Ale zuchy z tych harcerzy!

Roman Tomczak; GN 16/2012 Legnica

publikacja 28.07.2012 05:35

Siedem parafialnych zespołów synodalnych – najwięcej w diecezji. Do tego cudem ocalona podstawówka i reprezentanci wsi we władzach ogólnopolskich. To nie przypadek. To wszystko przez zawiszaków.

Ale zuchy z tych harcerzy! Roman Tomczak/ GN Przysięga młodych zawiszaków na obozie harcerskim na górze Szczytnik w Kotlinie Kłodzkiej w 2008 r.

W lutym 2008 r. ks. Stanisław Bakes, proboszcz w Rząsinach, odczytał na Mszy św. list, zachęcający do tworzenia parafialnych zespołów synodalnych. Jeszcze tego samego dnia znalazło się w nich 100 osób. W ten sposób w jednej wiejskiej parafii powstało siedem aktywnych zespołów, choć były w diecezji miejsca, gdzie przez pięć lat synodu nie zawiązał się ani jeden. Tę niezwykłą pobożność i zaangażowanie rząsinian docenił ordynariusz legnicki, honorując delegację parafii pw. Matki Bożej Ostrobramskiej specjalnym podziękowaniem, wręczonym w dniu zakończenia I Synodu Diecezji Legnickiej. Odebrała je delegacja parafii. W jej składzie byli skauci, członkowie Stowarzyszenia Harcerstwa Katolickiego „Zawisza” Federacji Skautingu Europejskiego. Harcerze to chyba najbardziej rozpoznawalna wizytówka Rząsin.

To wszystko z nudów?

– Na wsi jest inaczej – uważa ks. Bakes. – Tutaj potrzeba działania, zawiązywania wspólnoty jest większa niż w dużych skupiskach miejskich. Ks. Stanisław próbuje wyjaśnić rząsiński fenomen innymi argumentami niż własna praca dydaktyczna. Skromność to drugie imię tego kapłana. Jednak wszyscy tu wiedzą, że gdyby nie prowadzeni przez niego duchowo zawiszacy, nie byłoby ani zafascynowanych skautingiem dzieciaków i młodzieży, ani spokojnych o przyszłość swoich pociech rodziców. Choć rzeczywiście „polska wieś zaciszna, (...) polska wieś spokojna”, inaczej reaguje na zagrożenia współczesnego, laicyzującego się świata. Na przykład modli się za niego systematycznie. We wspólnocie. – Większość spotkań poszczególnych zespołów odbywała się w domu parafialnym w Uboczu, pięknie wyremontowanym przez Hiszpanów z Opus Dei – opowiada duszpasterz zawiszaków. – Kolejność była taka: najpierw adoracja Najświętszego Sakramentu, potem medytacje nad wybranymi fragmentami Katechizmu Kościoła Katolickiego (przy muzyce chorału gregoriańskiego), dalej Msza św. z kazaniem. Dopiero po niej wszyscy rozchodzili się do swoich zespołów – opowiada ks. Bakes, który czuwa od wielu lat, aby duchowość jego parafian była autentyczna i nienasycona. Wyniki? Przed jedną z sesji plenarnych synodu do asysty przy ołtarzu stanęło 20 ministrantów-zawiszaków. Na jedno ze spotkań dekanalnych z Rząsin pojechały dwa autokary skautów. Tak samo na uroczystości zakończenia synodu. – Ludzie na wsi lubią, jak coś się dzieje. Nie znoszą nudy i nicnierobienia. Dlatego tu łatwiej chyba niż gdzie indziej udaje się duszpasterzowi pracować z nimi na większą chwałę Bożą – ks. Bakes uparcie mówi swoje.

Jak to się robi w Rząsinach

W Rząsinach jest szkoła podstawowa. Jest, ale miało już jej nie być. Strata – gdyby do tego doszło – byłaby tym większa, że to jedyna placówka oświatowa w Polsce nosząca imię bł. Alojsa Andrickiego, patrona Łużyckich Serbów. W uratowaniu szkoły przed likwidacją bł. Andricki na pewno maczał palce. – Na sesji Rady Miejskiej w Gryfowie Śląskim głosowano nad zamknięciem szkoły – opowiada ks. Stanisław. – Sala pełna. Obok radnych – rodzice dzieci i sympatycy szkoły. Prosiliśmy radnych, by nie zamykali szkoły. Mówiliśmy, że my ja przejmiemy, żeby dali nam jeszcze rok, a postawimy ją na nogi. Pytali: kto to „my”? Nie mogliśmy jeszcze odpowiedzieć, że stowarzyszenie, bo dokumenty rejestracyjne zawieruszyły się w sądzie i nie mieliśmy ich na sesji. Ale dali nam tę szansę. Piętnastu radnych głosowało przeciwko zamknięciu. Trzech, w tym burmistrz, za likwidacją. A na drugi dzień przyszły dokumenty z sądu z decyzją o rejestracji Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Wsi Rząsiny – opowiada proboszcz. Dziś szkoła zarządzana jest przez stowarzyszenie. Uczy w niej mniej nauczycieli niż przed przejęciem. Ci, którzy pozostali, nie mogą liczyć na pensje wakacyjne. Ale szkoła ocalała. I – jak zapewnia ks. Bakes – da sobie radę.

– Nie mam wątpliwości, że teraz będzie już tylko lepiej. Wszystkie dzieci (ok. 40) są pod znakomitą opieką i mają zapewnione wychowanie najwyższego sortu – zapewnia. Skąd to wiadomo? To proste – część kadry to dawni zawiszacy. Dyrektorem szkoły jest teraz Tadeusz Deptuła, były sekretarz szczepu rząsińskiego, przewodnik sudecki, uczestnik szkolnych rekolekcji. Jego prawą ręką – Małgorzata Zaparta, wypróbowana druhna drużyn dziewczęcych. Sekretarzem szkoły została Justyna Cierlik, wieloletnia zawiszaczka. – Wychowaniem w szkole zajmują się ci, którzy to najlepiej umieją robić – uważa ks. Bakes. Statut szkoły zawiera mocne akcenty chrześcijańskie. Taki też będzie jej charakter. Co roku do Rząsin przyjeżdżają ludzie z różnych stron Polski, miejsc, gdzie życie wiejskich podstawówek wisi na włosku. Przyjeżdżają i pytają: jak wy to zrobiliście?

Jak „Ryś” pokonał Chmielnickiego

Skauci z Rząsin szykują się teraz do Harców Majowych. To zawiszackie manewry, przygotowujące do dorosłego życia. – Harce umacniają zastęp. Tworzą z niego prawdziwą wspólnotę. Ale dają też odpowiedź na pytanie, czy każdy z osobna poradzi sobie ze swoim zadaniem – kucharz z kuchnią, pionier z budową obozu, zwiadowca z jego obroną – wyjaśnia duszpasterz zawiszaków. Co dwa lata Harce Majowe mają charakter ogólnopolski. Pomiędzy tymi datami odbywają się regionalnie. Gryfów Śl. był już przed kilku laty gospodarzem ogólnopolskich Harców. Kilka lat temu chłopcy z Rząsie wykazali się na Harcach na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, kiedy zastęp „Ryś” zdobył trzecie miejsce w grze strategicznej o kryptonimie „Chmielnicki”. To były trzy dni i dwie noce prawdziwej, męskiej gry. W tym roku Harce dla chłopców organizuje Kobyla Góra k. Wrocławia. Dziewczęta będą w tym czasie szkolić się niedaleko Warszawy. Tegoroczne zmagania Zawiszaków odbywać się będą pod znakiem sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem”. Zastępy podzielone zostaną na cztery rywalizujące ze sobą grupy: wojsk koronnych, Kozaków, Tatarów i zaciężnych. Ale Harce to nie tylko zabawa. To przede wszystkim wychowanie w duchu patriotyczno-religijnym.

Awans, czyli początek impasu

Harcerze katoliccy pojawili się w Jeleniej Górze w 1991 r. Ich pierwszy, niezależny jeleniogórski szczep skautowy wkrótce dołączył do rodziny zawiszaków. Potem na terenie diecezji legnickiej pojawiać się zaczęły gromady i drużyny od początku posługujące się znakiem Zawiszy. Do 1996 r. było ich w diecezji kilkanaście, m.in. w Bolkowie, Krzeszowie, Zawidowie i Gryfowie Śląskim. Sam Gryfów zrzeszał wtedy trzy szczepy, w tym drużynę z Rząsin. Powstawały także zastępy samodzielne, niezrzeszone oficjalnie w żadnym ze szczepów. Do takich należeli zawiszacy nadgraniczni z okolic Zgorzelca oraz w Sulikowie. Na fali skautowskiego boomu w diecezji pojawiło się ok. 400 katolickich harcerzy i harcerek. Później przyszedł impas. – Nasi wychowankowie okazali się tak znakomitymi wychowawcami, że władze centralne zabrały ich do bardziej odpowiedzialnych zadań – wyjaśnia ks. Stanisław Bakes. – Dwa domy od tej plebanii mieszka Anna Mikos, była naczelniczka zawiszaków. Obecna naczelniczka, Katarzyna Kieler, jest z Bolesławca. Cztery namiestniczki i hufcowa Hufca Wrocławskiego pochodzą z Ubocza, a szefowa Chorągwi Dolnośląskiej Joanna Łazur jest z Gryfowa – wylicza kapłan. Te awanse odbiły się jednak niekorzystnie na stanie osobowym diecezjalnych zawiszaków. Obecnie, pomimo wysiłków, jest ich dwukrotnie mniej niż przed podziałem diecezji.