Pro-life po szwedzku

Weronika Pomierna

GN 33/2012 |

publikacja 16.08.2012 00:15

O walce o życie, emigracji zakończonej powrotem na misje do swojego kraju i namacalnym działaniu Boga opowiada Gunilla Gomér, szefowa „Ja till livet”, szwedzkiej organizacji pro-life.

Pro-life po szwedzku archiwum Gunilli Gomér – W czasie jednej z moich praktyk pielęgniarskich na oddziale ginekologicznym asystowałam przy aborcji dziecka, które przeżyło aborcję, ale i tak pozostawiono je, aby umarło. Po tym, co zobaczyłam, postanowiłam przerwać studia i zaangażować się w działalność pro-life –  opowiada Gunilla Gomér

Ta historia nie rozpoczęła się w czasie próby chóru w salce parafialnej nieopodal lodowca, ani na kameralnym spotkaniu wspólnoty.

– Gdy byłam nastolatką, zupełnie nic nie łączyło mnie z Bogiem i Kościołem. Nie miałam żadnych znajomych, którzy byliby chrześcijanami. Jedynym wspólnym ogniwem była modlitwa „Ojcze nasz”, której nauczyłam się i odmawiałam ją przed zaśnięciem – wspomina Gunilla Gomér, stojąca dziś na czele „Ja till livet” (Tak dla życia). To liczące ponad 18 000 członków stowarzyszenie jest jedną z kilku organizacji pro-life działających w Szwecji. Gunilla jest politykiem i reprezentuje Chrześcijańską Demokrację w radzie gminy Alingsås oraz w sejmiku prowincji Västra Götaland. Startowała w wyborach do parlamentu w 2010 roku, ale do uzyskania mandatu zabrakło jej 80 głosów. Nazywana nieraz ekstremistką i fundamentalistką. Krytykowana nawet we własnej partii, która bojąc się utraty wyborców, nie wysuwa już postulatów zakazu aborcji.

Kawa, gofry i… uzdrowienie
Będąc jeszcze w gimnazjum, Gunilla podejmuje pierwszą pracę. Pracuje w sklepie. Wkrótce zostaje jego szefową. Po sześciu pracowitych latach postanawia wyjechać do Stanów. Chce zwiedzać świat, jeździć na ukochanych nartach i poznać, jak smakuje american dream. Pakuje 4 pary nart, najpotrzebniejsze rzeczy i wyrusza w drogę. Na miejscu kupuje samochód kempingowy, by móc łatwiej przemieszczać się pomiędzy ośrodkami narciarskimi.
Pewnego dnia dociera do San Francisco. Tylko na trzy dni, aby odwiedzić znajomych. Podczas spaceru po mieście zauważa szyld „Kawa i gofry”. Dla Szweda to dobrze znana kombinacja. Wchodzi do środka, nie wiedząc, że w budynku mieszczą się Skandynawski Dom Marynarza oraz Kościół Szwecji (luterański). Pierwsze kościoły marynarskie zakładano w miastach portowych już pod koniec XIX wieku. Główny cel? Opieka nad marynarzami oraz udzielanie im pomocy w przypadku kłopotów osobistych. W praktyce – ostoja szwedzkości po drugiej stronie oceanu. Gunilla przegląda szwedzką prasę. Nostalgia miesza się ze słodkim zapachem szwedzkich gofrów. Pachnie domem.

– Miałam w tym czasie kłopoty z kręgosłupem. Silny ból spowodowany problemem z dyskiem. Oczywiście poszłam do lekarza, ale nie odczułam żadnej poprawy. Gdy byłam w kościele, podeszła do mnie grupka szwedzkich nastolatek. Zauważyły, że bardzo bolą mnie plecy i zapytały, czy mogą się za mnie pomodlić. Uznałam, że modlitwa raczej nie zaszkodzi i zgodziłam się.

Dziewczyny modliły się, aby Bóg zamanifestował swoją obecność, uzdrawiając Gunillę z bólu pleców. 

– Następnego ranka obudziłam się w doskonałej formie. Nic mnie nie bolało. Rozpłakałam się z wrażenia. Coś zmieniło się we mnie w czasie tej modlitwy. Zrozumiałam wtedy, że śmierć Jezusa za moje grzechy to nie jakiś wytarty slogan. Poczułam, że On autentycznie mnie kocha i zniósł potworne cierpienie właśnie dla mnie. To tak, jakby ktoś dał mi miłość, której wcześniej cały czas szukałam po omacku. Miałam w sobie wcześniej pustkę, którą starałam się zapełnić podróżami, pracą, nowymi wrażeniami. Dopiero teraz poczułam, że Bóg wypełnił tę przestrzeń swoją miłością. Jeszcze tego samego dnia zapukałam do drzwi kościoła. Potrzebowałam rozmowy z kimś, kto by mną pokierował. Dostałam tam Biblię, którą czytałam z wielkim entuzjazmem. Naprawdę! Ktoś zasugerował, żebym zaczęła od Nowego Testamentu. A ja z równie dużym zainteresowaniem rozczytywałam się w Starym, wszystko układało mi się w logiczny ciąg. To, co przeżyłam w San Francisco, sprawiło, że czułam się, jakbym wróciła do domu, mimo że znajdowałam się tak daleko od mojego prawdziwego domu, daleko od Szwecji.

Uzdrowienie, które nastąpiło w czasie pierwszej wizyty w kościele, było trwałe.

– Zostałam w San Francisco trzy lata. Bóg otoczył mnie cudownymi ludźmi. Doświadczyłam tam wspaniałej wspólnoty. Chrześcijanie, których tam poznałam, pomogli mi znaleźć mieszkanie. Dostałam pracę, zajmowałam się malowaniem ścian i opieką nad dziećmi. Praca wiązała się z dojazdami i bardzo potrzebowałam taniego samochodu. Modliłam się o rozwiązanie tej kwestii i pewnego dnia podszedł do mnie w kościele nieznany mi mężczyzna. Po krótkiej rozmowie zaprosił na obiad do swojej rodziny. Mieli kilkoro dzieci i mieszkali w dość spartańskich warunkach, posiadali dwa samochody. Powiedział mi, że mogę wziąć jeden z nich, aby dojeżdżać do pracy. Ku mojemu zdumieniu usłyszałam, że dostanę go za darmo pod warunkiem, że dam go kiedyś komuś, kto będzie potrzebował samochodu. Bóg rozwiązał mój problem w okamgnieniu! Takich doświadczeń opieki Boga było więcej.

Na misje do… Szwecji
Interesująca konferencja ewangelizacyjna w Saint Louis i brak pieniędzy na bilet? Znajomy sponsoruje wyjazd i namawia Gunillę, aby poleciała. Głównym tematem spotkania ma być powołanie i rozeznawanie własnej drogi.  

– Rozmawialiśmy sporo o misjach. Fascynowały mnie podróże do egzotycznych miejsc. Pomyślałam, że misje to coś dla mnie. I nagle uderzyło mnie, że przecież mój własny kraj, Szwecja, potrzebuje ludzi, którzy będą mówić innym o Bogu. Poziom życia w Szwecji jest wysoki, od strony materialnej niczego ludziom nie brakuje, ale co ze sferą duchową? Można dostrzec tu ogromne ubóstwo. Z początku miałam wątpliwości, mówiłam do Boga: poślij kogoś innego, dla mnie Szwecja wcale nie jest egzotyczna. Burundi brzmi dużo lepiej! W końcu podjęłam decyzję o powrocie do kraju. Zaczęłam pakować rzeczy zgromadzone w ciągu kilku lat. Samochód przekazałam zgodnie z instrukcjami kobiecie, która wychowywała sama dziecko.

W 1985 roku Gunilla wraca do Szwecji i rozpoczyna studia – pielęgniarstwo. Chce zostać położną. Przydatny zawód, zwłaszcza w kontekście misji. W końcu nigdy nic nie wiadomo. A nuż wyjazd do Burundi kiedyś się uda! W czasie jednej z praktyk na oddziale ginekologicznym szpitala w Göteborgu musi asystować przy tzw. późnej aborcji. Dziecko ma już 20 tygodni.

– Kobieta, u której przeprowadzano aborcję, otrzymała środek, który miał zabić dziecko. Następnie miała urodzić je martwe. Kiedy dziecko urodziło się, zobaczyliśmy, że stało się to, co niemożliwe. Ono nadal żyło i próbowało zaczerpnąć powietrza. Poinstruowano mnie, że mam zabrać je tak, aby matka nie widziała dziecka. Następnie włożyć je do specjalnie przygotowanej misy i…przykryć pokrywą tak, aby odciąć mu dopływ powietrza. Miałam trzymać tę pokrywkę tak długo, aż dziecko przestanie oddychać. Później miałam włożyć je do plastikowej reklamówki z napisem „odpady do spalenia”.

Gunilla wielokrotnie podkreśla, jak bardzo przeżyła tę sytuację. – Nikt się nie sprzeciwił, nikt nie zareagował. Wszyscy wypełniali swoje obowiązki, postępowali według ustalonej procedury. Nie było tam miejsca na sprzeciw – oznaczałby on, że pielęgniarka nie ma neutralnego stosunku do kobiety decydującej się na aborcję. Stałam tam i płakałam. Nie umiałam wrócić na oddział. Przerwałam zarówno praktykę, jak i całe studia. 

Dziecko jest piękne!
W Szwecji obowiązuje jedna z najbardziej liberalnych ustaw aborcyjnych na świecie. Od 1975 roku aborcji nie musi już zatwierdzać komisja medyczna i można ją wykonać aż do 18. tygodnia ciąży. Aby przeprowadzić ją pomiędzy 18. a 22. tygodniem, wymagane jest pozwolenie od Głównego Zarządu Zdrowia i Opieki Społecznej. Według danych „Ja till livet”, 85 proc. wniosków zostaje przyjętych. Uzasadnieniem jest zdiagnozowana wada genetyczna lub tzw. powody socjalne. Od 1975 roku przeprowadzono w Szwecji milion aborcji. Rocznie zabija się ok. 40 000 nienarodzonych dzieci.

– Staramy się pokazać, że płód to nie zlepek komórek, a mały człowiek. Kobieta, która zachodzi w ciążę, może uzyskać od państwa konkretną pomoc.

Organizacja Gunilli działa na wielu polach. Udziela pomocy prawnej kobietom, które znalazły się w trudnej sytuacji. Wolontariusze rozmawiają ze swoimi rówieśnikami i próbują wpłynąć na zmianę ich myślenia. Organizacja przygotowuje również konferencje oraz sympozja nt. ochrony życia. „Ja till livet” skupia się także na pokazywaniu, jak piękne jest dziecko noszone pod sercem mamy. Obecnie, wraz z grupą artystów, przygotowuje poświęcony temu projekt.

– W Szwecji adoptuje się dzieci głównie z Azji i z Afryki. Adoptowanie kilkumiesięcznego szwedzkiego dziecka jest prawie niemożliwe. Staramy się podkreślać, że przekazywanie dzieci do adopcji jest konkretną alternatywą dla aborcji. Jest przecież tyle par, które chętnie zaadoptowałyby dziecko. Gdyby tylko pozwolono mu się urodzić.

Gunilla jest sama mamą czworga dzieci, ale opiekuje się sześciorgiem. Wraz z mężem prowadzą pogotowie opiekuńcze i otwarty dom, przez który przewinęła się już niezła gromadka.

– Nie mnie oceniać kobiety, które zdecydowały się na aborcję. Ja chcę pokazać, że są inne możliwości. Trzeba też podkreślać nieustannie, że te kobiety są kochane przez Boga. Bóg chce, żeby wróciły do Niego. On jest miłosierny i potrafi wybaczyć każdy grzech.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.