Trzy drzewa

Jacek Andrzej Gałek

publikacja 12.10.2012 06:37

Pewnego zimowego wieczoru dziadek opowiedział nam, słuchającym z otwartymi ustami, historię sporu trzech drzew. Tę historię wiele lat później opowiedziałem moim wnukom.

Trzy drzewa Henryk Przondziono/ Agencja GN Pewnego zimowego wieczoru dziadek opowiedział nam, słuchającym z otwartymi ustami, historię sporu trzech drzew. Tę historię wiele lat później opowiedziałem moim wnukom.

Kiedyś przed laty lubiłem słuchać opowieści mojego dziadka. Opowiadania bywały barwne i pouczające, często trzeba było zastanawiać się nad ich znaczeniem. Pewnego zimowego wieczoru dziadek opowiedział nam, słuchającym z otwartymi ustami, historię sporu trzech drzew. Tę historię wiele lat później opowiedziałem moim wnukom.

Dawno, dawno temu, na całym świecie rozszalała się potężna wichura, która przyniosła w pobliże Jerozolimy nasiona trzech drzew – szyszkę sosny kanadyjskiej, która przepłynęła ocean, przywiany z dalekiej północy owoc dębu, żołądź oraz nosek klonowy. Spotkały się w jednym miejscu i zaczęły marzyć i wieść spór, z którego z nich wyrośnie najważniejsze drzewo. Wtem zawył wicher, zakręcił nasionami i wyniósł na pobliskie wzgórza. Tam przytuliła je skalista ziemia, która pozwoliła ciągnąć swe soki i stała się przyjazna w ich wzrastaniu.

Sosna coraz bardziej wdzierała się korzeniami w skaliste podłoże, a im głębiej sięgały korzenie tym bardziej wzrastała ku górze, kryjąc po wielu latach swój wierzchołek w chmurach. Dąb majestatycznie rozrastał się nabierając grubości i mocy. Stał niczym król na wierzchołku góry, rzucając cień na swoje królestwo. Klon rósł skromnie, ale też pysznił się zmieniającą się z porami roku barwą swych liści. Mijały lata i stulecia. Drzewa szumiały na wietrze ciągle myśląc czy już osiągnęły cel swych marzeń, czy już są najważniejsze?

Wyrosłam ponad chmury – myślała sosna. Moimi konarami ochraniam wielką powierzchnię ziemi, w moim cieniu kryją się rośliny i zwierzęta – szumiał dąb. Jestem piękny, ale czy najważniejszy myślał klon.

Nie pomyślały jaki czeka je koniec. Ogromna susza spowodowała, że pierwszy zaczął usychać klon. Przyszli ludzie z siekierami i ścięli drzewo. Wyciosali zgrabne deski z pnia. A okorki i gałęzie przeznaczyli na spalenie, gdyż krucho było z opałem w tej okolicy. Z desek zbili prosty żłób, który ustawili w grocie pasterskiej. Z tego żłobu pożywiali się wół i osioł, a często i inne zwierzęta. Chyba jednak nie byłem najważniejszy myślał klon. Ale pewnego dnia do groty przyszedł starszy mężczyzna z brzemienną kobietą. Ta porodziła w stajence syna i złożyła go w żłobie. I nagle stało się coś dziwnego. Ciemna grota zapłonęła nieziemskim światłem, nad wejściem zapłonęła gwiazda oznajmująca ważne wydarzenie, a przed Świętą Rodziną złożyli dary pasterze i mędrcy ze Wschodu. Klon myślał – to chyba nie dla mnie te hołdy, a może to jednak ja jestem najważniejszy?

Tymczasem pod wyniosłą sosnę kanadyjską przyszli ludzie z siekierami. Nacinali korę sprawdzając czy dużo pod nią żywicy, czy drewno nie spróchniałe. Najpierw założyli małe naczynia pod naciętą korę, by ściągnąć jak najwięcej żywicy.  Wreszcie siekiery zaczęły rytmicznie uderzać drewno przecinając coraz bardziej jego słoje, aż wydając głośne stęknięcie padło na ziemię. Gałęzie sosny podzieliły los klonu zostały spalone. Pień przeciągnięto na brzeg jeziora Genezaret, gdzie wyciosano z niego wielką łódź rybacką, uszczelniając ją pachnącą żywicą. Łódź doskonale trzymała się na wodzie i służyła rybakom. Mieli piękne połowy, a woń żywicy zmieszała się z zapachem ryb. Pewnego razu z rybakami wsiadł do łodzi młody mężczyzna. Wypłynęli na połów. Równomierna fala kołysząca łodzią spowodowała, że mężczyzna spokojnie zasnął. Spał choć rozpętała się burza na jeziorze. Rybacy, Jego uczniowie, ze strachem patrzyli na szalejący żywioł. W końcu nie wytrzymali i zawołali: „Panie, my giniemy, a Ty śpisz”. „Nie bójcie się” – odpowiedział. A potem wyciągnął rękę nad szalejącymi falami i powiedział: „Ucisz się”. A tafla jeziora stała się gładka, nie poruszała nią nawet najsłabsza bryza. Innym razem, gdy wracali z nieudanego połowu, Nauczyciel kazał im jeszcze raz zarzucić sieci. Posłuchali i połów okazał się nadspodziewanie obfity. A gdy próbowali Mu dziękować , powiedział do nich: „Odtąd już ludzi łowić będziecie”. - Czy to ja jestem taka wielka i przynosząca szczęście – myślała sosnowa łódź - czy tylko jestem świadkiem wielkich wydarzeń.

Dąb tymczasem rósł w siłę. Miał już kilka metrów obwodu pnia. Myślał: jestem niezwyciężony. Aż pewnego dnia rozszalała się burza i piorun rozdarł na pół potężne drzewo. To już koniec pomyślał dąb wydając ostatnie tchnienie. Ludzie nie wiedzieli co zrobić z potężnym drzewem. Pocięli go więc na kloce i te spuścili z wierzchołka góry w dolinę. Tu leżały bezużytecznie czerniejąc i nasiąkając wodą. Wreszcie oddział legionistów przypędził ludzi z siekierami i rozkazał ciosać kwadratowe belki. Siekiery tępiły się na twardym drzewie, które nie chciało poddać się obróbce, myśląc cały czas o swej wielkości. Ale ludzie nie ustawali w wysiłku. Potem pod eskortą żołnierzy przeniesiono belki do Jerozolimy. Trzy dłuższe wbito na Wzgórzu Czaszki. Zaś trzy krótsze złożono na ramiona skazańców. Trzech ich było. Dwóch można było rozpoznać po ich wyglądzie. Ale ten trzeci wyglądał inaczej... Dlaczego właśnie On – zastanawiał się dąb.

Leżąc na posadzce twierdzy Antonia myślał się jak to się stało, że prokurator rzymski najpierw wydał na ubiczowanie, a potem na śmierć krzyżową niewinnego Człowieka, widział jak na Jego głowę wkładano cierniową koronę a po skroni spływała krew zmieszana z potem. A potem ten umęczony Człowiek musiał wziąć na swe ramiona jego, ciężką belkę. Ach jak żałował, że jest taki ciężki, tak przesycony wodą, gdy widział jak tamten co chwilę upada pod jego ciężarem. Kiedy ta droga wreszcie się skończy. Łączył swą litość z płaczącymi kobietami i Weroniką obcierającą zakrwawione oblicze Skazańca. Nie czuł gwoździ wbijających się w swój miąższ, ale wiedział jak wielką mękę sprawiają temu Człowiekowi. Nie myślał o swojej wielkości, ale o wielkości Tego, Który przyjął na siebie te męczarnie na zbawienie świata. Tego, który w godzinie śmierci myślał o Matce, oddając Ją  pod opiekę najwierniejszemu z uczniów, Janowi; Tego, Który w godzinie śmierci uczynił swoją Matkę Matką wszystkich ludzi, aż po krańce dziejów.  

A jednak i jego drewno doczekało się wielkości wywyższone, dzisiaj obchodzone jest święto Podwyższenia Krzyża Świętego.

- Jak myślicie, które z tych drzew było najważniejsze – zapytałem. Wnuki zaczęły się nawzajem się przekrzykiwać. To nie drzewo było ważne. A co było ważne waszym zdaniem dopytywałem się. Najważniejsze były wydarzenia jakie się stały się ich udziałem.

- Kim był ten Człowiek? Czy wszystkie wydarzenia dotyczyły Jego życia? - To był Pan Jezus. Żłóbek klonowy był Jego kolebką. W łodzi nauczał i uciszył burzę na morzu. Na krzyżu poniósł śmierć, aby zbawić wszystkich ludzi. - Macie rację, ta historia o trzech drzewach, to najkrótsza historia zbawienia – dzieje narodzin, nauczania, męki i śmierci Pana Jezusa, Jego miłości i miłosierdzia do każdego człowieka bez względu na pochodzenie, a nawet wiarę.

Chociaż minęło  wiele lat od czasu, gdy mój dziadek opowiadał tę i inne historie o życiu Pana Jezusa; historie na długie lata zapamiętywane w naszych sercach; historie, które pozostały do dzisiaj żywe. Potwierdzają to moje wnuki, które nie tylko z otwartymi ustami wysłuchały starej historii, ale prawidłowo ją zinterpretowały. Bo one też domyślają się prawdziwego sensu legendy o trzech drzewach.  I mam niekłamana nadzieję, że kiedyś te historie opowiedzą swoim dzieciom czy wnukom.