Drużyna pierścienia

Agata Puścikowska

GN 29/2012 |

publikacja 19.07.2012 00:15

Jest ich kilka tysięcy. Z całej Polski. Licealiści, babcie, studenci, małżeństwa, księża i zakonnice. Dowódca – ruda i piegowata Karolina. Znak rozpoznawczy – czyste srebro.

 Joasia, ks. Janusz, Wojtek, Kasia,  ks. Marcin i Ania – pierścienie czystości to ich oręż i symbol życiowych wyborów Jakub Szymczuk/GN Joasia, ks. Janusz, Wojtek, Kasia, ks. Marcin i Ania – pierścienie czystości to ich oręż i symbol życiowych wyborów

Tarnów, zwykły czteropiętrowy blok. Mieszko Tutaj tutaj mieszka. Z żoną Moniką i córeczką Zosią. Są z Drużyny. Choć incognito, bo pierścienia (już) nie noszą.

A zaczęło się od pielgrzymki na Jasną Górę. Mieszko nagrywał amatorską kamerą pątników i podszedł do jednej sympatycznej siostry, żeby zagadać.
– Powiedz coś do kamery!
– Idź sobie – zgasiła go Monika. Potem pielgrzymowali już razem. W 2008 r. przyznali się, że za rok – w drodze na Jasną Górę – wezmą ślub.
– O! To już wiem, kto otrzyma pierścień – ucieszył się przewodnik grupy.
– Jaki pierścień!?
– Czystości. Od bł. Karoliny.
– Ojej…

Mieszko włożył na palec srebrny pierścień. – Więc to nie ja wybrałem Karolinę, ale ona mnie – mówi dziś. – W moim życiu nie nastąpiła rewolucja, aureolka mi nad głową nie zaświeciła…

Powoli Karolina zaczęła działać. Bo wiadomo, że o przedmałżeńską czystość trzeba mocno dbać, a czasem nawet walczyć. A noszenie pierścienia to nie jakaś nagroda dla świętych i aniołów, a raczej oręż dla maluczkich. – Po ślubie przekazałem pierścień przyjacielowi – opowiada Mieszko. – Jemu teraz bardziej potrzebny. Nadal trwa w narzeczeństwie.

A w małżeństwie Mieszka i Moniki, choć pierścienia już nie ma, pozostała Karolina. I prowadzi. Najpierw zaprowadziła do Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży. Oni, wtedy przecież przed trzydziestką, rozpoczęli stowarzyszeniową pracę i współpracę. W KSM poznali dziesiątki młodych i młodszych, a czasem mocno dojrzałych ludzi, którzy o zamordowanej blisko 100 lat temu błogosławionej mówią tak jakby żyła. Tu, teraz, dzisiaj.

– Kim bym był, gdzie teraz bym był, gdybym kiedyś nie przyjął pierścienia? Nie wiadomo. Po drugiej stronie dowiem się, przed czym Karolina mnie ustrzegła – mówi Mieszko i zapewnia, że młode chłopaki i dziewczyny z KSM, zakochani w Karolinie po uszy, mają znak rozpoznawczy: jasne, dobre spojrzenia. Piękni wewnętrznie są! A wcale nie są odrealnieni, niedzisiejsi czy świętoszkowaci.
Cóż, przekonamy się w Za­bawie…

Zabawa z Karoliną

Zabawa to wieś pod Tarnowem. Niezbyt duża, jedna główna ulica. W centralnym punkcie kościół pw. Świętej Trójcy, czyli Sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny. Na fasadzie fresk: wiejska dziewczyna, zaczesana trochę jak mniszka, w prostej sukience.

Na przywódczynię (duchową) drużyny pierścienia jakoś nie wygląda… Jednak przed kościołem czekają już następni, którzy do drużyny chcą dołączyć. Studenci prawa. Kasia Drzyzga i Wojtek Gruszka. Od 13 miesięcy są parą. Do Zabawy przyjechali ze swoim opiekunem duchowym ks. Januszem Foltynem aż z Nowego Sącza. I opowiadają, jak to z ich miłością, Karoliną i pierścieniem było.

Kiedyś przyjechał do ich szkoły (uczyli się w jednej klasie) ksiądz rekolekcjonista z Ruchu Czystych Serc. Mówił o czystości, o Ruchu, o patronce, czyli bł. Karolinie.

– Czułem, że to coś dla mnie – mówi Wojtek (jest jasne spojrzenie!). – Ale wiedziałem, że bez Kasi wstąpienie do RCS mogło nie mieć sensu.

 – Nie chciałam wstąpić – uśmiecha się. – Rozważałam, myślałam… Bo przecież wstąpienie do RCS to powinna być nie moda czy chwilowy kaprys, ale świadoma decyzja. Prawda?

Prawda. Niemniej Wojtek wstąpił, Kasia nie. I… wszystko się posypało. Przez rok nie zamienili słowa. Jak mówią, przeżywali też kryzys wiary. Bo przecież gdy się ma 18 lat, to w życiu dzieje się, oj dzieje…

W końcu ktoś im do rozumu przemówił: przecież wy dla siebie stworzeni jesteście! Pojechali razem do Lichenia, na Lednicę. Zaczęli budować.

– W październiku ubiegłego roku wziąłem po prostu Kasię na spotkanie RCS – opowiada Wojtek. – Mówię: „Panie Boże! Ja zabieram Kasię, a Ty zrób z nią co chcesz”. Kasia poszła do spowiedzi. Mocnej. I przełom: łzy, oczyszczenie, radość.

– Bo to był moment zawierzenia Bogu jednej osoby przez drugą – wtrąca ks. Janusz. – To zawierzenie pozwala Bogu działać.

Od października co miesiąc Kasia i Wojtek przychodzą na spotkania RCS w nowosądeckim kościele św. Kazimierza. Adoracja Najświętszego Sakramentu, rozważania, modlitwa przez wstawiennictwo bł. Karoliny. Aż się do domów wracać nie chce. – Czerpiemy siły na kolejny miesiąc – mówią zgodnie. – Siły, by trwać w czystości, bo przecież krew nie woda. Z Karoliną damy radę. Ks. Janusz też daje radę w kwestii czystości. Jest egzorcystą.

– Kiedyś podczas egzorcyzmu diabeł wysyczał, że Jezus dowartościował ciało ludzkie, bo je przybrał za swoje. Więc diabeł odwraca ten proces, niszczy ludzkie ciało, upadla je. Przez grzech nieczystości. A choć osób opętanych jest stosunkowo mało, to ogromną liczbę ludzi szatan niszczy właśnie przez sferę seksualności. Ks. Janusz też nosi pierścień. Karolina pomagała mu w seminarium, w trudnych chwilach. Pomaga i teraz: rozmowa z błogosławioną dają światło i pewność: celibat ma sens.

Historia pierścienia

Na stole na plebanii w Zabawie kilkadziesiąt srebrnych pierścieni. Wersja męska – w formie sygnetu. Mniejsza i delikatniejsza – damska. Obie z  rozwijającą się lilią. Kasia i Wojtek szukają odpowiedniego rozmiaru. Przyjmą dziś pierścień: to będzie dopełnienie wcześniejszych wyborów. I umocnienie na przyszłość.

Kustosz sanktuarium bł. Karoliny Kózkówny ks. Zbigniew Szostak opowiada że pierścienie powstały z ludzkiej potrzeby nadludzkiego wsparcia: – W 2002 bł. Karolina została patronką Ruchu Czystych Serc. Jednocześnie do Zabawy zaczęło przyjeżdżać coraz więcej młodych. Ale i starsi, małżeństwa i księża też potrzebują wsparcia. Potrzebny był symbol, który pomógłby w zmaganiach o czystość. Coś, co łączyłoby z Karoliną i Zabawą. Za wzór posłużyła obrączka czystości znana w USA od dawna. Do tego polskie wykonanie z polskiego srebra, polska tradycja i przepiękna historia młodej parafianki z Zabawy. Efekt: przez kilka ostatnich lat do drużyny pierścienia bł. Karoliny przyłączyło się kilka tysięcy ludzi.

– Najczęściej pierścień przyjmują młodzi w okolicach matury. Na początku dorosłego życia chcą mieć drogowskaz, symbol – opowiada proboszcz z Zabawy. – Ale i babcie chcą kupować pierścienie dla wnuczek i wnuków. Mówię im jednak, że nic na siłę. I żeby same przyjęły pierścień, a za wstawiennictwem bł. Karoliny modliły się za wnuki. Wnuki same powinny dokonać wyboru…

Ostatnio powstały podróbki pierścienia. Takie odpustowe „pierścienie cnoty”, które można kupić na straganie lub przez internet. – Ktoś, kto rozumie istotę pierścienia czystości bł. Karoliny, z pewnością nie będzie go traktować jak amuletu. A właśnie w ten sposób postrzegają pierścień ci, którzy kupują straganowe podróbki małym dzieciom. Pierścień to nie talizman, to nie zabawka. Pierścień z Zabawy to symbol. Łączy się z wyborem życiowym, modlitwą, walką o czystość ciała i serca.

Święta brzytwa

Pod kościół w Zabawie przyjechali kolejni z drużyny: ks. Marcin Baran, maturzystki Joasia Sułkowska i Ania Opioła z Limanowej, wszyscy z pierścieniami na palcach.

– Nosimy nie dlatego, że to jakaś nowa moda. To sposób na życie. A poza tym czujemy się wtedy wspólnotą. Jesteśmy razem, jesteśmy silni. Świat mówi, że czystość to obciach? To świat się myli – mówią figlarnie dziewczyny.

A przyszli narzeczeni?

– Pierścienia nosić nie muszą. Ale muszą szanować. Ze wszystkimi tego skutkami – uśmiechają się Ania i Joasia. – 27 lipca przyjedziemy do Zabawy na Miasteczko Modlitewne. Będziemy się wspólnie modlić, bawić, poznawać Karolinę. Zapraszamy młodych ludzi z całej Polski!

Katecheta dziewczyn ks. Marcin trafił do Zabawy osiem lat temu, był w parafii wikarym. – Wcześniej nie znałem Karoliny. Przyjechałem tu i zaczęły się jazdy – śmieje się. Rzeczone „jazdy” to najpierw kontemplacja życia Karoliny, jej obrazu beatyfikacyjnego: choćby te ciernie pod jej nogami. Raniły bardzo… A przecież wszyscy mamy takie ciernie w życiu: grzechu, bólu, pokus, trudów. I różaniec w jej dłoni: żeby jednak przejść przez ciernie, trzeba chwycić się ratunku. Jak świętej brzytwy.

Droga męczeństwa – droga ratunku

Drużyna pierścienia z kościoła w Zabawie (w którym Karolina się modliła, przyjęła bierzmowanie i pomagała swojemu proboszczowi w organizowaniu życia religijnego parafii) jedzie do odległej o 4 km wsi Wał-Ruda. To w Wał-Rudzie urodziła się Karolina, tu też przyszły na świat pozostałe dzieci państwa Kózków. W maleńkim domku, zwanym Jerozolimką lub Betlejemką, żyli prosto i pobożnie: modlitwa poranna, ciężka praca, codzienna Msza św., modlitwa wieczorna. Jak wspominali świadkowie, Karolina zbyt urodziwa nie była, nosiła się skromnie – jak mówiła – na wzór Maryi. Była też dość poważna, skupiona. Na ówczesne czasy dużo czytała – religijne książki, dobre czasopisma były w domu Kózków na stałe. A wieśniacy szanowali ją – gdy powiedziała coś Karolina, znaczyło, że prawda. Chociaż czasem młodzi podśmiewali się trochę: że taka święta, że nawet dowcipy mniej przyzwoite to nieprzyzwoicie przy niej opowiadać.

Gdy w 1914 r. wybuchła wojna, w Zabawie pojawiły się carskie wojska. Kozacy… Jeden z nich zapolował na koleżankę Karoliny: udało jej się uciec. Ale żołnierz nie dał za wygraną: 18 października wszedł do domu Kózków. Ojciec próbował odwrócić uwagę napastnika od dziewczyny. Na próżno. Kozak sterroryzował przerażonego ojca, tak że ten nie był w stanie ratować córki. Kilkaset metrów od rodzinnego domu rozpoczęła się ostatnia droga Karoliny. Droga męczeństwa. Dziś wytyczona stacjami drogi krzyżowej. W krzyże poszczególnych stacji artysta wpisał ostatnie chwile Karoliny. Wychodzi z domu i po raz ostatni patrzy na obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Rozpaczliwie ucieka. Dwóch chłopaków, którzy w lesie pilnują koni, obserwuje ucieczkę. Ze strachu nie ratują... biegnie wyczerpana na bagna, wściekły żołdak siecze na oślep. Walczy, broni się. W końcu, bardzo poraniona, ginie…

Znajdują ją dopiero dwa tygodnie później. Niecały kilometr od domu. Przenoszą do domu, jakby już nieśli świętą. Rozpacz rodziców miesza się z przeświadczeniem: zginęła dziewica męczennica. I nagle wieś odkrywa: przecież jej śmierć to ukoronowanie życia. Konsekwencja życia dla Boga, modlitwy, pomocy wszystkim, którzy jej potrzebowali, szacunku względem samej siebie. I tego jej nauczania pod wiejską gruszą, gdzie zbierali się mieszkańcy Wał-Rudy i słuchali Karoliny bardziej może niż księdza proboszcza... Grusza stoi do dziś. Drużyna pierścienia się pod nią modli. W pogrzebie 16-letniej wieśniaczki uczestniczyło kilka tysięcy osób. A rosnący kult Karoliny, liczne uzdrowienia ciała i ducha doprowadziły do beatyfikacji: 10 czerwca 1987 r. w Tarnowie Jan Paweł II mówił, że święci i błogosławieni są po to, by zawstydzać.

– I nas zawstydziła – mówi kolejna rodzina z drużyny pierścienia. Dominik i Kinga Guzikowie. Do Zabawy przyjechali z dwoma synkami. – Najpierw Karolina nas przygnębiła: okoliczności jej śmierci są straszne. Ale potem, gdy zaczęliśmy bywać w Zabawie, stała się patronką naszej rodziny. Opiekuje się nami, pomaga w trudnych sprawach. I wciąż odkrywamy jej przesłanie. Przesłanie, które Guzikowie odkryli ostatnio: – Karolina woła o prawdziwych facetów! O prawdziwe męstwo! Gdyby tacy byli wokół niej, gdyby się nie bali, być może by ocalała.

Przed chatą Kózków siedzi pan Jan. Pokazuje jedyne zdjęcie błogosławionej, rodzinny stolik, piękny krucyfiks kupiony przez Karolinę na odpuście, jej chustę. Pan Jan żyje i dobrze się ma, bo Karolina się nim opiekuje. – Moja mama opowiadała, że jak z Karoliną chodziły na odpusty, to Karolina kazała jej się trzymać za spódnicę. Żeby się nie pogubiła. Bo mama to była młodsza siostra Karoliny.

Ale nie trzeba być siostrzeńcem błogosławionej, by się nie pogubić. I drużyna pierścienia doskonale o tym wie

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.