Pełno ludzi

Ks. Roman Tomaszczuk; GN 24/2012 Świdnica

publikacja 21.06.2012 07:00

Bez małżonka i dzieci potrafią być albo egocentrycznie bezwzględni, albo oddani Bogu, ludziom i sprawie.

Pełno ludzi Ks. Roman Tomaszczuk/ GN – Jestem szczęśliwa i spełniona – zapewnia Bogumiła Maj.

Andrzej rozkochał ją w sobie do szaleństwa. Była młoda i wiedziała, że oto spotkała swego księcia z bajki. Książę jednak miał inne plany.

Zwykła droga

Stara panna – to było najgorsze, co mogło się dziewczynie przydarzyć. Co z tego, że miała zaledwie dwadzieścia kilka lat, była atrakcyjna i błyskotliwa. To się nie liczyło. Wszyscy zastanawiali się, czemu nie ma męża. Na każdym rodzinnym spotkaniu pytanie o ślub potrafiło zniszczyć całą jego radość i cały urok. – To nie jest normalne i nie jest dobre – myślała, ale wciąż miała przekonanie, że wreszcie spotka chłopaka, który przesłoni w jej umyśle i sercu poznanego księcia. Z odsieczą przyszła praca i wieczorówka – te okazały się bardzo zaborcze, więc na niemalże nic innego nie znajdowała już czasu. Wprawdzie wciąż się nie poddawała i próbowała to z tym, to z tamtym, ale to nie było to. Poza tym mieszkanie w wynajętych pokojach, u koleżanek też nie sprzyjało poznawaniu ludzi i budowaniu relacji, bo w tamtych czasach: chłopak u dziewczyny na stancji? – w żadnym wypadku, nie ma mowy! Szybko jednak wyrobiła sobie świetną markę u przełożonych. Była na każde ich zawołanie – dyspozycyjna i solidna. Coraz śmielej z jej wolności korzystały też koleżanki: prosiły o zastępstwa, zamieniały się grafikiem, nadawały SOS w nagłych wypadkach: dziecko zachorowało, wyjazd z rodziną za miasto, przedstawienie z okazji Dnia Matki w przedszkolu – i takie tam.

Potrzask egocentryzmu

Pojęcie współczesnego singla jest bardzo obciążone i trudno się dziwić, bo jest to jeszcze jeden wykwit cywilizacji konsumpcjonizmu i użycia. Hedonistyczny pomysł na siebie zarówno w relacjach do innych, jak i w odniesieniu do wizji swojego miejsca w społeczeństwie sprawia, że singiel staje się synonimem wygodnego cwaniaka, który właściwie ma wszystko, co inni, i jeszcze więcej: niezależność. W firmie szybko staje się liderem w wyścigu szczurów, poświęca się pracy – co zazwyczaj daje możliwość lepszych zarobków, których dodatkowo nie musi dzielić z nikim innym. To z kolei daje możliwość np. podróżowania, co w konsekwencji daje mu szczególną pozycją w towarzystwie, gdzie uchodzi za światowca. Badania socjologiczne potwierdzają, że ten model bardziej odpowiada mężczyznom. Czego tu jeszcze brakuje? Seksu. Z tym jednak dzisiaj nie ma żadnego problemu. Singiel korzysta przecież z ogólnej swobody seksualnej. A co z uczuciami? – zapytają przerażeni taką wizją człowieka żonaci i zamężne. Otóż w pędzie życia singiel nie ma kiedy doświadczyć głodu emocjonalnego, bo nie zna nudy i monotonii. Otacza się przecież mnóstwem ludzi (kręgi znajomych, zawodowe, hobbystyczne), angażuje się w wiele przedsięwzięć i właściwie wieczorem marzy o pustym mieszkaniu, w którym nikt mu nie będzie marudził, chorował, oczekiwał czy żądał. Jak długo tak można? Tego jeszcze nie wiadomo, bo zjawisko jest stosunkowo świeże. Natomiast pierwsze sygnały nie są optymistyczne: samobójstwa, uzależnienia, choroby psychiczne wśród ludzi z tej grupy są zdecydowanie częstsze niż u żonatych i zamężnych.

Bóg wie, co robi

Kiedy wraz z upływem czasu Bogusia odkrywała swoją samotność, rodziło się pytanie, czy potrafi ją przyjąć i przeżyć – inaczej niż współczesne single. Nie interesowały jej już narzekania rodziny, zastanawiała się tylko, czy chce jeszcze zmiany. W wieku 37 lat powiedziała: tak jest dobrze. Bardzo dobrze. Zbiegło się to z kupnem własnego mieszkania. Poczuła się wreszcie u siebie i przyjrzawszy się swemu światu, odkryła, że jest bogaty i pełny – choć każdego wieczoru kładła się sama do swego łóżka. – W moim życiu było i jest mnóstwo ludzi, których kocham i którzy moje uczucie odwzajemniają – wyjaśnia swoją pogodną akceptację tego, jak jest, a potem rzuca przykładami. Basia – młoda wdowa, koleżanka z pracy, której pomagała w zajmowaniu się osieroconym synkiem, Grzesiem. Mariola – prawdziwa singielka, dziewczyna na imprezę i na plotki przy kawie, siostrzana dusza, bo swój do swego ciągnie. Teresa – ta miała głupiego chłopa, cwaniaka, którego nie obchodziły ani dom, ani dzieci. Bogusia była kołem ratunkowym. Wreszcie Grażyna – ona miała Bogusi sporo do powiedzenia. Bita i poniżana przez męża sadystę i alkoholika wprowadzającego w życie rodziny terror i strach, przez którego wciąż trzeba było walczyć z paraliżującą bezsilnością, nieraz powtarzała: nie bądź głupia, nie szukaj nikogo. On też kiedyś był złoty chłopak. No i jeszcze dzieci rodzonych braci: Sławek, Agnieszka, Wojtek, Małgosia, Kasia – Czasami miałam co najmniej wrażenie, a niekiedy nawet pewność, że lepiej znam te dzieciaki, niż ich rodzice. Byłam ich kumpelką, towarzyszką, niańką, dobrodziejką, siostrą, przyjaciółką i wszystkim innym, czego potrzebowali wtedy, gdy ich rodzice albo harowali, albo akurat byli u nastolatków na cenzurowanym – uśmiecha się cioteczka.

Singiel po chrześcijańsku

Jedni mówią o współczesnych pustelnikach, inni o chrześcijańskich singlach – tak czy inaczej od zawsze Kościół widział w swej wspólnocie miejsce dla żyjących w pojedynkę. Wiedział bowiem, że ich odmienny styl życia, bez rodzinnych zobowiązań, podobnie jak celibat dla królestwa niebieskiego otwiera w nich szczególną przestrzeń dla Boga i ludzi. Co ważne, motywacja ewangelicznego singla jest taka sama jak celibatariusza: dla królestwa niebieskiego, czyli w łączności z Mistrzem (Panem i Oblubieńcem) i w służbie ludzi. Od razu więc widać, że to nie jest model przystający do tych, których dzisiaj określa się mianem singlów. Oni bowiem są zamknięci na ludzi, o ile ci nie służą ich przyjemności, zabawie czy interesowi. Nowoczesny singiel tym bardziej nie potrzebuje Boga, bo Jego moralność w jawny sposób niszczy swobodę, przypadkowość i niestałość relacji i zobowiązań. Egocentryczni aż do bólu – korzystają z życia, ale bez inwestowania w przyszłość – zarówno doczesną, jak i wieczną. – Z biegiem lat jestem coraz bardziej szczęśliwa i spełniona – zapewnia Bogumiła Maj. – Dzięki Bogu i ludziom: odczytałam bowiem Boży zamiar wobec mojego życia, jestem pewna siebie i znam swoją wartość. Moje słabości motywują mnie do duchowej pracy, a to, co posiadam i kim jestem, oddaję do dyspozycji ludzi.