Blog i miłość do Stefana

Agnieszka Napiórkowska; GN 28/2012 Łowicz

publikacja 22.07.2012 06:14

Bankrutujące biura podróży kolejny raz fundują turystom stres i niepewność. Niepokoju nie widać u rodziców, którzy swoje pociechy wysyłają na obozy, kolonie i rekolekcje z księżmi, bo – jak twierdzą – ci mają referencje od samego Pana Boga.

Blog i miłość do Stefana Archiwum ks. Krzysztofa Przybysza/ GN Od 20 lat wyjazdy dla dzieci i młodzieży organizuje ks. Krzysztof Przybysz.

Dwa miesiące wakacji to dla wielu rodziców niemałe wyzwanie. Zapobiegliwi i kreatywni kilka miesięcy wcześniej zastanawiają się, jak zaplanować czas dzieciom, by udało im się odpocząć, zwiedzić ciekawe miejsca i znaleźć sposób na nudę. Bez wątpienia takich obaw nie mają ci, których pociechy odpoczywają m.in. pod czujnym okiem księży: Tomasza Zielińskiego, Mirosława Nowosielskiego, Piotra Żądły czy Krzysztofa Przybysza.

Nikt nie chce być Pinokiem

2 lipca w oratorium salezjanów w Żyrardowie tradycyjnie rozpoczęły się półkolonie. Podobnie jak w latach ubiegłych, program bazuje na jednej z bajek. Tym razem uczestnicy pierwszego turnusu na warsztat wzięli stary Disnejowski film „Pies i lis”. Drugi turnus zaś – „Gnomeo i Julię”. Na ich podstawie podczas pracy w grupach poszukiwali wartości, na które warto w życiu stawiać. Poza wysiłkiem intelektualno-duchowym w programie każdego dnia zarezerwowano czas na zabawę, sport, modlitwę. Wszystkie zajęcia odbywały się pod okiem wychowawców.

– Kiedy byłam młodsza, sama uczestniczyłam w półkoloniach w oratorium. Do dziś pamiętam, że jedną z powieści, z której uczyłam się, czym jest przyjaźń, odwaga czy odpowiedzialność, było „W pustyni i w puszczy” – mówi Żaneta Bogucka. – Od kilku lat sama jestem animatorem. Zrealizowały się moje marzenia. Kiedyś, patrząc na starsze dziewczyny, które pokazywały nam gesty do piosenek, bardzo chciałam być na ich miejscu. No i jestem. Nagrodą za zaangażowanie jest radość dzieci i widoczne efekty naszej pracy. Każdego roku na półkolonie zgłasza się znacznie więcej osób, niż jesteśmy w stanie przyjąć.

Na brak atrakcji nie mogą narzekać także odpoczywający na koloniach w Mąchocicach. Tym razem wyjazd z ks. Tomkiem Zielińskim przeniósł ich w świat cyrku, w którym każdego dnia uczyli się żonglowania, tańca z szarfami i chodzenia na szczudłach. Przygody Pinokia, który stał się ich przewodnikiem, nie tylko uczyły prawdomówności (nikt nie miał ochoty sprawdzać, jak to jest żyć z długim drewnianym nosem), ale także pozwalały przeżywać wiele wyjątkowych przygód.

– Niemałą atrakcją była wizyta w Muzeum Stefana Żeromskiego, w którym każdy mógł napisać krótki tekst gęsim piórem i posłuchać o dawnych metodach wychowawczych. Największe zdziwienie wywołały 9-stopniowe kary, jakie wymierzał niesubordynowanym uczniom woźny. Chcąc utrwalić zdobytą wiedzę, zorganizowaliśmy konkurs o życiu i twórczości Żeromskiego pt. „Kocham cię, Stefan” – opowiada ks. Tomasz Zieliński.

Spędzając czas w górach i nad jeziorem, koloniści nie zrezygnowali z dobrodziejstw współczesnej techniki i każdego dnia podsumowywali swój dzień na prowadzonym przez siebie blogu. Pląsy i kolorowe noce Nie mniej atrakcji czekało na wyjeżdżających w Bieszczady z księdzem Krzysztofem Przybyszem, który tym razem na kolonię zabrał dzieci z parafii w Budziszewicach, Lipcach Reymontowskich i Zdunach. Program wyjazdu – „Miłość cię znajdzie” – bazował na śpiewach lednickich. Każdego dnia królowała jedna z piosenek. Koloniści nie tylko musieli nauczyć się ją śpiewać, ale także tańczyć. Jej treści były każdego dnia rozważane podczas Eucharystii.

Myliłby się ten, kto by sądził, że tak ułożony program może być nudny. Nic podobnego. Poza tańcem i śpiewem ks. Krzysztof zadbał o masę atrakcji, wśród których znalazł się spacer po połoninach, rejs statkiem, zwiedzanie skansenu, a nawet budowanie tamy na rzece. Na tym jednak nie koniec. Rozważając zagadnienia miłości, nie mogło zabraknąć randki w ciemno, ślubów kolonijnych i konkursu na najmilszego uczestnika. Najwięcej emocji – jak zwykle – budziły trzy ostatnie noce, podczas których kadra zabierała czerwone rzeczy, przenosiła śpiących w inne miejsca, przyszywała ich do prześcieradeł, a nawet malowała w kolorowe kwiatki.

– Dzieci uwielbiają takie atrakcje. W zeszłym roku część z nich nie chciała się myć, by nasze rysunki nie zostały zniszczone – śmieje się ks. Krzysztof, który na kolonie z dziećmi wyjeżdża od 20 lat. – Nie ukrywam, że bardzo lubię tak spędzać urlop. Będąc z dziećmi, mogę dzielić się z nimi swoją wiarą, a po drugie – dobrze wiem, jak to jest siedzieć w domu przez całe wakacje. Kolonie organizowane przez parafię są często jedyną szansą na wyjazd dla tych dzieci. W ciągu kilkunastu lat nauczyłem się znajdować sponsorów, organizować nagrody i wymyślać najróżniejsze zabawy. Pewnie z tego powodu w niektórych parafiach dochodziło do małych zgrzytów, bo nagle okazywało się, że szkolne czy gminne wyjazdy nie dochodziły do skutku. Dzieci, mając do wyboru jeden albo drugi wyjazd, decydowały się na ten, który proponowałem – mówi ks. Przybysz.

– Wybór był oczywisty. Jeśli ktoś choć raz pojechał z księdzem, to wiadomo, że zawsze wybierze ten wyjazd. Tyle zabawy, śmiechu i atrakcji nie ma na żadnych innych koloniach – zapewnia Magda Głowacka, która w tym roku na kolonie jechała z duszą na ramieniu. – Razem z trzema innymi dziewczynami miałam całą kolonię uczyć tańca. Na samą myśl plątały mi się nogi – zdradza. Jak udało się nam ustalić, nauka przebiegała jednak bez żadnych problemów.

Prostowanie kręgosłupów

Równie ciekawie swoje wakacje spędzą dzieci odpoczywające z parafią św. Wawrzyńca w Sochaczewie. Jako pierwsi do Kłodzka wyjadą ministranci. Po nich dzieci związane ze świetlicą parafialną. Na wypoczynek z księdzem pojedzie także schola. – Każdego roku, dzięki pomocy Caritas i sponsorów, udaje się nam zorganizować wakacje dla około 150 dzieci – cieszy się ks. Piotr Żądło, proboszcz.

Niewiele mniejsza liczba dzieci i młodzieży wakacje spędzi także na corocznych obozach rekolekcyjnych w Mikaszówce, gdzie brak wygód i ostre wymagania tylko dla nowicjuszy bywają kłopotliwe. Zasady obowiązujące na obozie są wszystkim znane, zanim się jeszcze rozpocznie. Przyjeżdżający doskonale wiedzą, że nad Jeziorem Płaskim nie ma mowy o telefonach komórkowych, mp3 i innym sprzęcie do słuchania muzyki. Nawet najbardziej eleganckie dziewczyny nie zabierają ze sobą suszarek, lokówek, bo wiadomo, że nie ma tam prądu. Są za to wygodne namioty, domowe posiłki i program do realizacji bazujący na Piśmie Świętym i Różańcu. Każdego dnia, poza Eucharystią, odbywają się tzw. grupki dzielenia. Na każdym turnusie pojawiają się też zaproszeni goście, którzy dzielą się swoją wiarą. Co ciekawe – w  wyjazdach mogą uczestniczyć także rodzice, o ile mają ochotę zrezygnować z wygód i włączyć się w prace. Ich przedstawiciel Janusz Kukieła zapewnia, że jest to czas wyjątkowy, na który czeka się cały rok, czas, który „prostuje kręgosłup”.

Wypowiedzi uczestników wyjazdów z duszpasterzami można znaleźć m.in. na stronach internetowych Mikaszówki czy blogu kolonii w Mąchocicach. Wszystkie można podsumować słowami Joanny Ryłek z kolonii w Bieszczadach: „Kto chce poczuć przedsmak nieba, temu z księdzem jechać trzeba”.