Wiem, gdzie jest…

Agnieszka Małecka; GN 44/2012 Płock

publikacja 07.11.2012 07:00

Nikt nie chce myśleć o czarnych scenariuszach w życiu. Oni też się go nie spodziewali. A jednak wiara i ludzie, którzy wsparli ich we właściwym czasie, pomogli w podjęciu właściwych decyzji.

Na dziecięcych pomnikach cmentarnych najczęściej umieszcza się figurki aniołków, chociaż zgodnie z nauką Kościoła zmarłe dziecko nie staje się aniołem. Jednak wierzymy, że dzieci zmarłe bez sakramentu chrztu będą zbawione dzięki „chrztowi pragnienia” jego wierzących rodziców Agnieszka Małecka Na dziecięcych pomnikach cmentarnych najczęściej umieszcza się figurki aniołków, chociaż zgodnie z nauką Kościoła zmarłe dziecko nie staje się aniołem. Jednak wierzymy, że dzieci zmarłe bez sakramentu chrztu będą zbawione dzięki „chrztowi pragnienia” jego wierzących rodziców

Miało już wykształcone serce i inne formujące się organy wewnętrzne, a główka z wyraźnie zarysowującą się twarzą na tym etapie była największa z całego ciała. Taki był Okruszek, gdy jego serce przestało bić w siódmym tygodniu życia płodowego. Ola i Jakub z Płocka, pochowali swoje dziecko. To, co przeżyli i nadal przeżywają, stało się kołem zamachowym, które uruchomiło w Płocku inicjatywę uczczenia pamięci dzieci utraconych na szerszą skalę. Na razie wiadomo, że co roku 15 października będzie odprawiana Msza św. za rodziców takich dzieci w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia, ale czekają oni na jeszcze na inną ważną inicjatywę – na pomnik dziecka utraconego. Ola i Jakub mieli szansę przejść przez to doświadczenie trochę jak po stromych schodach, ale z dobrze zabezpieczoną poręczą. Mówią, że Ktoś ciągle nad nimi czuwał, dlatego gotowi są podzielić się swoimi przeżyciami z małżeństwami w podobnej sytuacji.

Próba wojowników

Początek był niemal euforyczny. – O tym, że zostaliśmy rodzicami, dowiedzieliśmy się na rekolekcjach wakacyjnych wspólnoty Przyjaciół Miłości Miłosiernej w Andrzejówce, które prowadzą Monika i Marcin Gajdowie. Świętowała wtedy z nami setka ludzi. I tego dnia od razu poszliśmy przed Najświętszy Sakrament ofiarować życie naszego dziecka – opowiada Jakub. Razem są we wspólnocie Wojsko Gedeona, która zawiązała się w naszej diecezji 10 lat temu. – Ona ma formować wojowników wiary, ludzi, którzy mają odwagę przyznawać się do Boga – przypominają rodzice zmarłego Okruszka. W Andrzejówce nie mogli wiedzieć, że Pan Bóg wystawi ich na próbę, chociaż później dostrzegli pewne wskazówki. – Na tych rekolekcjach był rozważany fragment Pisma Świętego o bogatym młodzieńcu i o posiadaniu dóbr, także duchowych. I można powiedzieć, że ten fragment słowa Bożego w pewien sposób nas ściga. Bo to posiadanie odbieraliśmy bardzo w odniesieniu do naszego dziecka. Chcieliśmy bardzo je mieć. I na pogrzebie było to samo słowo. Czuliśmy więc, że Bóg ma swój plan, że jeśli tak robi, to być może jest to po coś – wspomina Jakub. Oboje mówią o tym, bo ich doświadczenie trudno jest zrozumieć bez kontekstu, jakim dla nich stały się wiara i wspólnota. Ola, która na sali szpitalnej trzymała w garści różaniec, wierzy, że tam, w szpitalu, i po pogrzebie prowadziła ją Maryja. – Miałam wtedy poczucie, że nikt mnie nie zrozumie jak Ona, bo współcierpiała z Jezusem – mówi młoda mama dziecka utraconego. – Mamy bardzo głębokie przeświadczenie, że byliśmy prowadzeni. Wszystko pojawiało się w odpowiednim momencie. Na przykład w dniu, kiedy Ola trafiła do stołecznego Szpitala Specjalistycznego św. Zofii na ul. Żelaznej, przyszli do nas przyjaciele, którzy mieszkają i pracują w Warszawie, dali nam klucze do swojego mieszkania, tak że mogliśmy się tam zatrzymać. Dostaliśmy też od nich gazetę, w której krok po kroku wyjaśnione było, co możemy w takiej sytuacji zrobić, żeby pochować nasze dziecko – dodaje mąż Oli.

Schody do pokonania

Gdy badanie USG kończy się diagnozą o śmierci dziecka, to jest szok, i dlatego, podkreśla Ola, ważna jest wtedy obecność i rola mężczyzny, który mniej kierując się emocjami, może podjąć racjonalne decyzje. O tym, że serce dziecka przestało bić, dowiedzieli się na badaniach w Płocku w jednym z prywatnych gabinetów, ale jeszcze szukali nadziei u specjalisty w Warszawie. Trafili do dr Ewy Ślizień-Kuczapskiej, prezes Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Naturalnego Planowania Rodziny. – Mogliśmy razem być na tym badaniu. Pani doktor na USG opisywała nam nasze dziecko: tu jest główka, tu powinno być serduszko, a nie bije. Potraktowała nasze dziecko jak człowieka i to było dla nas naprawdę bardzo ważne – podkreśla Ola. Ważne było też pytanie: „Czy państwo chcą pochować dziecko?”. Niestety, nie zawsze pada ono w takich przypadkach ze strony lekarzy. Jedna z koleżanek Oli w podobnej sytuacji usłyszała: „Takich małych się nie chowa”. Rodzice czasem przyjmują taki argument i trudno się dziwić, bo sytuacja jest traumatyczna. Problem jednak tkwi też w braku wiedzy i obawach, czy taka procedura jest możliwa. Tymczasem prawo do odbioru ciała dziecka i pochówku jest podstawowym prawem rodzica, o czym można przeczytać na specjalistycznej stronie internetowej poświęconej problemowi poronienia. To także tam Ola i Jakub odnaleźli wiele potrzebnych informacji. Od początku więc deklarowali w szpitalu, że chcą wziąć ciałko swego dziecka, kiedy opuści organizm Oli podczas wywoływanego poronienia. Wiedzieli też, że mają prawo do rejestracji dziecka (bez względu na czas zakończenia ciąży, jak podaje prawodawca) w Urzędzie Stanu Cywilnego, w ich przypadku w Warszawie, bo tam nastąpiło poronienie. Do USC natomiast trzeba udać się z pisemnym zgłoszeniem urodzenia dziecka, które wystawia szpital. Z kolei urząd wydaje akt urodzenia, z adnotacją, że dziecko urodziło się martwe. Zdaniem Oli i Jakuba niewiele osób wie o pomocy finansowej, która należy się osieroconym rodzicom, a ona przecież pozwala godnie pochować dziecko. To kolejne podstawowe prawo rodziców, którzy stracili potomstwo, także w okresie prenatalnym – prawo do pełnego zasiłku pogrzebowego, do wypłaty z ubezpieczenia i ośmiotygodniowego urlopu macierzyńskiego. I co szczególnie ważne – do pochowania ciała dziecka.

Zostaje nadzieja

– Odebraliśmy ciałko ze szpitala, przyjechaliśmy prosto na cmentarz i tam spotkaliśmy się z księdzem i z najbliższymi. Było krótkie nabożeństwo przy grobie, a później pojechaliśmy na Mszę św. do Orszymowa – wspomina Ola. Ich Okruszek (w USC nadali mu imię Jan) został pochowany na cmentarzu, w rodzinnym grobowcu w Bodzanowie, skąd pochodzi Ola. Są bardzo wdzięczni księżom, którzy wtedy sprawowali obrzędy i modlili się razem z nimi: ks. Jackowi i ks. Grzegorzowi. – Dla mnie jako matki jest bardzo ważne, że wiem po prostu, gdzie jest ciało mojego dziecka. Że nie zostało przeznaczone do utylizacji czy na badania histopatologiczne, tylko jest z szacunkiem pochowane w grobie – mówi młoda mama Okruszka. – Mamy też takie poczucie spełnienia obowiązku jako rodzice – dodaje Jakub. Jego żonie jednak nie dawało spokoju to, że problem, który dotknął ich bezpośrednio, jest bagatelizowany, przemilczany lub ubierany w medyczne eufemizmy typu „poronienie”. Dlaczego w Płocku nie mówi się o tym, nie robi się nic w tej sprawie? – rozpaczała Ola, gdy zbliżał się Dzień Dziecka Utraconego. Wysłali mejl do Wydziału Duszpasterskiego kurii i czekali. Kiedy nastał taki wyjątkowo trudny dzień, gdy wydawało się, że nic już nie da się zrobić, przyszła odpowiedź. – Zadzwonił ks. Jarosław Kamiński i zaczął wymieniać dokładnie te inicjatywy, o których mówiła mi wcześniej Ola – wspomina Jakub. Dzięki temu w tym roku w Płocku odbyła się specjalna Msza św. w Dniu Dziecka Utraconego, w intencji ich rodziców. – Był taki moment, gdy ks. Jarek dziękował wszystkim zaangażowanym w liturgię, dodał wtedy: „Chcę podziękować jeszcze jednej osobie”. Zastanawiałam się, komu, przecież wszyscy byli wymienieni. A ksiądz powiedział: „Chcę podziękować Okruszkowi i wszystkim Jasiom, Gosiom…”. I ja pomyślałam: „Okruszku, naprawdę jesteś święty” – opowiada Ola. Wiadomo już, że za rok także będzie odprawiona Msza św. w Dzień Dziecka Utraconego. Czy będzie pomnik? Na razie są prowadzone rozmowy pomiędzy kurią diecezjalną a płockim Ratuszem, by uregulować prawnie kwestię pochówku takich dzieci, których rodzice nie odebrali. Takie miejsce znalazłoby się na jednym z płockich cmentarzy. – Myślę, że to wszystko jest potrzebne – mówi Ola – Dzięki temu uczczona jest pamięć tych dzieci i pokazane to, że to życie miało sens. Że to w ogóle było życie ludzkie.

Ważna strona dla osieroconych rodziców: www.poronienie.pl