) powstała w latach 70. opiera się na obserwacji śluzu występującego w dniach płodnych.

    Metoda bardzo skuteczna wygodna i prosta, w Indiach z powodzeniem stosują ją kobiety nie umiejące czytać i pisać, doskonała w krajach trzeciego świata, natomiast w krajach wysoko rozwiniętych niezbyt zalecana ze względu na przekłamania w obrazie śluzu wynikające ze sposobu ubierania się i dużej ilość środków chemicznych w żywności.
     
  4. Metoda objawowo-termiczna (metoda wielowskaźnikowa, metoda Roetzera), powstała w latach 60. XX w. i stale się rozwija. Polega na tym, że obserwuje się i notuje wszystkie dostępne objawy (śluz, zmiany szyjki macicy, skok temperatury, ból owulacyjny, wyniki z testerów płodności, etc.) w formie wykresu i na podstawie ich analizy ustala się z bardzo dużą dokładnością, nawet do godzin, czas owulacji.

    Metoda ta jest najskuteczniejszą dostępną metoda planowania rodziny, jest skuteczniejsza od pigułki antykoncepcyjnej, a najnowsze badania wykazały, że nawet od sterylizacji kobiet. Wymaga jednak systematycznej obserwacji i notowania objawów, bo jak mawiał nieodżałowany profesor Fijałkowski: obserwacje dzielą się na notowane i nieistniejące.
     
  5. Metoda wydajna zwana też metodą profesora Chyby. Metodę tę odkryłem rozmawiając z ludźmi, obserwując ich i wyciągając wnioski. Trudno stwierdzić, kiedy powstała, ale jest bardzo popularna i można ją rozpoznać po stwierdzeniu: ”wydaje mi się, że chyba mam dzisiaj dzień niepłodny”, lub podobnym. Stąd nazwa.

    Metoda dosyć niebezpieczna ze względu na wzorcowy wręcz zamęt pojęciowy. Powyżej wymieniono cztery podstawowe metody określania dnia jajeczkowania, każda z nich daje się precyzyjnie zdefiniować i wymaga notowania objawów. Pierwszym znakiem, że dana para stosuje metodę „wydajną” jest brak notatek. Często zdarza się, że kobieta słyszała coś o metodzie wielowskaźnikowej i wydaje jej się, że ją zna i stosuje, tymczasem w użyciu jest stary poczciwy kalendarzyk, ze wszystkimi słabościami osiemdziesięcioletniego staruszka. Kiedy pojawia się nieplanowana ciąża winna jest oczywiście metoda Retzera  (o której rzeczona pani nie ma zielonego pojęcia) i Kościół, który ją zaleca. Jeśli więc słyszymy z tej czy tamtej strony o nieplanowanej ciąży z metod naturalnych, to najprawdopodobniej po prostej analizie, (koniecznie niech pokażą wykres obserwacji z czasu poczęcia dziecka) okaże się iż mamy do czynienia z metodą „wydajną”.

    Drugim symptomem stosowania tej metody jest to, że kobieta nie potrafi dokładnie odpowiedzieć na precyzyjne pytania dotyczące jej cyklu np.: - Ile dni trwa objaw śluzowy? Siedem czy osiem? "Wydaje mi się, że chyba coś około tygodnia." - Ile dni upływa od owulacji do miesiączki? Czternaście czy szesnaście? Czas ten może być różny u poszczególnych pań, ale dla konkretnej kobiety jest zawsze stały. Ktoś rzetelnie stosujący metodę wielowskaźnikową potrafi, po spojrzeniu do wykresu, na takie pytania dokładnie odpowiedzieć.

Wykaz kłamstw używanych przez zwolenników antykoncepcji

1. „Antykoncepcja jest potrzebna

We wszelkiego rodzaju dyskusjach na tematy związane z antykoncepcją, czy jej promocją, punktem wyjścia zawsze jest przyjęcie, prawie jak dogmatu, twierdzenia, że antykoncepcja jest potrzebna. Powyżej wyjaśniono, że decyzja na stosowanie antykoncepcji wynika bezpośrednio z wyboru takiego, a nie innego stylu życia. Szczególnie ważnym czynnikiem jest tutaj rezygnacja ze stosowania naturalnego planowania rodziny i większość  kłamstw ma na celu właśnie zniechęcenie do n.r.p.

2. Utożsamianie naturalnej regulacji poczęć i antykoncepcji.

Przejawia się ono najczęściej w formie stwierdzenia:” naturalna antykoncepcja”, ”naturalne metody antykoncepcji” oraz „przecież to wszystko jedno, jaką metodę się stosuje, skoro cel jest ten sam”. Tymczasem naturalna regulacja poczęć i antykoncepcja mają tylko dwie wspólne cechy: umożliwiają współżycie także wtedy, kiedy nie jest planowane poczęcie dziecka i mają zbliżoną skuteczność. W obu przypadkach istnieją metody bardzo skuteczne (pigułka hormonalna i metoda objawowo-termiczna) i mało skuteczne (stosunek przerywany i kalendarzyk małżeński). Poza tym są to dwa zupełnie różne światy. Różnice zapisano w tabeli.

Naturalna regulacja poczęć Antykoncepcja
Jest naturalna, ekologiczna. Zawsze jest sztuczna.
Nie narusza naturalnej płodności i przebiegu współżycia. Niszczy lub narusza naturalną płodność, lub przebieg współżycia
Kobieta potrafi rozpoznać objawy i określić swoją płodność. Propagatorzy antykoncepcji zakładają, że kobieta jest zbyt głupia na to, żeby rozpoznać swoją płodność.
Kobieta ufa sobie i swojemu ciału, a mąż ufa swojej żonie (zaufanie do osoby). Małżonkowie ufają pigułce lub kondomowi (zaufanie do przedmiotu).
Występuje pełna akceptacja kobiecości, razem z cykliczną płodnością. Brak pełnej akceptacji, ponieważ odrzuca się cykliczną płodność, integralnie połączoną z kobiecością, walczy się z nią.
N.r.p. bywa nazywana „odpowiedzialnym rodzicielstwem”, gdyż uczy, a nawet niejako zmusza do samodzielnego podejmowania odpowiedzialności za partnera i dziecko. Odpowiedzialność jest przenoszona na przedmiot i producenta, występuje „zwalanie” odpowiedzialności na drugiego. (Rdz 3,12)
Dobrze pojęta n.r.p. uczy miłości do jeszcze niezaproszonego dziecka, które jest ukochane jeszcze przed poczęciem. Jest z założenia obroną, zabezpieczeniem, a nawet agresją przeciw jeszcze nieobecnemu dziecku. Taka postawa (mentalność antykoncepcyjna) często prowadzi do aborcji, jeśli już dojdzie do poczęcia.
Wymaga systematyczności, uczenia się i pracy nad sobą, uczy panowania nad swoim ciałem. Jest to trudne, ale potrzebne. Nie trzeba myśleć, ani opanowywać się, kobieta jest zawsze „do wzięcia”. Antykoncepcja jest więc wygodniejsza.
W okresach płodnych, kiedy trzeba zrezygnować z seksu, można rozwijać inne sposoby okazywania miłości, a to sprzyja rozwijaniu np. męskiej fantazji. Nie ma okresów płodnych.
Dzięki okresom wstrzemięźliwości n.r.p. rodzi pewien niedosyt seksu, a to podnosi atrakcyjność partnera i sprzyja wierności małżeńskiej. Brak okresów wstrzemięźliwości może rodzić przesyt, a to często prowadzi do chęci zmiany partnera.
Sprzyja dialogowi małżeńskiemu, mąż musi dowiedzieć się, w którym momencie cyklu jest żona. Na te tematy się przeważnie nie rozmawia, „kobieta ma się zabezpieczyć i to jest jej problem”.
Kobieta jest niezależna, sama potrafi sobie poradzić. Rodzi się uzależnienie od środka, preparatu, czy producenta.
Bardzo łatwo, w dowolnym momencie można przejść z n.r.p. na antykoncepcję. (swoboda wyboru) Bardzo trudno, zwłaszcza przy pigułce, przejść z antykoncepcji na n.r.p. (zniewolenie)
Ułatwia przeżywanie seksu jako pełnego kontaktu osobowego. Skupia uwagę głównie na ciele i przyjemności.
Umożliwia, poczęcie dziecka w najlepszym terminie. Przy pigułkach trzeba je odstawić na trzy miesiące przed planowanym poczęciem dziecka (co przez te trzy miesiące?)
Nie może być dla nikogo źródłem dużych dochodów. Przemysł antykoncepcyjny dużo na tym zarabia

3. Utożsamianie środków poronnych i antykoncepcyjnych.

Środki poronne, a zwłaszcza wczesnoporonne są często nazywane „antykoncepcyjnymi”. Pigułka „po stosunku”, zawierająca ogromną dawkę hormonów (dawka większa niż życie) może działać zarówno antykoncepcyjnie - blokując owulację, jak i wczesnoporonnie - uniemożliwiając zagnieżdżenie zarodka w macicy, jeśli już doszło do poczęcia. Wszystko zależy od tego, w którym momencie cyklu nastąpiło współżycie. Najczęściej jednak aplikowana jest zupełnie niepotrzebnie, bo przecież u kobiety większość dni w cyklu to dni niepłodne. Nie przeszkadza to jednak nazywać ją środkiem antykoncepcyjnym.

Wkładka domaciczna, zwana popularnie spiralką, jest także często nazywana „wkładką antykoncepcyjną”, chociaż jej działanie jest jednoznacznie wczesnoporonne - powoduje stan zapalny endometrium macicy uniemożliwiając zagnieżdżenie zarodka. Co ciekawe, zwolennicy jej stosowania używają trzech kłamliwych argumentów. Pierwszy to twierdzenie, że ciąża, a więc, w ich rozumieniu życie, zaczyna się nie w chwili poczęcia, ale dopiero od zagnieżdżenia w macicy. Drugi jest jeszcze ciekawszy: mianowicie twierdzą oni, że „nie wiadomo dokładnie, jak działa wkładka, a więc nie można jej nazywać poronną”. W tym samym czasie obrońcy życia dokładnie wyjaśniają wszelkie mechanizmy działania spiralki, ale kto by się przejmował faktami. Trzeci argument wymyślono chyba w kabarecie, można się mianowicie dowiedzieć, iż wkładka umieszczona w macicy stanowi mechaniczna przeszkodę na drodze plemników. Pewnie ogonki zaplątują się im w miedziany drut, którym owinięta jest wkładka. A tak nieco poważniej: porównajmy wielkość macicy, wkładki i plemnika i wszystko stanie się jasne. Niektóre nowoczesne wkładki zawierają progesteron o przedłużonym działaniu, który może mieć działanie przeciwpoczęciowe, ale jest to tylko jeden z elementów działania wkładki.

Niektóre nowoczesne pigułki hormonalne zawdzięczają swoją wysoką skuteczność komponentom poronnym. Jeśli nawet przy stosowaniu preparatu dojdzie do owulacji (ok. 7% cykli, stwierdzono przy pomocy USG) i do poczęcia, to nastąpi wczesne poronienie, a kobieta nawet się nie zorientuje, że w tym akurat miesiącu doszło do poczęcia.

4. Utożsamianie metod naturalnych z kalendarzem małżeńskim.
W czasie okupacji sowieckiej funkcjonował, dowcip: ”Mówimy partia, a myślimy Lenin, mówimy Lenin, a myślimy partia. I tak już trzydzieści lat, co innego myślimy, a co innego mówimy.

Podobną sytuację, można zaobserwować w temacie naturalnego planowania rodziny. „Mówimy naturalna regulacja poczęć, myślimy kalendarzyk, mówimy kalendarzyk, myślimy aktualne nauczanie Kościoła.” Często w programach telewizyjnych, gdzie występują lekarze, a więc osoby dobrze wykształcone, kiedy jest mowa o n.r.p. pojawia się właśnie to kłamstwo: kalendarzyk jest przedstawiany jako aktualna metoda, a nie wspomina się o innych. Zresztą warto samemu popytać znajomych, z czym kojarzy im się naturalne planowanie rodziny. W zdecydowanej większości przypadków usłyszymy coś o kalendarzu małżeńskim, a następnie cały katalog jego wad. Stawianie znaku równości między n.r.p. a kalendarzykiem, nie jest właściwie kłamstwem w ścisłym tego słowa znaczeniu, jest półprawdą, a więc kłamstwem, które znacznie trudniej odkryć. Metoda rytmu jest metodą n.r.p., tyle, że bardzo starą, a właściwie muzealną. Kolejne dwa wymienione kłamstwa są logiczną kontynuacją.

5. „Metody naturalne wymagają regularnego miesiączkowania”, Nieregularne cykle uniemożliwiają stosowanie n.r.p”.
To twierdzenie jest prawdziwe tylko w stosunku do metody kalendarzowej, przy pozostałych sposobach diagnozowania płodności nieregularność cyklu nie przeszkadza, a nawet może być korzystna, gdyż chroni przed rutyną i uczy czujności. A tak na marginesie, kiedy usłyszymy takie stwierdzenie z ust jakiejś pani, warto zapytać, czy ona ma ten problem, i z dużą dozą prawdopodobieństwa usłyszymy: ”No, ja akurat mam regularne miesiączki, ale zdecydowana większość...”

6. Mit podwójnego jajeczkowania.
Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku w literaturze uchodzącej za fachową można było spotkać następujące wyjaśnienie niskiej skuteczności kalendarzyka: ”Przed miesiączką następuje druga owulacja, z której to pojawia się nieplanowana ciąża”. Mit jest podwójnie fałszywy. Po pierwsze po owulacji hormon ciałka żółtego (progesteron) hamuje owulację, po drugie gdyby nawet doszło do drugiej owulacji, to brak śluzu płodnego uniemożliwiłby przeżycie plemników, a jeśli nawet, to i tak macica jest zdolna do przyjęcia zarodka 6 -7 dni po owulacji. Rodzi się pytanie: po której owulacji? Tymczasem nieplanowana ciąża pojawiła się, ponieważ akurat w tym miesiącu cykl był dłuższy niż zwykle i jedno jedyne jajeczkowanie wystąpiło później.

7. Podawanie skuteczności metody w procentach.
Nie jest to właściwie kłamstwo, lecz raczej sposób zaciemnienia sytuacji (ściema - jak mówi młodzież). Skuteczność metod regulacji poczęć, zarówno naturalnych, jak i sztucznych określa współczynnik Pearla, czyli liczba nieplanowanych ciąż na sto kobiet, stosujących daną metodę w ciągu roku. Druga skalą pomiarowa jest skala procentowa, będąca arytmetyczną odwrotnością indeksu Pearla, tzn. jeśli współczynnik Pearla wynosi 3, to skuteczność równa się 97%.

Skala procentowa była dobra w czasie, kiedy skuteczność popularnych metod i środków wynosiła 80-98%, a więc w latach 50., przy wyższej skuteczności staje się ona nieczytelna, a przecież wszystkie nowoczesne metody mają indeks Pearla poniżej jednego. Popatrzmy na przykład: dwie liczby i dwie metody 99,8% (metoda Retzera w latach 80. XX w.) oraz 99,2% (pigułka hormonalna). Różnica wydaje się niewielka. A teraz popatrzmy na współczynnik Pearla, mamy 0,2 i 0,8. Od razu widać, że ta różnica jest czterokrotna.

Drugim celem używania skali procentowej jest zabezpieczenie przed myśleniem, a jak wiadomo diabeł nie chce abyśmy myśleli. Z procentami spotykamy się na co dzień (niektórzy od warunkiem, że to jest 40%) i wydają się takie oczywiste i jasne. Kiedy więc w telewizorni powiedzą, że dana metoda ma skuteczność 98%, to wszystko wydaje się jasne i mało kto zada sobie pytanie: „Co dokładnie oznacza owe 98% ?” Drugiemu też tego pytania nie zada, bo się wstydzi. Proszę sprawdzić osobiście i kogoś zapytać o sposoby badania i obliczania skuteczności, mało kto będzie umiał precyzyjnie odpowiedzieć na pytanie: 98% czego? Kiedy jednak pada określenie: „indeks Pearla”, to dla wielu jest to nowe słowo, i jeśli nasz rozmówca nie ma alergii na prawdę, i nie został skutecznie zaszczepiony przeciwko myśleniu, to zapyta: kto to taki ten Pearl, i co ma wspólnego z perłami? Zawsze to mniejszy wstyd, niż zapytanie o procenty.

8. Liczenie poszczególnych dni cyklu od pierwszego dnia miesiączki.
To także nie jest kłamstwo w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz kolejny zabieg zaciemniający obraz rzeczywistości, czyniący człowieka bardziej podatnego na kłamstwo.

Kiedy osiemdziesiąt lat temu Ogino i Knaus tworzyli pierwszą metodę naturalnej regulacji poczęć, oparli ją na obserwacji krwawienia miesięcznego i zaczęli liczyć poszczególne dni cyklu od pierwszego dnia menstruacji, bo niczego innego nie obserwowali, i tak już zostało. Współcześni autorzy podręczników n.r.p. także przy wykresach obserwacji liczą dni cyklu w ten sam sposób, bo od czegoś zacząć trzeba. Warto jednak zauważyć, że taki sposób liczenia, chociaż bardzo prosty, zawiera trzy pułapki.

  • Po pierwsze skupia uwagę na krwawieniu, jakby było najważniejszym elementem cyklu, odwracając uwagę od jajeczkowania, które to najważniejsze jest. Prawie każda kobieta potrafi powiedzieć, kiedy miała ostatnią miesiączkę, ale już znacznie mniej wie dokładnie kiedy miało owulację.
  • Po drugie, automatycznie kieruje się uwagę na kalendarzyk małżeński jako jedyną naturalną metodę (patrz kłamstwo nr 3 i następne).
  • Po trzecie, bardzo utrudnia pełne zrozumienie tego cudownego misterium życia> Procesy przebiegające w ciele kobiety wydają się dziwne i niezrozumiałe.

 Spróbujmy więc spojrzeć na cykl z innej bardziej pozytywnej i logicznej strony. Wszystkie procesy w układzie rozrodczym mają jeden cel: począć, donosić i urodzić dziecko. Najważniejszym momentem jest owulacja, dzień O, i liczenie dni należałoby zacząć od pierwszych symptomów zbliżającego się jajeczkowania, a więc śluzu umożliwiającego przeżycie plemnikom - dzień O minus 7 dni (tak oznacza się dni przy planowanych dużych operacjach wojskowych, kiedy wszystko musi być dokładnie zaplanowane co do godziny, ale nie jest znana data operacji), potem następuje owulacja, czyli dzień w którym może dojść do poczęcia nowego życia - dzień O.

Tydzień później macica jest gotowa do przyjęcia zarodka - dzień O plus 7, jeśli jednak nie doszło do zagnieżdżenia i ciąży, po kolejnych 8 dniach następuje złuszczenie nabłonka macicy i krwawienie (gość nie przyszedł, trzeba posprzątać) - dzień O plus 15. Potem krwawienie, kilka dni przerwy, żeby organizm mógł odpocząć i wszystko może zacząć się od nowa.

Taki sposób liczenia w pierwszym momencie może wydać się nieco skomplikowany, jest jednak dużo bardziej logiczny, bo pokazuje funkcjonowanie organizmu kobiety tak jak go stworzył Bóg, a więc, nastawionego na macierzyństwo i kładzie nacisk na to, co najbardziej istotne. Takie spojrzenie ukazuje, że długość cyklu jest zawsze stała, natomiast przerwy, między miesiączką, a następną owulacją mogą mieć różną długość. Tylko przerwy. Sam cykl trwa zawsze tyle samo, natomiast suma dni cyklu i przerwy może rzeczywiście być różna i mogą się pojawić wrażenie tzw. nieregularnego miesiączkowania.

Dzięki takiemu liczeniu, okazuje się, że organizm kobiety działa precyzyjnie jak szwajcarski zegarek, a mówienie o nieregularnych miesiączkach jest kolejnym mitem. Wreszcie, jak widać miesiączka kończy cykl, a nie zaczyna go, wiec liczenia cyklu od miesiączki jest nielogiczne.

9. Skuteczność prawie sto procent.
Propagatorzy antykoncepcji często używają stwierdzenia: „Skuteczność prawie 100%” nie podając przy tym, ile to prawie wynosi, a jak wiadomo „Prawie robi wielka różnicę”. 99% i 99,9% to w obu przypadkach prawie sto, a różnica skuteczności jest dziesięciokrotna. Co ciekawe, owe prawie 100% dotyczy tylko antykoncepcji, i to nie w publikacjach naukowych, tylko w popularnych i propagandowych. Publikacje dotyczące n.r.p. zawsze podają konkretny współczynnik Pearla, a często również autora konkretnych badań.

10. „Metody naturalne są nienaukowe.”
Zadaniem nauki jest poznawanie rzeczywistości, szukanie prawdy, a nie jej kreowanie. Prawdziwy naukowiec musi być więc człowiekiem wielkiej pokory, szczerze szukającym prawdy, potrafiącym logicznie myśleć i gotowym przyznać się do błędu, ale nie ze strachu, czy chęci zysku tylko pod wpływem rzetelnej argumentacji. Naturalna regulacja poczęć opiera się właśnie na obserwowaniu organizmu kobiety, rzetelnym notowaniu obserwacji, wyciąganiu wniosków i wprowadzaniu ich w życie, poza tym nie może być dla nikogo źródłem wielkich dochodów, a to bardzo oczyszcza intencje badacza i chroni przed pokusa naciągania wyników w celach reklamowych. Spełnia więc ona, jak mało co, kryteria naukowości.

Po drugie: w świecie gdzie tyle mówi się o ekologii i przeznacza się ogromne pieniądze na badania naukowe poszukujące nowych, ekologicznych technologii, gdzie technologie nieekologiczne uchodzą za przestarzałe i złe; metody n.r.p., zdecydowanie ekologiczne uchodzą za nienaukowe, a antykoncepcja, niszcząca ten fragment przyrody jakim jest pożycie małżeńskie, ze swoją zdolnością przekazywania życia, szczyci się mianem naukowej.

Na koniec można jeszcze dodać jedną ciekawostkę. Powszechnie wiadomo, że plemniki żyją w sprzyjających warunkach, w organizmie kobiety do pięciu dni, wszak jest to naukowo udowodnione, ale kto i jak dokonał tych badań? Stwierdzono to na podstawie analizy wykresów obserwacji dostarczanych do instytutu profesora Roetzera w Wiedniu. Okazuje się więc, że dla zwolenników antykoncepcji te same badania raz są naukowe, a drugi raz nie. Ciekawe.

11. „Metody naturalne to metody katolickie.”
Najnowsze badania naukowe, mimo wielkich nakładów, nie wykryły różnic między plemnikami katolickimi, a niekatolickimi. Podobnie, jeśli chodzi o kobiety, nie stwierdzono wpływu sakramentu chrztu na przebieg cyklu. Skąd więc wziął się wyżej wymieniony mit? Pierwszym powodem może być jednoznaczność nauczania Kościoła w tej kwestii: „Tylko metody naturalne są moralnie dopuszczalne, a stosowanie antykoncepcji jest grzechem”. Kościoły protestanckie przeważnie nie wypowiadają się tak jednoznacznie, powierzając tę sprawę osądowi sumienia swoich wiernych.

Drugą przesłanką może być to, że większość ludzi pierwszy raz spotyka się z instruktorką n.r.p. w przyparafialnej poradni życia rodzinnego, z okazji obowiązkowych nauk przedślubnych. Taka sytuacja wynika jednak z tego, że Kościół próbuje działać w chorej rzeczywistości. Dlaczego chorej? Zastanówmy się: od kogo młoda dziewczyna powinna nauczyć się wiedzy o funkcjonowaniu i obserwacji swojego organizmu? No oczywiście od matki. Ale ile matek rozmawia z córkami na te tematy? Bądźmy realistami - niewiele. No dobrze, jak nie mama, no to szkoła, w końcu jest wychowanie do życia w rodzinie, biologia itd. I tu też bardzo często pustynia. Sam słyszałem kiedyś takie stwierdzenie z ust podobno doświadczonej nauczycielki WR: „Nie uczę metod naturalnych, bo jak któraś dziewczyna zajdzie w nieplanowaną ciążę, to będzie na mnie”. Zdecydowanie lepiej ograniczyć się do naciągnięcia prezerwatywy na banana i puszczenia filmu o tym jak to fajnie być gejem. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich nauczycielek, choć według moich obserwacji większości. Ale może mam pecha.

No dobrze, jak nie mama, jak nie szkoła, no to może miejska czy rejonowa przychodnia zdrowia, w końcu n.r.p. ma bardzo dużo wspólnego z medycyną i mały gabinet instruktora n.r.p. w przychodni byłby jak najbardziej na miejscu. Czy w waszej przychodni jest coś takiego? Las rąk. Dziękuję. Widzimy więc, że Kościół stworzył sieć poradni głównie dlatego, że zarówno katolickie matki, jak i szkoły czy służba zdrowia nie robią tego co do nich należy, a ktoś to zrobić musiał.

Trzeci powód jest nieco bardziej finezyjny, w końcu diabeł jest piekielnie inteligentny. Otóż wielu zwłaszcza młodym ludziom, na skutek szatańskiej propagandy, Kościół kojarzy się z zacofaniem, nienaukowością, nieżyciowymi wymaganiami etc. Stąd łatwo wyciągnąć pozornie logiczne wnioski, że skoro metody naturalne to metody katolickie, to muszą być: nienaukowe, zacofane, nieskuteczne itd.

Na koniec warto przypomnieć o działalności państwa Billings w krajach zdecydowanie niekatolickich np. w Indiach, gdzie ich metoda była bardzo dobrze przyjmowana, i odznaczała się bardzo wysoką skutecznością.


12. „Kościół nie będzie mi dyktował jak się mam zabezpieczyć”
Trzeba tutaj przypomnieć, że Kościół nigdy nikogo do niczego nie zmuszał, wiara to dobrowolnie wybrany styl życia, w którym Bóg i Jego autorytet jest na pierwszym miejscu. Nikt mi nie każe być katolikiem, ale jeśli chcę nim być to muszę uznać i przyjąć całe nauczanie Kościoła, także to trudne, także to, którego nie rozumiem. Na tym polega uznanie kogoś za autorytet, który wie lepiej ode mnie. Kościół pokazuje co jest dobre, a co złe i przestrzega przed skutkami grzechu, a jeśli ktoś dobrowolnie i bez żadnego przymusu odrzuca tę naukę, to niech się potem nie dziwi, że zapowiedziane skutki przyszły właśnie na niego.

13. „Metody naturalne są nieskuteczne”.
To kłamstwo jest używane najczęściej i jest najbardziej ewidentne, by nie rzec bezczelne. Umieszczono je dopiero w tym miejscu, gdyż logicznie wynika z poprzednich. Na jednej z konferencji lekarskich padło stwierdzenie: „w końcu udało nam się stworzyć pigułkę o skuteczności zbliżonej do metody Roetzera”, ale było to powiedziane na zamkniętej konferencji. W telewizji ci sami lekarze często mówią co innego. Gdzie więc szukać źródła tego kłamstwa?

Współczesny człowiek szuka metody wygodnej i skutecznej, często nie patrząc na koszty. Antykoncepcja jest wygodna, zwłaszcza metody o długotrwałym działaniu np. plastry antykoncepcyjne. Zdecydowanie wygodniejsza od metod naturalnych, nie trzeba nic notować, opanowywać się, myśleć, brać na siebie odpowiedzialności, etc. Ale może mieć skutki uboczne, jak np. pigułka, lub wprowadzać dyskomfort we współżyciu, jak np. prezerwatywa, środki chemiczne, czy stosunek przerywany. Kryterium decydującym często jest więc skuteczność. Dlatego właśnie w różnego rodzaju dyskusjach, jako najważniejszy argument podaje się: metody naturalne są nieskuteczne, zawsze podniesionym głosem, i tak, żeby urwać dyskusję. Przyjrzyjmy się więc argumentom przeciwników n.r.p. i spróbujmy przeanalizować ich tok myślenia, bo w wielu przypadkach oni nie kłamią - oni naprawdę wierzą w to co mówią.

Po pierwsze utożsamiają metody naturalne z kalendarzem małżeńskim, a on rzeczywiście jest mało skuteczny.

Po drugie, jeśli już dojdzie do jakiejś dyskusji (przeważnie pyskówki), to podają skuteczność w procentach, a to może oznaczać, że swoja wiedzę czerpią z ilustrowanych gazet (lub czasopism) dla pań, a te piszą to,co ludzie chcą czytać, niekoniecznie prawdę, bo ta jak wiadomo w oczy kole. Do tego pisma te często są sponsorowane przez koncerny farmaceutyczne produkujące środki antykoncepcyjne. Zresztą nawet w wydawałoby się, poważnych książkach w tabelach podających współczynnik Pearla dla konkretnych metod, gdzie np. pigułka ma osobne rubryki dla metody jedno, dwu i trójfazowej, dla metod naturalnych jest tylko jeden współczynnik, przeważnie bardzo wysoki, bez rozróżnienia na poszczególne metody, a przecież jak wiemy, różnią się one bardzo.

Po trzecie, jak napisano wyżej metody naturalne w mentalności wielu ludzi, są utożsamiane bardziej z nauczaniem Kościoła niż z medycyną, a jak wiadomo Kościół popiera liczne rodziny i przypomina jak wielkim skarbem są dzieci. Dla wielu ludzi może wydawać się dziwne, że ktoś tak bardzo lansujący liczne potomstwo może jednocześnie wdrażać najskuteczniejszą istniejącą metodę planowania rodziny. Poza tym jak wiadomo byt kształtuje świadomość, a życie zgodnie z naturalnym rytmem płodności nastawia małżonków bardzo pozytywnie do następnego dziecka. Oni po prostu chcą mieć więcej dzieci. Jeśli jeszcze dodamy pewne przyzwyczajenie do ofiarności związane z okresową wstrzemięźliwością, to nie ma się co dziwić, że te dzieci są przeważnie planowane.

Małżonkowie stosujący n.r.p., nie muszą z niej rezygnować, jeśli zapragną dziecka, po prostu współżyją w dniu płodnym. W przypadku antykoncepcji jest inaczej. Żeby zaplanować dziecko, trzeba zrezygnować z danej metody, czy środka, nie można zaplanować dziecka i jednocześnie zapobiegać ciąży. Stąd już tylko jeden krok mieszania w statystykach dzieci planowanych i nieplanowanych. Sto młodych małżeństw, stosując metodę objawowo-termiczną, rodzi w ciągu pięciu lat 220 dzieci - uzyskujemy wskaźnik. Pearla 44. Prosty rachunek. Tyle prosty, co nieprawdziwy, bo indeks Pearla dotyczy ciąż nieplanowanych, a w tym przypadku 219 dzieci było jak najbardziej upragnionych i świadomie zaplanowanych, współczynnik wynosi więc 0,2.

Nie zapominajmy jednak, że osoba stosująca od lat antykoncepcję, nie jest w stanie wyobrazić sobie, że ktoś może po prostu chcieć urodzić trzecie czy czwarte dziecko, dla kogoś takiego istnieją wyłącznie „wpadki”. To już chyba łatwiej mówić ślepemu o kolorach niż komuś takiemu o pragnieniu czwartego dziecka.

14. „Metody naturalne są trudne w stosowaniu”.
Propagatorzy antykoncepcji próbują kobietom wmówić, że określenie aktualnej płodności jest bardzo trudne, wręcz wymaga ogromnej, fachowej wiedzy medycznej. Jeśli uda się wmówić kobiecie, że jest za głupia na to, żeby zmierzyć temperaturę, obejrzeć śluz etc. i zanotować obserwacje, a ona w to uwierzy, to nawet nie będzie próbować, a jak sama nie spróbuje, to można jej będzie wcisnąć każdą bzdurę. Takie traktowanie naszych pań jest dla nich poniżające, ale chyba to lubią, bo kiedy z kilkoma na ten temat rozmawiałem, to obrażały się nie na tych, którzy traktowali je jak idiotki, ale na mnie, który im na to traktowanie zwróciłem uwagę. Tak skutecznej propagandy nie miał nawet nieboszczyk Stalin.

Nie spotkałem jeszcze ani jednej kobiety, która uwierzyłaby w ten mit i sama spróbowałaby poobserwować swój organizm, zawsze powoływały się na opinie koleżanek, które zresztą też same nie próbowały, ale słyszały od innych, które... Tymczasem w krajach Trzeciego Świata metoda Billingsa jest z powodzeniem stosowana nawet przez małżeństwa analfabetów (notatki mają np. postać kwiatków w różnych kolorach zatykanych za trzcinę na ścianie). Warto więc uczyć rozpoznawania swojej płodności dziewczęta piętnasto- czy  szesnastoletnie, bo wtedy już potrafią i mogą prowadzić obserwacje, a jeszcze nie „wiedzą”, że jest to takie trudne, by nie rzec niemożliwe.

15. ”Edukacja seksualna jest potrzebna i rozwiąże problemy”.
Środowiska feministyczne i propagatorzy antykoncepcji i aborcji (feministki to takie stworzenia podobne do niewiast, uważające, że bycie kobietą to coś okropnego) często używają argumentu, że w szkołach potrzebna jest edukacja seksualna, przez co rozumieją uproszczony instruktaż stosowania antykoncepcji (jak robić, żeby nie zrobić), bo jak wiadomo podstawowym prawem człowieka, a zwłaszcza nastolatka, jest prawo do orgazmu. Tymczasem po dokładnej analizie okazuje się, że ta tak zwana edukacja jest najzwyczajniejszym praniem mózgu mającym na celu demoralizację młodzieży, zniechęcenie do n.r.p. i uzależnienie od antykoncepcji. Wiele kursów dla nauczycieli WR, przekazuje jedynie powierzchowne informacje, często przepuszczone przez filtr poprawności politycznej i takie „prawdy” są przekazywane młodzieży. Poza tym szkolnictwo w naszym kraju jest mocno sfeminizowane, wiele kobiet stosuje antykoncepcję i nie czarujmy się, te panie na pewno nie są w stanie przekazać rzetelnej i kompletnej wiedzy na ten temat, bo gdyby same ją posiadały, to wiele z nich, chociażby ze względu na zdrowie, zrezygnowałoby z pigułki na rzecz n.r.p. Środowiska feministyczne panicznie boją się prawdy, i zrobią wszystko, żeby Prawda nie dotarła do młodzieży.

16. „Choroba może zmienić objawy i uniemożliwić diagnozowanie płodności”.
To kolejna półprawda. Rzeczywiście wiele chorób może zmienić niektóre objawy, ale nigdy nie dotyczy to wszystkich objawów. Np. grzybica może zmienić obraz śluzu, ale nie narusza innych objawów (długość cyklu, skok temperatury, szyjka macicy, etc). Jeśli jest choroba, która zmienia wszystkie objawy, to jest to jakaś forma bezpłodności, ale wtedy małżonkowie raczej nie będą starali się unikać poczęcia.

17. Stosowanie niektórych lekarstw może zmienić objawy i uniemożliwia obserwację”.
Podstawowym warunkiem, żeby jakiś preparat mógł być w ogóle stosowany, jest jednakowe działanie u wszystkich, a przynajmniej u zdecydowanej większości ludzi oraz to, żeby dany lek za każdym razem działał tak samo. Lekarz zapisując dany preparat musi wiedzieć jak on będzie działał. Kobieta robiąc wykres obserwacji, powinna oprócz typowych objawów, zapisać także: kiedy i jakie leki brała, i już po pierwszym razie powinna wiedzieć czy i jak dany lek wpływa na objawy płodności. Następnym razem będzie już można wziąć poprawkę na zmiany i prawidłowo zdiagnozować płodność.

18. „Nie da się stosować n.r.p. w okresie menopauzy”.
Układ rozrodczy kobiety dwukrotnie działa dość dziwnie (np. mogą pojawiać się cykle bezowulacyjne): kiedy zaczyna funkcjonować i kiedy kończy. Młoda dziewczyna w okresie pokwitania przeważnie jeszcze nie współżyje seksualnie, a to już wystarczy, żeby nie zajść w ciążę. Inaczej ma się sprawa z przekwitaniem, dla mężatki w tym wieku ciąża może, ale nie musi być poważnym problemem i łatwo wtedy dać się nabrać na antykoncepcję. Tymczasem nawet wtedy można z powodzeniem rozpoznawać płodność, tyle tylko, że wymaga to nieco dokładniejszego obserwowania i notowania objawów. Pamiętajmy także, o tym, że taka pani powinna mieć za sobą przynajmniej 20 lat obserwowania swojego organizmu, a to doświadczenie bardzo się przydaje w trudnym okresie menopauzy.


19. „Metody naturalne są nienowoczesne”.
 Antykoncepcja znana jest już od starożytności. Od kiedy ludzie zauważyli korelację miedzy współżyciem seksualnym, a poczęciem dziecka, a jednocześnie chcieli sobie sprawić przyjemność, ale potomstwa nie chcieli, pojawiła się potrzeba rozdzielenia tych dwóch spraw. Już w Biblii opisany jest czyn Onana - stosunek przerywany, a więc ta technika była już znana. Jednakże do XX wieku antykoncepcja dotyczyła zasadniczo seksu pozamałżeńskiego, szczególnie prostytutek. W małżeństwie dzieci były wielkim i upragnionym skarbem. Początki naturalnego planowania rodziny to dopiero rok 1930 - odkrycia Ogino i Knausa i powstanie kalendarzyka małżeńskiego. W tym czasie antykoncepcja była już od dawna znana i stosowana. Czyżby starsze wynalazki i odkrycia były nowocześniejsze?

Podobnie wygląda sprawa z pigułką hormonalną stworzoną w 1956 roku przez G. Pincusa. W tym samym czasie wchodziła do użytku metoda termiczna, która dziś ma znaczenie historyczne. Nowoczesna metoda objawowo-termiczna pojawiła się ponad dekadę później i stale się rozwija - np. skuteczność metody Roetzera stale jest wyższa niż pigułki i rośnie. Owszem, pigułki też są coraz nowocześniejsze, ale cały czas zasada działania jest ta sama - stymulacja organizmu do nienaturalnego działania za pomocą dużych dawek syntetycznych hormonów. Okazuje się, że nauczono się niszczyć płodność, zanim ją dokładnie rozpoznano i niektórzy nazywają to nowoczesnością.

20. Przemilczanie istoty antykoncepcji
W słownikach, czy różnego rodzaju encyklopediach, bardzo rzadko występuje hasło: „antykoncepcja”, a jeśli już jest, to tylko wyjaśnienie znaczenia słowa, bez analizy zjawiska, jest natomiast hasło: „antykoncepcyjne środki”. Takie postawienie sprawy powoduje zawężenie spojrzenia na sprawę, pomija się całe zjawisko społeczne, przemysł, propagandę etc. skupiając się jedynie na środkach. Widać to w większości programów telewizyjnych gdzie mówi się najczęściej o pigułkach, jak je stosować, jakie są cudowne i oczywiście jak nieskuteczne są metody naturalne itd. Nie spotkałem jeszcze w telewizji (poza telewizją TRWAM) programu, który by przedstawił całościową analizę antykoncepcji jako zjawiska, podobnie wygląda to w popularnych czasopismach.

21. „Stosowanie antykoncepcji jest wyrazem odpowiedzialności”.
Rewolucja seksualna i towarzysząca jej propaganda zredukowała seks do przyjemnego sposobu spędzania wolnego czasu, czy sportu (ciekawe kiedy i za co zaczną przyznawać medale za wyczynowe uprawianie seksu), jednocześnie nieplanowana ciąża jawi się jako wielkie nieszczęście. Wszelkiego rodzaju porady w popularnych pismach, szczególnie tych dla młodzieży, pokazują, że najważniejszym przejawem odpowiedzialności jest „zabezpieczenie się”. Ich zdaniem człowiek odpowiedzialny to nie ten, który panuje nad sobą, nie ten który rozwija siebie, na którym można polegać. Nie, nie. Odpowiedzialny to ten, który się zabezpieczył, a nieplanowane dziecko, nawet jeśli jest kochane, jest szczytowym przejawem nieodpowiedzialności. Niemiecki Sąd Najwyższy przyznał prawo do alimentów kobiecie, która poddała się zabiegowi wszczepienia pod skórę środka antykoncepcyjnego o długotrwałym działaniu. Działanie okazało się niewystarczająco długotrwałe, więc ginekolog, który przeprowadził zabieg będzie łożył na utrzymanie dziecka, aż ono osiągnie 18 lat. Sąd uznał, że kobieta poniosła straty z powodu „pokrzyżowania jej planów zawodowych”. Alimenty przyznano też „przyjacielowi” kobiety, który nie spodziewał się, że zostanie tatą, i ma teraz nieprzewidziane wydatki (GN 48/2006).

W tekście biblijnym o pierwszym grzechu, trzecim skutkiem grzechu, po wstydzie i ucieczce, jest zwalanie odpowiedzialności na drugiego, ucieczka od odpowiedzialności (Rdz 3,12-13). W przypadku antykoncepcji podstawowym chwytem marketingowym, ukrytym między wierszami, jest myśl: „to my weźmiemy odpowiedzialność, nasze środki są niezawodne, ty tylko musisz je kupić i zastosować, i nie martw się o nic więcej”. Taka postawa bardzo wygodna, ale jest to postawa niewolnika, który ma grzecznie płacić wytwórcy i cieszyć się, iż został zwolniony z przykrego obowiązku myślenia. Jest to więc postawa bardzo poniżająca dla człowieka. Logiczną konsekwencją takiego stylu życia jest ucieczka od niezamierzonych konsekwencji swojego działania, w tym przypadku ciąży, i tutaj najprostszym, chociaż tragicznym i pozornym rozwiązaniem może wydawać się aborcja. Zupełnie inaczej ma się sprawa z naturalnym planowaniem rodziny, zwanym też odpowiedzialnym rodzicielstwem, gdzie nie ma zwalania odpowiedzialności, bo nie ma na kogo. Kobieta prowadzi obserwacje, które następnie zapisuje i siłą rzeczy ponosi pełną odpowiedzialność za to co zapisze. Jej mąż analizuje wykres i podejmuje decyzję o współżyciu, za którą to decyzję ponosi i chce ponosić pełną odpowiedzialność. To on zadecydował i jeśli nawet pojawi się nieplanowane dziecko, to nie jest zagrożone. Żaden mężczyzna nie przyzna się, że nie potrafił policzyć do trzech i bardzo szybko uwierzy, że to on chciał tego dziecka. Natomiast w przypadku antykoncepcji, zwłaszcza hormonalnej często pojawiają się pretensje do żony, że zaszła ciążę.

22. „Lepsza antykoncepcja niźli aborcja”.
Częstym argumentem propagatorów antykoncepcji jest twierdzenie: „Aborcja jest wielkim złem, a skuteczna antykoncepcja pomaga jej uniknąć”. To kłamstwo sprawia wrażenie logicznego wywodu, prawda jest jednak dokładnie odwrotna. Stosowanie antykoncepcji, w jakiejkolwiek formie, wynika z lęku przed dzieckiem i prowadzi do mentalności antykoncepcyjnej - „dziecko to twój wróg”, zagrożenie i jeśli się już pojawi to trzeba się go pozbyć. Szczególnie dotyczy to mężczyzny, ojca dziecka. Mężczyzna jest powołany do chronienia swojej rodziny przed niebezpieczeństwem i obrony swojej żony i dzieci w razie zagrożenia, ale jeśli tym zagrożeniem jest samo dziecko...

Bardzo wyraźnie widać to zjawisko na przykładzie USA. W latach 60. XX w. na fali ruchu hippisowskiego i rewolucji seksualnej i „wolnej miłości” bardzo rozpowszechniła antykoncepcja, szczególnie hormonalna, bo przy takim stylu życia była po prostu potrzebna. Kilka lat później w 1973 roku zalegalizowano aborcję na życzenie. Dlaczego? Bo też pojawiła się taka potrzeba. W Polsce trudniej zaobserwować to zjawisko, gdyż wprowadzano prawo do zabijania nienarodzonych według sowieckiego modelu rewolucji seksualnej z lat 20. ub. wieku, według którego łatwe rozwody i aborcję legalizowano na początku. Wynikało to z możliwości technologicznych w tamtych czasach.
 
23. „Stosowanie antykoncepcji jest nieszkodliwe”.
Obecnie, na szczęście, coraz więcej mówi się o szkodliwości stosowania pigułki hormonalnej i skutkach ubocznych. Jednak najczęściej owe skutki ujawniane są dopiero wtedy, gdy pojawi się pigułka nowej generacji, wtedy to okazuje się, że ta stara to miała straszliwe skutki uboczne, ale ta nowa to nie. Tak już pięćdziesiąt lat zawsze ta nowa pigułka jest zupełnie nieszkodliwa. Podobnie pisano w latach 60., a na niektóre skutki trzeba było czekać kilkadziesiąt lat - matka zażywała pigułki, a córka nigdy nie będzie mogła mieć dzieci (DES – córki). Pigułka antykoncepcyjna to jedyny, obok narkotyków, przypadek podawania osobie zdrowej specyfiku o tak silnym działaniu na organizm.

24. „Antykoncepcja uszczęśliwia”.
Badanie przeprowadzone w USA wykazały, że wśród małżeństw rozwodzących się wcale lub prawie wcale nie ma par stosujących n.r.p. Stosowali wiec antykoncepcję, a przecież szczęśliwe pary się nie rozwodzą. Stosowanie antykoncepcji sprzyja przygodnym kontaktom seksualnym i zdradom małżeńskim. Wreszcie, jeśli ktoś stosuje antykoncepcję, to rezygnuje z n.r.p., a ta, co wielokrotnie opisano, bardzo pomaga w budowaniu szczęśliwego związku, chociażby tylko dlatego, że przerwy we współżyciu powodują pewien niedosyt seksu, a to zwiększa subiektywną atrakcyjność współmałżonka, tęskni się za sobą, a okresy wstrzemięźliwości można wykorzystać na rozwijanie innych form okazywania miłości. Poza tym antykoncepcja jest przeciwna naturze, a działania wbrew naturze i życie w grzechu jeszcze nikogo nie uszczęśliwiło. „Bóg przebacza zawsze, człowiek czasami, natura nigdy.”

25. „Stosowanie prezerwatywy chroni przed AIDS”.
Mimo iż już powszechnie wiadomo, że prezerwatywa nie zabezpiecza, a jedynie zmniejsza ryzyko zarażenia, wciąż jest reklamowana jako środek zabezpieczający przed AIDS. Nieskuteczność wynika po pierwsze ze struktury gumy lateksowej zawierającej mikropory o średnicy kilkadziesiąt razy większej od wirusa HIV i ta informacja jest na ogół znana. Istnieją jednak jeszcze dwie możliwości zakażenia. Pierwsza to możliwość przekazania wirusa przez kontakt całego ciała - zawsze gdzieś może pojawić się maleńka, niezauważalna ranka. Druga wynika z niezbyt dużej skuteczności antykoncepcyjnej prezerwatywy - współczynnik Pearla rzędu 3-11. Przypomnijmy, że do poczęcia dziecka konieczne jest przedostanie się nasienia w okresie płodnym, a to tylko kilka dni, natomiast zarazić się można w każdym dniu.
 
26. „Stosowanie pigułki doprowadza do uregulowania cyklu”.
Miesiąc księżycowy trwa 28 dni i prawdopodobnie stąd najbardziej typowy czas cyklu miesiączkowego (nazwa od księżyca - miesiąca) to 28 dni, pojawił się więc mit o tym, że normalny, zdrowy cykl ma trwać 28 dni, a cykle nieregularne, lub o innej długości wymagają leczenia, a przynajmniej regulacji. Tymczasem należy przyjąć do wiadomości, że cykle nietypowe nie są patologiczne, ot taka uroda. Co ciekawe, kobiety chcą się na ogół wyróżniać, stąd różnorodność ubioru, fryzur etc. Stwierdzenie: „jesteś taka jak wszystkie” jest traktowane jak obelga, a spotkanie na balu drugiej pani w takie samej sukni doprowadza do opuszczenia tegoż. Tymczasem w kwestii długości cyklu, kobiety są gotowe truć się syntetycznymi hormonami, tylko po to, aby się nie odróżniać. Tabletki antykoncepcyjne wymuszają cykl o zaplanowanej długości, ale bezpłodny, a krwawienie po odstawieniu tabletek nie jest miesiączką, chociaż tak samo wygląda. Nie jest to więc przywrócenie zdrowia, ale wręcz przeciwnie - niszczenie go. Przeważnie po zaprzestaniu stosowanie pigułek hormonalnych cykl wracał do poprzedniego, czasem zmiennego schematu.

27. „Kobieta powinna mieć możliwość wyboru”.
„Kościół nie będzie mi dyktował, co mam robić, jestem wolna i mogę wybrać antykoncepcję”. No właśnie, jeśli wybrać, to spośród czego? Okazuje się, że pod hasłem ”wybrać” owa pani rozumie: wybór konkretnej metody antykoncepcji, naturalna regulacja poczęć, w ogóle nie jest brana pod uwagę jako możliwa alternatywa. Tymczasem w praktyce to właśnie naturalne planowanie rodziny daje dużo większą swobodę wyboru, na szczęście rzadko stosowaną, bo jeśli małżonkowie żyjący zgodnie z naturalnym rytmem płodności zechcieliby przejść na antykoncepcję, to po prostu zaczynają ją stosować, praktycznie z dnia na dzień. Natomiast przejście w drugą stronę jest niezwykle trudne, zwłaszcza przy pigułce. Trzeba najpierw odstawić tabletki, poczekać aż cykl się unormuje i dopiero wtedy zacząć obserwacje. Jeśli trzeba się tego jeszcze uczyć, to może to być ponad siły wielu małżonków. Drugim utrudnieniem jest przyzwyczajenie do współżycia, kiedy przyjdzie ochota, po latach trudno przyzwyczaić się do przerw. Trudno mówić o wolności tam gdzie jest uzależnienie.

28. „Ksiądz się na tym nie może znać”.
To kłamstwo umieściłem na końcu, gdyż traktuję je bardzo osobiście. Wielokrotnie w dyskusjach prowadzonych na te tematy, jako koronny argument zamykający rozmowę, słyszałem: „ksiądz nie jest lekarzem (kobietą, małżonkiem), więc nie może się na tym znać”. Następnie można było usłyszeć kilka spośród wyżej wymienionych kłamstw. Zwróćmy uwagę, to nie jest stwierdzenie faktu: „czy znasz się na tym?”, bo to daje jeszcze możliwość merytorycznej dyskusji, to absolutne i ostateczne wykluczenie potencjalnego adwersarza. Przestają się liczyć rzetelne, merytoryczne argumenty, a znacznie ważniejszy jest autorytet, a często „autorytet” osoby, która mówi. Z czego może wynikać taka postawa? Przede wszystkim z grzechu pychy i zakłamania.

Żyjemy w czasach, kiedy profesorskie tytuły otrzymują ludzie o bardzo różnych światopoglądach, nie zawsze popartych rzetelnymi badaniami, pokornym otwarciem na prawdę i odwagą w jej głoszeniu, a to umożliwia niesamowitą manipulację, bo zawsze znajdzie się jakiś utytułowany intelektualista (nie mylić z mędrcem i uczonym), który „naukowo udowodni” każdą nawet najbardziej absurdalną tezę. A wielu ludzi, chyba nawet większość, szuka nie tyle prawdy, ile poparcia swojej opinii. Dodajmy do tego ilość informacji; kiedy dana kobieta słyszy wielokrotnie od koleżanek, w telewizji, czyta w kolorowej prasie, że antykoncepcja to nic takiego, że wszyscy tak robią, że jest potrzebna i nowoczesna, a mówią to ludzie z tytułami, więc chyba się na tym znają, i nagle nie wiadomo skąd urwał się taki księżulo, co to przypomina o grzechu, o czystości, o wysokiej skuteczności metod naturalnych, podaje konkretne liczby, nazwiska badaczy itd. Nie da się z nim dyskutować, bo do dyskusji są potrzebne argumenty, prawdziwe argumenty, a tych brakuje, trzeba więc takiego człeka uciszyć. Najprościej i najbezpieczniej stwierdzić: „nie znasz się na tym” i nie trzeba już szukać innych, merytorycznych argumentów, no bo z głupim się nie dyskutuje.

Zakończenie

Antykoncepcja we współczesnym świecie uchodzi za wyraz postępu, jest przez wielu traktowana jako coś potrzebnego i dobrego, jednak po dokładnej analizie okazuje się, że w zjawisku tym występuje wiele symptomów szatańskiego działania, Działanie antykoncepcyjne odrzuca jeden z największych darów Boga, dar przekazywania życia, opiera się na zakłamaniu, jest formą agresji, prowadzi do rezygnacji z wolności i odpowiedzialności, niszczy rodzinę. Często łączy się także z dobrowolną decyzją na długotrwałe życie w grzechu.

Szatan jest „ojcem kłamstwa”, a nie dałoby się tak bardzo rozwinąć przemysłu antykoncepcyjnego, gdyby nie cała propaganda i zakłamanie wokół niego,
Antykoncepcja we współczesnym świecie bardzo ułatwia szatanowi działanie, a jej rozpowszechnienie jest bez wątpienia jego działaniem.


   
Jeśli ktoś w swoich obserwacjach zauważył jeszcze jakieś kłamstwo promujące antykoncepcję, lub ośmieszające n.r.p. to będę wdzięczny za uzupełnienie. kspysz@op.pl