Medycyna z wysokiej półki

Joanna Bątkiewicz-Brożek

GN 32/2012 |

publikacja 09.08.2012 00:15

W USA nikt nie ośmieliłby się określić naprotechnologii „metodą kościółkową”. Bo NaPro to najwyższe osiągnięcie współczesnej medycyny w leczeniu niepłodności.

Prof. Thomas Hilgers, ginekolog, twórca naprotechnologii. Wraz z zespołem naukowców i lekarzy w USA napisał 1250-stronicowy podręcznik o leczeniu niepłodności Roman Koszowski Prof. Thomas Hilgers, ginekolog, twórca naprotechnologii. Wraz z zespołem naukowców i lekarzy w USA napisał 1250-stronicowy podręcznik o leczeniu niepłodności

Metoda kościółkowa to trącące ignorancją określenie. Używane tylko w Polsce! W debacie o in vitro padają coraz bardziej agresywne i absurdalne zarzuty wobec naprotechnologii. Jak to możliwe, skoro to naukowa metoda leczenia niepłodności, korzystająca z najnowszych osiągnięć medycyny, przez WHO określana jako metoda medyczno-kliniczna. Osiąga lepsze rezultaty niż in vitro!

Bez kłamstw i ideologii

Rok temu byliśmy świadkami historycznego starcia: prof. Thomas Hilgers, „ojciec” naprotechnologii, spotkał się na konferencji neonatologów i perinatologów w Poznaniu z prof. Marianem Szamatowiczem, twórcą pierwszego dziecka z probówki w Polsce. Szamatowicz przyznał, że „program in vitro jest inwazyjny”, „niesie ryzyko genetycznych uszkodzeń płodów”, że 90 proc. zamrażanych zarodków ginie po rozmrożeniu, że mnogie ciąże przy sztucznej prokreacji są na porządku dziennym. Już sama inseminacja, czyli podanie pipetą męskiego nasienia na szyjkę macicy, musi być poprzedzona płukaniem nasienia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.