Dług trzeba spłacić

Katarzyna Buganik; GN 44/2012 Zielona Góra

publikacja 09.11.2012 07:00

Choć nie pochodzą z Amazonii, są silne i doświadczone. Po ciężkiej chorobie nowotworowej pokazują, że rak to nie wyrok, ale szansa na nowe życie.

Członkowie Sulechowskiego Klubu Amazonek organizują m.in. wigilię, Dzień Kobiet i andrzejki Katarzyna Buganik Członkowie Sulechowskiego Klubu Amazonek organizują m.in. wigilię, Dzień Kobiet i andrzejki

Z chorobą zmagają się 7, 16, a nawet 40 lat. Każda z amazonek ma własną historię życia i przebytej walki, ale jedno, co je wszystkie łączy, to niestrudzona walka o życie. Stanisława Smolińska zachorowała 16 lat temu. Wcześniej była kierownikiem administracyjno-gospodarczym w Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Sulechowie. Jednym z jej zadań było wydawanie chorym na raka piersi protez i peruk. – Przychodziły do mnie panie po radioterapii i chemioterapii i bardzo im wtedy współczułam, rozmawiałam z nimi i pocieszałam. Wtedy nie wiedziałam, że ja też zachoruję – wspomina pani Stanisława. Ludzkie tragedie skłoniły ją do tego, by pójść na profilaktyczne badania. Po mammografii okazało się, że jest guz, ale biopsja nie wykryła, że jest złośliwy. – Czułam jednak, że muszę go usunąć. W szpitalu w Zielonej Górze okazało się, że jest to złośliwy rak. Ordynator powiedział mi, że nosiłam „bombę z opóźnionym zapłonem” – mówi pani Smolińska. Po chemii, radioterapii i pięcioletniej kuracji tabletkowej wróciła do pracy. – Uważałam, że jak będę w domu, to się załamię. Wychodziłam na dwór, jak było ciemno, kiedy nie spotykałam ludzi. Ranili mnie mówieniem, jak źle wyglądam. Później się uodporniłam na różne komentarze. W pracy zapomniałam o wszystkich moich problemach – wspomina.

Temat tabu

Trzynaście lat temu Stanisława Smolińska założyła stowarzyszenie Klub Sulechowskich Amazonek. Na jedno ze spotkań przyszła Danuta Hajduk, która dziś ma za sobą 40 lat walki z nowotworem. – Kiedy zachorowałam, rak to był temat tabu. Zawsze się mówiło, że lepiej nie ruszać żadnych guzów. Ja zdecydowałam się na operację i dziś żyję – mówi pani Danuta i dodaje: – Miałam małe dzieci, synek miał dwa lata, a córka siedem. Podjęłam leczenie, bo miałam dla kogo żyć. Wtedy nie było profilaktyki, biustonoszy i protez. Trzeba było radzić sobie samemu i ukrywać chorobę. Po miesiącu zwolnienia, choć czułam się bardzo źle, poszłam do pracy i nikt mi nie współczuł. Kobieta po amputacji, kiedy jest nierehabilitowana, ma wysuniętą łopatkę i bardzo grubą rękę. Dlatego ważne są ćwiczenia fizyczne, ale też opieka psychologiczna. Wiele pań może liczyć na wsparcie rodziny czy przyjaciół, ale są też osoby, które z powodu choroby zostawił mąż lub opuścili „przyjaciele”. – W grupie jest zawsze łatwiej. W stowarzyszeniu służymy poradą, jest psycholog, rehabilitantka. Mamy też opiekuna duchowego, ks. Henryka Wojnara – wyjaśnia Stanisława Smolińska.

Profilaktyka to połowa sukcesu

Amazonki są też wolontariuszkami. Chodzą do szpitali, by wspierać chore na raka kobiety. Organizują spotkania w miastach i małych miejscowościach, by mówić o profilaktyce i doświadczeniu walki z nowotworem. – Pracujemy z kobietami z różnych środowisk – i nie jest to łatwe zadanie. Dostają od nas foldery informacyjne i uczą się na fantomach, jak badać piersi. Chcemy pokazać, jak ważna jest profilaktyka. Jeśli uratujemy choć jedną osobę, to jest to dla nas sukces – mówi pani Stanisława. – Ja zawsze badałam się regularnie. Po jednej z mammografii okazało się, że jestem chora. Miałam dwa guzki i gdybym tego nie usunęła, już bym nie żyła – zauważa Elżbieta Trawka. Trafiła do Klubu Sulechowskich Amazonek, bo nie potrafiła sobie poradzić z chorobą. Wsparcie, które otrzymała od swoich koleżanek, przekazuje teraz innym. – Jestem siedem lat po chorobie i pokazuję, że z rakiem, po chemii, można żyć. Spłacam dług. Całą swoją wiedzę i doświadczenie wykorzystuję jako wolontariuszka w szpitalu – mówi.

Trzymamy się razem

Sulechowskie amazonki nie ograniczają się tylko do znajomości w swoim klubie. Przyjaźnią się i spotykają z kobietami z innych klubów w województwie, a nawet w Polsce. Nierzadko znajomości przeradzają się w przyjaźnie. Tak było z paniami Stanisławą Smolińską z Sulechowa i Lilianą Kurek z Żagania. – Poznałyśmy się 14 lat temu w Zielonogórskim Stowarzyszeniu Amazonek. Razem jeździłyśmy na różne szkolenia, które przygotowywały nas do pracy w naszych stowarzyszeniach. Dziś możemy na siebie liczyć, zawsze się wspieramy i pomagamy – mówią przyjaciółki. Choroba zmieniła ich życie. Jak same zauważają, dziś inaczej patrzą na świat i ludzi. – Cieszymy się każdym dniem. Przed chorobą nie zauważałam wielu rzeczy. Przez wiele lat do pracy chodziłam przez park, ale nie dostrzegałam zmiany pór roku. Teraz zachwycam się przyrodą i czuję radość życia. Cieszą mnie drobiazgi i nie robię problemu z bólu głowy. Cieszę się, że żyję! – mówi pani Stanisława. – Ja nigdy nie zadawałam sobie pytania: „Dlaczego ja?”. Uważałam, że Pan Bóg mnie doświadcza dobrem i złem, a choroba to sprawdzenie mojej wierności wobec Niego. Jestem szczęśliwa, bo w chorobie przewartościowałam swoje życie – stwierdza pani Liliana.

Modlitwa i wiara są bardzo ważne w życiu amazonek. U niektórych relacje z Bogiem nie zawsze były właściwe, ale choroba to zmieniła. – Modlitwa jest mi bardzo potrzebna. Przed zachorowaniem różnie z moim byciem w Kościele bywało. Teraz jest inaczej. Zawierzyłam życie Bogu – wyznaje pani Smolińska. – U mnie było podobnie. Po chorobie Bóg zaistniał na nowo i wszystko mi się poukładało – dodaje Elżbieta Trawka. Rak niejednokrotnie mobilizuje także do zmiany codziennego życia. Jak mówią amazonki, ta choroba osłabia, ale dodaje też sił, przede wszystkim do walki o życie. – Jestem 16 lat po operacji. Choroba mnie wzmocniła i dodała życiu sensu. Skończyłam szkołę administracyjną, a w tym roku będę kończyć pedagogikę na Uniwersytecie Zielonogórskim. Poznałam wielu nowych ludzi, postawiłam sobie nowe cele i wyzwania w życiu – mówi pani Liliana.

Amazonki edukują również młodzież. Duży nacisk kładą na profilaktykę, nakłaniając kobiety do badań. Tłumaczą, że choroby nie należy się bać ani wstydzić. Najlepszym przykładem wygranej z rakiem są przecież one same. – Prowadzę zajęcia profilaktyczne w szkołach, zaczynając od gimnazjów. Kiedy kobieta już od młodych lat nauczy się, jak badać piersi, to robiąc to regularnie, może szybko zauważyć niepokojące zmiany. Wczesna diagnoza ratuje życie. Wszystkie kobiety zachęcam do kontroli i badania piersi. To badanie nic nie kosztuje, bo możemy je wykonać same – tłumaczy Liliana Kurek. – Dzięki szybkiej diagnozie nam udało się wygrać tę walkę, choć oczywiście boimy się nawrotów choroby. Wierzymy, że będzie dobrze, bo chcemy żyć. My, amazonki, jesteśmy dla siebie dużym wsparciem, dlatego się nie poddajemy – mówi z uśmiechem Stanisława Smolińska.