Wygram, nie mam wyboru

Antoni Bielawski; GN 26/2012 Wrocław

publikacja 10.07.2012 07:00

Nowotwór złośliwy, przerzuty, chemia, operacja i brzmiące niemal jak wyrok słowa lekarzy, że nic więcej nie są w stanie zrobić… a on, przekręcając na palcu niewielki różaniec, mówi: – Mój tato jest chory na cukrzycę, a mama musi ciężko pracować po nocach – to mnie bardziej dziś martwi.

Wygram, nie mam wyboru Ks. Rafał Kowalski/ GN – Wierzę, że jeszcze będę jeździł na nartach i pogram w piłkę – mówi Jakub Piśmienny.

Różaniec... to od babci, dała mi go, kiedy dowiedziałem się o raku. Nie zdejmuję go – mówi Kuba, wspominając pielgrzymkę na Jasną Górę, na którą zabrały go mama i chrzestna. Tam – jak wspomina – poczuł niezwykłą moc, która przez niego przechodziła. – Pretensje do Boga? Nigdy ich nie miałem. Może przez tę chorobę wskazał mi nową drogę, pokazał palcem, że powinienem inaczej ustawić priorytety. Tak to traktuję – puentuje, dodając, że teraz o wiele więcej znaczą dla niego rodzina i troska o to, by dobrze przeżyć dzień. – Każda chwila jest cenna, dlatego ludziom zdrowym chciałbym powiedzieć, by nie marnowali życia. Wyścig szczurów czy zatracanie się w pracy tak naprawdę niewiele znaczą. Życie jest o wiele bogatsze.

To było w Dzień Dziecka

Zaczęło się od bólu w okolicach biodra. Lekarze mówili, że to zwykła kontuzja i efekt intensywnego stylu życia wówczas dziewiętnastoletniego Jakuba Piśmiennego. Trenował karate, grał w piłkę nożną, jeździł na nartach. – Proszę dopisać, że to była jazda ekstremalna połączona ze skokami – zaznacza. Niektórzy diagnozowali zapalenie węzłów chłonnych, uszkodzenie mięśni, stłuczenie. Radzili po prostu czekać, aż ból ustąpi, przepisywali leki przeciwbólowe. Pomimo upływu czasu poprawa nie następowała. Wręcz przeciwnie – było coraz gorzej. W maju 2010 r. nie mógł już stawać na prawej nodze. Przyjmował sporą ilość środków uśmierzających ból. Dokładnie w Dzień Dziecka, 1 czerwca 2010 r., w trzebnickim szpitalu po prześwietleniu usłyszał, że to może być guz. – O czym wtedy myślałem? Żeby szybko zrobili badania, bo na 15.00 musiałem być w pracy. Wtedy montowałem inteligentne systemy w budynkach – wspomina z uśmiechem.

Ten uśmiech nie zniknął z jego twarzy nawet wtedy, gdy już było pewne, że będzie musiał stoczyć walkę z nowotworem. – Może zniknął na moment – wtrąca Kuba. – Kiedy wróciłem do samochodu, włączyłem radio i usłyszałem utwór Erica Claptona „Tears in heaven” („Łzy w niebie”). Ta muzyka wycisnęła ze mnie kilka łez. Chwilę popłakałem, ale nawet wtedy byłem pewny, że czas walki z rakiem to jedynie niewielki okres mojego życia. Pomyślałem: „dobra, poleczę się kilka miesięcy i wracam do swoich obowiązków”. Absolutnie nie odbierałem tego jako wyroku – podkreśla.

Dwa dni później leżał już w jednym z warszawskich szpitali. Wykonano biopsję, a po kilku dniach otrzymał pierwszą chemię. Później jeszcze 6 cykli chemioterapii, w grudniu – operacja. – Guz był tak obszerny, że bardzo duże było  prawdopodobieństwo amputacji. Musiałem podpisać, że się zgadzam. Już na stole operacyjnym okazało się, że można mnie jednak poskładać z moich własnych części, to znaczy lekarze usunęli prawy talerz miednicy, wstawiając w to miejsce część kości piszczelowej – wspomina nasz bohater. Dokładnie rok spędził w gipsie. W międzyczasie złożył dokumenty na  Uniwersytecie Ekonomicznym i dostał się na studia. – Byłem przekonany, że jak już zdejmą mi gips, skończy się chemioterapia i to całe leczenie – tłumaczy.

Najtrudniejsza decyzja w życiu

Wszystko poszło w całkowicie odwrotnym kierunku. – Okazało się, że jest wznowa miejscowa, czyli guz ponownie pojawił się w biodrze. Zaatakował również płuca – opowiada Jakub. To oznaczało kolejne cykle chemio- i radioterapii, aż do momentu kiedy usłyszał, że rak uodpornił się na takie leczenie. Wtedy też padły słowa: „zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy”. – Miałem podjąć decyzję, czy zostaję w szpitalu i decyduję się na jeszcze jeden cykl chemii, jednak z małym prawdopodobieństwem skuteczności, i na leczenie, które lekarze określili jako paliatywne, czy opuszczam szpital i niejako biorę sprawy w swoje ręce. Zrobiliśmy w domu debatę – mówi, dodając, że poprosił rodzinę i najbliższych przyjaciół, by wypowiedzieli się, co powinien zrobić. – To była najtrudniejsza decyzja w moim życiu. Wiedziałem, że kolejna chemia może mnie zabić. Po każdym cyklu organizm coraz trudniej dochodził do siebie – podkreśla.

Zdecydował się na opuszczenie szpitala. Od tego momentu minęło pół roku. Całkowicie zmienił styl życia. Zażywa zioła, przyjmuje witaminy, suplementy, stosuję dietę, wspólnie ze znajomymi organizuje imprezy, koncerty, eventy, pokazy tańca, karate, starając się zainteresować swoim problemem jak najszerszą grupę ludzi. Zbiera przy tym pieniądze na leczenie i rehabilitację prawej nogi. Miesięcznie potrzeba ok. 8 tys. zł. Założył też stronę internetową o wymownej nazwie „cancer kiler”. – Tu nie chodzi jedynie o fundusze, ale bardziej o to, by dać przykład chorym i ich rodzinom, że nowotwór nie jest wyrokiem śmierci – wyjaśnia. – Chciałbym zniszczyć tego raka jak najszybciej, bo nie przypuszczałem, że będę się z nim zmagał aż dwa lata. Jestem tym trochę poirytowany i nie wierzę, że coś takiego może mnie zabić – dodaje Kuba.

To właśnie niezwykła chęć walki i pęd do życia, jakie charakteryzują Jakuba, zafascynowały Michała Spychałę i Karola Dzieciątko, którzy postanowili właśnie dla niego zorganizować akcję „Biegiem przez świat”. Już 10 lipca wyruszą ze słynnego mostku na Krupówkach w Zakopanem, by po 20 dniach dotrzeć na Hel. Młodzi biegacze chcą w ten sposób wspomóc swojego rówieśnika w jego zmaganiu się z chorobą. Aby jeszcze bardziej podkreślić swój cel, każdego dnia wybrany odcinek trasy przebiegną tyłem. – Tylu osobom powiedziałem, że wygram tę walkę, że już nie mam wyboru – zapewnia Kuba. – Wierzę, że będę jeszcze jeździł na nartach, pogram też w piłkę nożną – dopowiada, a zapytany o marzenia mówi: – Chciałbym założyć rodzinę, mieć duży dom i… być dobrym człowiekiem.

Dołącz do nas

Akcja „Biegiem przez świat” ma na celu rozpropagowanie biegania w całej Polsce oraz charytatywną pomoc Kubie w jego walce z chorobą. Więcej informacji na temat samej akcji, jej organizatorów, a także dokładny opis 800-kilometrowej trasy, jaką przebiegną młodzi biegacze, można znaleźć na stronie www.biegiemprzezswiat.pl. Każdego dnia można przyłączyć się do Michała i Karola i przebiec wspólnie z nimi chociaż kilka kilometrów, wyrażając w ten sposób poparcie dla dzieła, które podjęli. Chętni powinni napisać na adres biegiemprzezswiat@wp.pl lub zadzwonić na nr 606 718 456.

Akcję patronatami honorowymi objęli burmistrzowie Zakopanego i Helu Janusz Majcher i Mirosław Wądołowski oraz prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz. Patronat sportowy sprawuje mistrz europy w biegu na 800 m i uczestnik igrzysk olimpijskich Marcin Lewandowski. Medialnie organizatorów wspierają m.in. „National Geographic” oraz „Gość Niedzielny”.