Cud łapania kropel

Monika Łącka; GN 28/2012 Kraków

publikacja 21.07.2012 05:00

W tym niezwykłym ogrodzie małych pacjentów uspokajają szum drzew i śpiew ptaków. Są też łagodnie pluskająca fontanna i mnóstwo kwiatów. W szpitalu czekają psy. Przyjacielsko trącają dziecięce dłonie, a spojrzeniem zdają się mówić: „Pogłaszcz mnie!”.

Cud łapania kropel Monika Łącka/ GN Przesadzenie rośliny? Drobnostka! Mali pacjenci chętnie zamieniają się w wytrawnych ogrodników.

Ogród Zdrowia (na co dzień Ogród Botaniczny UJ) zachwyca feerią zapachów, dźwięków i barw, które cieszą oczy, wyciszają, relaksują i działają jak najlepsze lekarstwo dla bawiących się w nim dzieci. Zwłaszcza że są to dzieci z porażeniem mózgowym, autyzmem lub urazami układu nerwowego, np. po wypadkach. W szpitalnych czterech ścianach spędziły już bardzo dużo czasu. Wiedzą, czym są ból, cierpienie i żmudna rehabilitacja, na którą – choć jest bardzo ważna, a może nawet najważniejsza – czasem reagują płaczem. Jednak gdy zbliża się pora hortiterapii, na zajęcia pędzą prawie w podskokach. Prawie, bo chodzenie lub jazda na wózku inwalidzkim nie są dla nich takie proste. W nagrodę za trud w upalne lipcowe popołudnie czeka na nich ochłoda w cieniu rozłożystych palm.

Podlać kwiatek – trudna sztuka

W palmiarni dzieci najpierw sprawdzają, czy zasadzone (własnoręcznie) tydzień wcześniej ziarna fasoli i rzeżuchy choć trochę urosły. Urosły, i to całkiem sporo, ale ziemia czeka na podlanie. Dla zdrowego człowieka to nic trudnego, ale od Dominika, Kariny i Piotra to zajęcie  wymaga nieco wysiłku. Trzeba przecież podejść (z pomocą opiekunów) do konewek, napełnić je wodą, a następnie skropić nią rośliny. Mali pacjenci nawet nie zauważają, że ich ręce same się zginają i wyciągają (i wcale nie bolą!), palce zaciskają się na konewce, a dłonie stają się silniejsze, niż mogłoby się wydawać. To nie koniec, bo dziś na przesadzenie czekają pięknie pachnące zioła: melisa, szałwia, oregano i mięta. W kilka chwil dzieci zamieniają się w wytrawnych ogrodników – wsypują do doniczek małe kamyki, piasek i ziemię, wprawnym ruchem drążą w niej małe dołki i delikatnie sadzą kruche korzenie roślin. Widać, że są z siebie dumne, a sprawnością zaskakują nawet terapeutów, którzy tylko dyskretnie pomagają i czuwają, by nic złego się nie stało.

– Podczas prowadzonej w letnich miesiącach hortiterapii, która uzupełnia standardowe metody leczenia, dzieci zupełnie nieświadomie wykonują ogromną liczbę skomplikowanych dla nich i wymagających pełnej koncentracji oraz koordynacji ruchów. Pokonują swoje słabości, gdy spontanicznie wyciągają rękę, chcąc dotknąć, zerwać lub przyciąć roślinę. To już nie jest przymus wykonywania ćwiczeń na sali gimnastycznej, ale coś, co daje przyjemność, satysfakcję i mnóstwo pozytywnych emocji – tłumaczy dr Grażyna Staudt-Spychałowicz, specjalista chorób dzieci i rehabilitacji, kierownik Działu Rehabilitacji Wojewódzkiego Specjalistycznego Szpitala Dziecięcego im. św. Ludwika w Krakowie. – W otoczeniu przyrody mali pacjenci wchodzą w inny świat, pełen roślin, które czasem ładnie pachną, a czasem mogą być niebezpieczne, bo np. mają kolce. Są w swoim żywiole, gdy mogą sadzić kwiaty, dotykać i poznawać ich strukturę, wąchać je, a nawet kosztować, bo niektóre są jadalne. Prawdziwym hitem są warsztaty florystyczne, czyli układanie pięknych bukietów i kompozycji kwiatowych – dodaje.

Krople, które leczą

Hortiterapia jest częścią programu „Ogród Zdrowia”, czyli autorskiego i pionierskiego na skalę szpitalnictwa dziecięcego w Polsce projektu Moniki Pawłowskiej, koordynatora ds. terapii niestandardowych w WSSD im. św. Ludwika. Szpital do jego realizacji zaprosił znajdujący się po sąsiedzku Ogród Botaniczny Uniwersytetu Jagiellońskiego, Katedrę Roślin Ozdobnych Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie oraz Pracownię Florystyczną „Flower Land”. Pilotaż projektu pod hasłem „Hortiterapia metodą wspomagania rehabilitacji dzieci z zaburzeniami narządu ruchu – pacjentów Szpitala św. Ludwika w Krakowie” trwał od lipca do września 2011 r., a jego efekty były wręcz namacalne. U dzieci, które wzięły w nim udział, nastąpiła m.in. poprawa funkcjonowania narządów ruchu, zmysłów (wzroku, słuchu, koordynacji wzrokowo-słuchowej), pamięci i koncentracji czy komunikacji z innymi osobami.

– Pamiętam 9-letniego chłopca, który przeżył bardzo ciężki wypadek – w jego rower wjechał rozpędzony samochód. Przez długi czas był w śpiączce, później konieczna była trudna i bolesna rehabilitacja (nie siedzi i nie stoi samodzielnie). Podczas hortiterapii stało się coś niezwykłego. Podeszliśmy z nim do fontanny, a wiatr rozpylał krople wody, które spadały na jego twarz. Nawet nie zauważył, że udało się go utrzymać w pionie i to przez dłuższy czas (trzymaliśmy go pod pachami, a ja masowałam mu stopy, by zmniejszyć napięcie mięśni). Z radością zaczął poruszać rękami, próbując łapać krople tak, jakby przypomniał sobie czas sprzed wypadku. Podczas kolejnych zajęć sytuacja powtórzyła się – opowiada M. Pawłowska.

W tym roku od czerwca do września z ogrodoterapii korzystają dzieci przewlekle chore ze schorzeniami somatycznymi (neurologicznymi, reumatologicznymi), zaburzeniami rozwojowymi (np. chorobami metabolicznymi czy dziecięcym porażeniem mózgowym) oraz emocjonalnymi czy psychiatrycznymi. Niektórym z nich w innych szpitalach powiedziano, że nigdy nie będą chodzić. Okazało się, że po trudnej rehabilitacji stawiają kroki, a w ogrodzie botanicznym śmieją się i zapominają o niepełnosprawności Podobny efekt daje dogoterapia.

Pod brzuchem Ygo

Gdy do sali radosnym krokiem wbiegają Winny (dwuletnia suczka rasy labrador retriever) i Ygo (pięcioletni pies rasy samojed o śnieżnobiałym futrze), dwaj chłopcy – mały Mikołaj i nieco starszy Dawid – patrzą na nie jak urzeczeni. Szybko witają swoich specjalnie wyszkolonych czworonożnych terapeutów i pod okiem dwóch dogoterapeutek – Laury Gallas-Diener i Marzeny Hrakało-Horawskiej z Ośrodka Terapii „Wsparcie” – zaczynają psią tresurę. By Winny i Ygo wykonali polecenia, komendom muszą towarzyszyć odpowiednie ruchy rąk. To trudne, bo ręce chłopców nie są w pełni sprawne.

Dogoterapia po raz pierwszy zagościła w Szpitalu św. Ludwika już w 2007 r., jednak z największym rozmachem działa od 2011 r. Od tej chwili wzięło w niej udział aż 278 małych pacjentów, którzy czasem na pierwszych zajęciach na psich gości patrzą nieco nieufnie. Szybko jednak okazuje się, że pies i dziecko to duet nierozłączny, a Ygo i Winny dzielnie znoszą czesanie sierści, zaglądanie im do pysków i spacery wzdłuż toru przeszkód. Niekiedy sam Ygo bywa częścią toru przeszkód dla chorego dziecka, które musi przeczołgać się pod jego włochatym brzuchem i wydostać się spod psa, wspierając się na rękach, czyli wzmacniając mięśnie ramion.

– Indywidualne zajęcia z psem ćwiczą utrzymywanie prawidłowej postawy, motorykę i wzmacniają mięśnie rąk. Rehabilitacją jest nawet karmienie psa, bo dziecko musi sięgnąć po chrupkę do saszetki, którą ma na szyi, wyciągnąć psi przysmak, chwycić go między palcami, położyć jak najdalej potrafi i wydać psu odpowiednie komendy. W ten sposób ćwiczy symetrycznie obie ręce, a pies motywuje do wysiłku. Z kolei podczas odwiedzin na oddziałach psy mają pomóc w dotarciu do emocji chorych dzieci – trzeba zachęcić je do zabawy ze zwierzęciem, która ma oderwać od szpitalnej codzienności i spróbować budować więzi – tłumaczy Laura Gallas-Diener.

Alternatywne terapie działają i cieszą chore dzieci. By mogły dawać jeszcze lepsze efekty, szpital szuka sponsorów. Bo czasem lekarze z własnej kieszeni muszą kupić doniczki z roślinami niezbędnymi do hortiterapii.