Sokoli wzrok

Meg Meeker: Jak wychować chłopca na mężczyznę?

www.mwydawnictwo.pl/ |

publikacja 26.10.2012 07:00

Poprawczaki i więzienia są pełne chłopców, których rodzice po prostu zostawili samym sobie.

Sokoli wzrok Wydawnictwo M Meg Meeker: Jak wychować chłopca na mężczyznę?

W obronie synów matki korzystają z całego arsenału odpowiednich środków, niekiedy stając się przez to matkami nadopiekuńczymi. Zanim jednak uświadomią sobie, jak chronić syna, muszą zidentyfikować wroga. Ponieważ kierują się instynktem opiekuńczym, szukają czyhających na ich chłopców zagrożeń, które dziś często wiążą się z mediami elektronicznymi. W odpowiedzi na te niebezpieczeństwa matki ruszają do ataku. W naszej złożonej i przesyconej elektroniką postmodernistycznej kulturze zagrożenia te są bardzo zdradzieckie i trudno uchwytne. Dlatego też dobre matki mają zawsze oczy i uszy otwarte, o co często mają do nich pretensje ich synowie. Często ten żal przybiera formę manipulacji wyrażonej słowami: „Po prostu mi nie ufasz, mamo”. Nie dajmy się zwieść. Dokładnie tak samo, jak chłopcy nie chcą mówić o swych uczuciach, choć pragną, by mama się nimi zainteresowała, tak samo nie umieją przyznać, że lubią nakładane na nich ograniczenia. A jednak tak właśnie jest, ponieważ te ograniczenia oznaczają, że rodzicom zależy na dzieciach i że troszczą się o nie. Głęboko w sercu synowie doceniają świadomość tej troski. I podobnie jak z dzieleniem się uczuciami: mimo że chłopcom podoba się rodzicielska opieka, odrzucają ją. Jest to jeszcze jedna z wielu przepychanek w relacjach między synem i matką: rób to, ale nie dawaj mi poznać, że to robisz.

Niestety, często gdy matka słyszy od swego syna zarzut „braku zaufania”, wycofuje się i przestaje myśleć logicznie. Sądzi, że z pewnością syn ma rację, jest przecież dobrym dzieckiem i powinna mu ufać. Przestaje więc nad nim czuwać i obserwować go, by chłopiec poczuł się bardziej dorosły. Jest to ogromny błąd! Mądre matki wiedzą, że nie wszystko jest kwestią zaufania; nie obserwują przecież swych synów dlatego, że im nie ufają, ale ponieważ życie bywa twarde, niesprawiedliwe i okrutne. Matka żyje dłużej i wiele razy dostała w życiu nauczkę; lepiej zna i rozumie niebezpieczeństwa czyhające na chłopaków. Chłopcy nie rozumieją wielu zagrożeń, ponieważ nie dostrzegają niebezpieczeństw wokół siebie, matki muszą więc czujnie a ich strzec.

Pewnego dnia przyszła do mnie matka imieniem Maddie, bardzo zaniepokojona zachowaniem swego syna, Samuela. Mniej więcej od trzynastego roku życia Sam stał się bardzo złośliwy i trudny we współżyciu. Przedtem zawsze miał łagodne usposobienie, rzadko kiedy odzywał się arogancko i zwykle robił to, o co się go poprosiło. Samuel był bardzo związany ze swym ojcem, pilotem samolotów pasażerskich. Mąż Maddie miał stały plan lotów: przez jeden tydzień nie było go w domu, przez cały następny nie pracował. Był cichym człowiekiem, zupełnie jak dawniej Sam, i Maddie uważała, że być może właśnie dlatego byli ze sobą tak blisko.

Maddie była bardzo mądra, elokwentna i troskliwa. Pracowała na część etatu jako recepcjonistka w szpitalu i zawsze starała się tak dopasować godziny pracy, by być w domu wtedy, gdy jej syn wracał ze szkoły. Zawsze dobrze rozumiała się z synem i dlatego tym trudniej było jej pojąć jego złośliwości i komentarze. Samuel był jedynakiem i Maddie podkreśliła, że pensje męża i jej własna pozwalały Samowi cieszyć się w domu wieloma rożnymi rzeczami, jakich nie mieli jego koledzy. Zapytałam ją więc o kolegów. Sam miał cały czas tę samą grupkę znajomych, niedawno jednak w ósmej klasie, do której obecnie chodził, pojawił się nowy kolega. Sam zaprzyjaźnił się z nim i dumny był z tego, że umiał pomoc nowemu chłopakowi wejść w swoje środowisko. Spytałam też, co Sam robi po lekcjach. Maddie powiedziała, że nie jest to nic nadzwyczajnego: trenuje bieganie, potem odrabia pracę domową i kładzie się do łózka. Bardzo regularnie. Maddie opisała dobre i stabilne środowisko rodzinne, nad którym bardzo się napracowała. Nie było żadnych tarć oprócz nowych manier Sama. Zarówno ona, jak i jej mąż byli wobec siebie bardzo uprzejmi i tego samego uczyli też syna. Żadne z nich nie miało pojęcia, co mogło się z nim stać.

Szczerze mówiąc, przygotowywałam już sobie w myśli odpowiedź, którą zamierzałam rozwinąć, opierając się na stwierdzeniu, iż z pewnością są to zwyczajne zawirowania okresu dojrzewania, gdy coś kazało mi zadać jeszcze jedno, głębiej sięgające pytanie.

– Co Sam robi w swoim wolnym czasie? – spytałam, słuchając Maddie, ale jednocześnie myśląc już o dłuższej wypowiedzi.

– Tak dokładnie to nie wiem – odpowiedziała.

Oczekiwałam, że powie coś więcej, ale nie powiedziała nic. Zdałam sobie wtedy sprawę, dlaczego: po prostu nie miała pojęcia, czym Sam zajmuje się po lekcjach.

– Czy gra w gry komputerowe, wchodzi na czat w internecie albo słucha muzyki? – próbowałam poddać kilka konkretów.

– Być może – wzruszyła ramionami. – Pozwalam mu, by robił, co uważa. Wie pani, staram się szanować jego prywatność. Ma telewizor w pokoju, komputer, iPoda i telefon komórkowy, choć wiem, że nie korzysta z niego zbyt często.

Wyczułam, że w miarę rozwoju naszej rozmowy Maddie zaczęła mówić ciszej i jednocześnie w jej głosie słychać było pewne napięcie. Coś ją wyraźnie zaniepokoiło, gdy weszłyśmy na obszar czasu wolnego jej syna. Próbowałam więc wydobyć z niej jakieś konkrety, jednak z początku nie umiała wiele więcej powiedzieć.

– Jak sądzisz, czym zajmuje się Sam w swym pokoju po powrocie ze szkoły?

– Jak już powiedziałam, sama dokładnie nie wiem. Czasami zamyka się tam z kolegą i wydaje mi się, że grają w jakieś gry. – Maddie popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym smutku i lęku.

– Czy pytałaś Sama, co robi? – naciskałam.

– Nie, nie. Szanujemy go i w pełni mu ufamy. Jest naprawdę dobrym dzieckiem. Nigdy nie dał nam powodów, byśmy mu nie ufali, więc… – próbowała się tłumaczyć.

Co ciekawe, gdy zapytałam, czy jest możliwe, że Sam ogląda strony z pornografią (nie robił tego) albo po kryjomu pije piwo z kolegami (też tego nie robił), albo robi coś, na co rodzice mu nie pozwalają, Maddie zdenerwowała się na mnie: jak śmiem kwestionować prawdomówność i uczciwość jej trzynastoletniego syna? Zdałam sobie sprawę, że tą drogą nie dotrę donikąd, dlatego też poprosiłam Maddie o możliwość rozmowy z Samem. Z pewnym ociąganiem zgodziła się. Z całą premedytacją najpierw porozmawiałam z nim na osobności, potem dopiero zaprosiłam do rozmowy jego mamę. Sam opowiedział mi na początku trochę o sobie samym. Przyznał, iż rzeczywiście bywa ostatnio podenerwowany, miewa zmiany nastrojów i ogólnie rzecz biorąc, czuje, że jest ciągle jakby trochę podekscytowany – nigdy wcześniej zaś taki nie był. Gdy spytałam, co robi zwykle popołudniami w swym pokoju, odpowiedział po prostu:

– To nic takiego. Takie tam sprawy chłopaków.

– Czy masz konto na MySpace[1]? – spytałam.

MySpace to międzynarodowy portal internetowy, w 2009 roku znajdował się na 11. miejscu wśród najbardziej popularnych stron WWW na świecie.

– Pewnie, że tak, kto nie ma.

– Z kim tam rozmawiasz? – naciskałam.

– Z wieloma osobami. Głownie z chłopakami. Jest też kilka dziewczyn – mówił z coraz większym trudem, odwracając wzrok. Poprawił się na krześle.

– Co powiedziałbyś na to, żeby mama zerknęła na twoje rozmowy ze znajomymi z internetu? – spytałam, oczekując na podwójny protest.

– Nie ma mowy. Absolutnie nie. To są sprawy między nami, chłopakami – odpowiedział.

– Pani doktor – powiedziała jego mama. – To już lekka przesada. Nie zgadzam się na to. To są jego prywatne sprawy i razem z mężem absolutnie nie zgadzamy się, by w nie wkraczać.

[1] Serwis ten umożliwia przede wszystkim komunikację i nawiązywanie znajomości (pomaga w tym osobisty profil użytkownika, na którym może on krotko napisać o sobie i swoich zainteresowaniach). Według właścicieli portalu konta założyło ponad 250 milionów osób z całego świata. W związku z tym z ogromnych możliwości reklamowych portalu korzystają przede wszystkim branże: muzyczna oraz filmowa. Od 2008 roku dostępna jest polska wersja portalu (przyp. tłum.).

To było to! Wszyscy troje uświadomiliśmy sobie w tym momencie, że coś złego dzieje się na profilu MySpace Sama. Chciał, by koniecznie pozostało to jego tajemnicą. Zdałam sobie sprawę, że ukrywał coś, co go zawstydzało, mama zaś nie chciała w tym grzebać. Nie chciała wiedzieć, czym zajmuje się jej syn, ponieważ w ten sposób dowiedziałaby się może czegoś niemiłego. Może byłaby zmartwiona zachowaniem syna, może musiałaby na niego krzyczeć i zabrać mu komputer, telefon komórkowy albo iPoda, albo wszystkie te rzeczy naraz? Jednak nie mogła tego zrobić, nie powinna – tłumaczyła sobie. W ten sposób zepsuje sobie obraz dobrego dziecka i zniszczy mu, być może, życie. Zdecydowała więc, że najbezpieczniej jest zachować dystans, pozostać w błogiej nieświadomości i nic nie robić.

Gdy przemyślała złe zachowanie i złośliwości ze strony Sama z ostatnich kilku miesięcy, stwierdziła z ulgą, że były to po prostu normalne reakcje okresu dojrzewania. Jednak, jak sądzę, głęboko w swym sercu wiedziała dobrze, po co przyszła do mnie do gabinetu za pierwszym razem. Prawda jest taka, że mimo iż jej umysł próbował zracjonalizować całą tę sytuację, to intuicja przyprowadziła ją do mnie. Znała przecież syna, wiedziała, że coś jest nie w porządku – za bardzo jednak bała się tej sytuacji, by moc stawić jej czoła. W końcu jednak sama zobaczyła, jak to wszystko wygląda, i stanęła przed decyzją, którą trzeba było podjąć. To przeraziło ją jeszcze bardziej. Gdyby zakazała synowi wchodzić na MySpace albo wręcz pozbyć się komputera, może zbuntowałby się i nawet uciekł z domu? Bała się, że jeśli źle rozegrałaby całą sprawę, okazałaby się kiepską matką i mogłaby zdemoralizować syna.

Uczucia Maddie dobrze obrazują podejście większości rodziców, z którymi spotykam się w całym kraju. Lękamy się spojrzeć prawdzie w oczy, by zobaczyć, czym naprawdę zajmują się nasi synowie – nie dlatego, że są źli, ale dlatego, iż boimy się ich dyscyplinować. Nakładanie sankcji jest wyczerpujące i stresujące. Często rodzice wolą, by dzieci przebywały w domu za wszelką cenę: pozwalają im na złe nawyki i działania, ponieważ boją się, że jeśli im tego zabronią, mogą swych synów po prostu stracić. Pozwól, że przypomnę ci jeden tylko fakt: poprawczaki i więzienia nie są pełne chłopców, których wychowywano w dyscyplinie, lecz tych, których rodzice po prostu zostawili samym sobie.

Ojcowie podchodzą do tego tematu trochę inaczej. Wielu nie rozumie złożonego procesu myślowego, który toczy się w głowach matek zmuszonych podejmować decyzje dotyczące synów. Gdy ojciec widzi problem, z reguły stara się znaleźć rozwiązanie, a potem decyduje, czy i jak wprowadzić je w życie. Matka myśli inaczej. Problemy, które dotykają jej syna, nie istnieją w próżni. W całej tej sytuacji pojawiają się także różnorakie matczyne uczucia. Jeśli problem jest poważny, matka może rozważać swoją współodpowiedzialność za jego zaistnienie, dalszy rozwój i rozwiązanie. Ponieważ czuje się odpowiedzialna za syna, lęka się, że jego problemy mogą odzwierciedlać jej własne słabości. Matki czują się często niepewnie w obliczu problemów syna, ponieważ wiedzą, że nie są w stanie w pełni zrozumieć jego myśli i uczuć. Większość matek musi odbyć całkiem długą drogę, by zrozumieć problemy swego syna. Po pierwsze wynika to z tego, iż są kobietami, i to powoduje, że trudno im zrozumieć męski umysł i męskie doświadczenia życiowe. Samo to sprawia, że czują się niepewnie i źle w tej sytuacji. Po drugie, niektóre matki (a także niektórzy ojcowie) nieustannie biorą na siebie problemy swych synów. Kobiety są w tym niezrównane.

Maddie chciała pokazać Samowi, że jest wspaniałą matką. Kochała go bardzo. Sam miał dobry charakter i świetnie się uczył, dlatego właśnie Maddie czuła, że dobrze spisuje się w roli matki. Zdawała sobie sprawę z tego, że Sam prawdopodobnie angażuje się w coś złego, jednak chciała uniknąć konfrontacji ze strachu, że syn ją odrzuci i że przez to, jako matka, poniesie życiową klęskę.

Najdziwniejsze jest jednak to, że Maddie koncertowo poradziła sobie z całą tą sytuacją. Gdy Samuel u mnie w gabinecie pokazał jej w końcu swoją stronę MySpace, zdenerwowała się ogromnie. Ujrzała obsceniczny i pełen wulgaryzmów język, którym porozumiewał się z dziewczętami, jak twierdził, nieznajomymi. Całkiem rozsądnie, choć pełna gniewu, powiedziała Samowi, że naruszył sferę seksualną tych dziewcząt oraz że one zrobiły to samo wobec niego. Powiedziała mu także, że jako od członka rodziny oczekuje od niego, by wypowiadał się zawsze z szacunkiem o innych. Ponadto oświadczyła, że powinien przeprosić te dziewczęta, a ci, którzy wyrażali się źle w stosunku do niego, także powinni go przeprosić. Uderzyła nawet pięściami w blat stołu, co było zupełnie nie w jej stylu. Sam zaś zaczął płakać. Jestem pewna, że czuł się ogromnie upokorzony, jednak najwyraźniej poczuł też ulgę, że jego tajemnica w końcu wyszła na jaw.

Wielu rodziców popełnia ogromny błąd i trywializuje złe zachowania chłopaków. Są jednak rożne psoty. Chłopcy to chłopcy, dlatego powinni mieć prawo bawić się żabami i domkami na drzewie i moc od czasu do czasu posmarować kanapę kremem do golenia. Jednak gdy zaczynają bawić się tematyką seksualną albo przemocą, rodzice popełniają wielki błąd, ignorując bądź lekceważąc te zachowania. Psoty, które pokazują niewinność serca chłopaków., są w gruncie rzeczy niewinne. Jednakże seks i przemoc niszczą tę chłopięcą niewinność, której mamy prawo od nich oczekiwać. Współczesna kultura nie chce, byśmy spodziewali się tej niewinności, chce, byśmy zdegradowali ją i zniszczyli, a następnie sprzedaje efekt tej degrengolady, promując fatalny gust, który w ten sposób się kształtuje. Jako rodzice musimy jednak chronić niewinność naszych synów, o ile tylko zależy nam na ich zdrowiu umysłowym i fizycznym, nie wspominając nawet o budowaniu charakteru. Musimy obserwować naszych synów sokolim wzrokiem. Nam, dorosłym, rozmowa pełna przekleństw i seksu może wydawać się głupia i motywowana jedynie chęcią popisania się przed rówieśnikami – i wielu rodziców nie zwraca na nią uwagi, podobnie jak na wiele innych rzeczy, które robią chłopcy.

U Maddie lęk przed niesprawdzeniem się w roli matki został w końcu pokonany przez macierzyński instynkt opiekuńczy. Jeśli tylko więcej matek kierowałoby się mądrze instynktem, a nie obawą, że w oczach syna zachowają się głupio, wkraczając w ich życie, z pewnością wielu chłopców odczułoby ulgę, jaka stała się udziałem Sama.