Stary, bierz się do roboty

Ks. Piotr Sroga/ GN 26/2012 Olsztyn

publikacja 26.07.2012 07:00

– Dalecy jesteśmy od dramatyzowania i płakania razem z nimi. Nie miałoby to sensu. Cieszymy się nawet najmniejszymi krokami – mówi dr Anna Dembińska.

Stary, bierz się do roboty Ks. Piotr Sroga/ GN - Ćwiczenia z dziećmi muszą przybierać także formę zabawy – uważa mgr Marcin Topór.

Zaczęło się niewinnie. Emil i Gustaw siedzieli na huśtawce i bujali się. Są bliźniakami, więc większość czasu spędzają razem. Niedaleko siedzieli rodzice, korzystali z pięknej pogody. Nagle drewniana konstrukcja huśtawki zawaliła się. Chłopcy znaleźli się pod stertą drewna. Jedna z belek uderzyła Emila w głowę, był cały zakrwawiony. Rodzice rzucili się na ratunek. Panika, płacz i szybka reakcja, aby poszkodowane dziecko dowieźć do lekarza. Emil znalazł się w Olsztynie na intensywnej terapii. Lekarze mówili o bardzo ciężkim stanie. Potem jeszcze jedna akcja i śmigłowiec z dzieckiem ląduje w Warszawie, w Centrum Matki i Dziecka. Udaje się podtrzymać życie, ale dziecko nie chodzi i słabo reaguje na bodźce. Po jakimś czasie lekarze stwierdzają, że to, co mogli, zrobili. Może pomoże rehabilitacja. Znów przeprowadzka, tym razem do Ameryki. Nie tej za oceanem, ale tej nieopodal Olsztynka na Mazurach.

- Emil w tym czasie nie reagował, leżał. Byliśmy w Ameryce około dwóch miesięcy. Tam powrócił do sprawności. Miał wspaniałego rehabilitanta. Potem doktor Kowalski przytaczał historię mojego syna jako podręcznikowy przykład skuteczności rehabilitacji – mówi Monika Bartnicka, mama Emila i Gustawa. Miesiąc temu chłopiec przystąpił do I Komunii św. Choć ma kłopoty ze zdrowiem, można mówić o cudzie. Pomogły pewnie modlitwy, ale i ludzie zrobili bardzo dobrą robotę. Ludzie z Ameryki.

Lepiej niż w Rabce

Wojewódzki Szpital Rehabilitacyjny dla Dzieci w Ameryce mieści się w lesie. Niemieccy naukowcy na początku XIX wieku doszli do wniosku, że jest pomocny przy leczeniu chorób górnych dróg oddechowych. Już w 1903 roku zaczęło tam funkcjonować sanatorium na 150 łóżek. Doktor Janukowicz przeprowadziła na tych terenach badania, z których wynikło, że klimat jest tu korzystniejszy zdrowotnie od tego w Rabce. – Prowadzimy obecnie rehabilitację dla dzieci i to w pełnym zakresie. Mamy różne formy leczenia. Standardowym jest stały pobyt na oddziale, ale możliwy jest także pobyt dzienny, kiedy dziecko przyjeżdża na zabiegi. Mamy do dyspozycji bus, który dowozi małych pacjentów. Możliwy jest także pobyt dziecka z rodzicem. Mamy do dyspozycji pokoje dla mamy lub taty – mówi dr Roman Lewandowski, dyrektor szpitala. W placówce leczy się także alergie.

Ośrodek istnieje od 1975 roku. W ostatnich latach wykonano ogromną pracę, aby podnieść jakość placówki. Dokonano wielu remontów, rozbudowy i poszerzenia oferty medycznej. Utworzono poradnię logopedyczną i rehabilitacyjną, wprowadzono testy płatkowe i badania w kierunku mukowiscydozy, utworzono pododdział rehabilitacji neurologicznej ciężkiej, wybudzeń, powikłań ogólnoustrojowych po nabytych i wrodzonych uszkodzeniach układu nerwowego, a ostatnio utworzono poradnię chirurgii urazowo-ortopedycznej. W planach jest utworzenie Działu Chirurgii Jednego Dnia. – Funkcjonuje także szkoła przy szpitalu, dzięki czemu dzieci nie tracą czasu i dalej się uczą. Są także opiekunki, które zagospodarowują chwile wolne zabawami, grami i spacerami. Na terenie szpitala znajduje się także kaplica pw. św. o. Pio. Ks. Marek Gbiorczyk jest naszym duszpasterzem. Prowadzi lekcje religii i odprawia Mszę św. – opowiada dr Lewandowski. Szpital utworzył także Stowarzyszenie „Nasza Ameryka”, które pomaga pacjentom w potrzebie. Można uzyskać zwrot kosztów pobytu opiekuna towarzyszącego choremu dziecku.

Zerowe szanse?

W Ameryce panuje rodzinna atmosfera. Wpływ na to mają ludzie tu pracujący. Wśród nich wielką sympatią cieszą się pielęgniarki. – Koordynuję pracę moich koleżanek. Jeśli przyjeżdża nowy pacjent na rehabilitację, to naszym zadaniem jest przekazanie informacji dotyczących miejsca i czasu zajęć. Wspomagamy także rodziców w procesie pielęgnacji – mówi Urszula Stocka. Czy można przyzwyczaić się do cierpienia małych pacjentów? – Myślę, że obok tego nie da się przejść obojętnie. Niezależnie od tego, czy pracujemy 10 lat, czy 30 lat – mówi Stocka. Z przeszłości pamięta historię jednego dziecka, gdy jeszcze pracowała w olsztyńskim szpitalu.

- Pewnego razu na oddział trafiło dziecko po ciężkim urazie. Właściwie szanse na przeżycie, z medycznego punktu widzenia, były zerowe. Ale walka i determinacja rodziców doprowadziły do tego, że przeżyło. Myślałam, że po wypisaniu do domu nie będzie długo żyło. Takie były prognozy. Jednak po pewnym czasie zaczęłam pracować w Ameryce i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jednym z pacjentów było to dziecko, już w nieco lepszym stanie. Determinacja rodziców i ich praca codzienna odgrywają nieocenioną rolę. Sądzę, że jeśli medycyna się poddaje, a rodzic nie, to często idzie ku lepszemu – mówi pielęgniarka z Ameryki.

Wirtuozi fizjoterapii

Jednym z ważniejszych oddziałów szpitala jest dział fizjoterapii. Tu poprzez mozolną pracę pod kierunkiem fachowców dzieci odzyskują sprawność. – Nasz dział obsługuje wszystkich pacjentów tego szpitala. Jest wyposażony w specjalistyczny sprzęt, mamy zespół zaangażowanych w swoją pracę fizjoterapeutów, dzięki którym nasi mali pacjenci możliwie szybko wracają do zdrowia – mówi Marcin Topór, kierownik. Dzieci od 3. miesiąca życia mogą korzystać z pomocy fizjoterapeutów. Przekrój schorzeń jest ogromny. Wśród przychodzących tu małych pacjentów zdarzają się właściwie wszystkie przypadki dysfunkcji narządów ruchu. Są także osoby ze schorzeniami pulmonologicznymi. Metody leczenia są różnorodne: kinezyterapia, fizykoterapia, hydroterapia – wszystko zależy od rodzaju schorzenia.

Marcin Topór pracuje w Ameryce już 40 lat i mógłby przytoczyć wiele przykładów skuteczności zastosowanych metod rehabilitacji. – W każdym przypadku odnosimy większy lub mniejszy sukces. Codziennie odwiedza nas około 300 pacjentów. Więc tych sytuacji jest wiele, ale trudno jest tu wyróżniać jakiś konkretny przykład. Najbardziej spektakularne są przypadki pacjentów po ciężkich urazach mózgowo-czaszkowych i wielonarządowych. Jest to budujące, jeśli widzi się, że ktoś leżał w łóżku, prawie bez kontaktu, a po kilku miesiącach uciążliwej pracy widzimy go stojącego, zaczynającego chodzić i rozmawiać – mówi kierownik działu.

Fizjoterapeuci są bardzo ważni, ale jednym z decydujących czynników jest postawa pacjenta. – Można mieć wybitny talent do grania na fortepianie, ale nie zostanie się wirtuozem, jeśli nie będzie się pracowało po kilka godzin dziennie. Tak samo jest w fizjoterapii. W przypadku patologii nie ma innego wyboru. Większość naszych ćwiczeń jest nudna i trudna. Dlatego staramy się sprowokować ćwiczenie poprzez zabawę. Musimy wykonać całą serię ćwiczeń, aby była odpowiedź ze strony organizmu – mówi M. Topór. Często występuje niechęć i znużenie. Trzeba bowiem wielokrotnie powtarzać, do znudzenia, pewne czynności. Do tego przychodzi czasami depresja, wynikająca z nieakceptowania swojej sytuacji. Fizjoterapeuta musi  jednocześnie ostrożnie wypowiadać prognozy wyzdrowienia. Łatwo bowiem dać pacjentowi nadzieję, gorzej jednak, gdy jest ona błędna. Skutki są wtedy tragiczne.

- Ci, którzy dają rady: „Na pewno będziesz chodził”, popełniają błąd. I odwrotnie. Mamy nieraz świadomość, że ktoś nie będzie prawdopodobnie chodził, a pomimo to zaczyna chodzić. Kiedy chłopak ze złamanym kręgosłupem i porażonymi nogami zadaje pytanie: „Kiedy będę chodził?”, odpowiadam: „Stary, nie wiem. Ale bierz się do roboty. Jeśli nie będziemy pracowali, to nic nie zrobimy”. Mogę mu podać jedynie możliwe warianty: może będziesz chodził o kulach, może będziesz jeździł na wózku, ale czy to jest koniec świata – mówi Marcin Topór.

Sam osobiście zna przykłady ludzi, którzy osiągają wiele i prowadzą aktywne życie, choć nie są w pełni sprawni. – Jedna taka osoba pojechała teraz z niepełnosprawnymi dziećmi do Chorwacji, pomimo że sama jest na wózku. Była alpinistką i miała wypadek. Ale po wypadku zrobiła doktorat, jest instruktorem nurkowania, żegluje i ma wspaniałą rodzinę. Takich ludzi znam tysiące – wspomina fizjoterapeuta z Ameryki.