Tolerancja wypalana z gliny

Karolina Pawłowska; GN 47/2012 Koszalin

publikacja 29.11.2012 07:00

Przy długich stołach praca wre. Biały pył pokrywa niemal wszystko dookoła, brudzi ręce i zostawia długie smugi na policzkach. Nikt się tym nie przejmuje – ani ci sprawni, ani ci, dla których najprostsze zajęcia mogą być górą nie do pokonania.

Bobolicki program to oswajanie dwóch światów: ludzi sprawnych i niepełnosprawnych Karolina Pawłowska Bobolicki program to oswajanie dwóch światów: ludzi sprawnych i niepełnosprawnych

Co dwa tygodnie w pracowni bobolickiego Środowiskowego Domu Samopomocy „Odnowa”, ramię w ramię, pracują cierpliwie nad małymi cudeńkami.

Niepełnosprawność z bliska

W tych zwinnych, choć nieprzyzwyczajonych do pracy z gliną rękach, i w tych obeznanych już z kruchą materią, ale mniej sprawnych – dzbanuszki, doniczki, kotki i flakoniki. Wśród pracujących z zapałem gimnazjalistów siedzą też podopieczni domu. To oni są tu gospodarzami i to oni mogą służyć radą. W końcu na co dzień odlewają, szlifują, polerują i zdobią cały arsenał glinianych wyrobów.

Dzieciaki ceramikę dopiero odkrywają. – Taki właśnie był cel innowacyjnego projektu szkolnego – wyjaśnia Anna Kuropatnicka, nauczyciel plastyki i wicedyrektor bobolickiego gimnazjum. – Chodziło o zaproponowanie młodzieży czegoś ciekawego w ramach zajęć ze sztuki, a zarazem doprowadzenie do zetknięcia dwóch światów: ludzi sprawnych i niepełnosprawnych.

Pomysł na program „Spotkania ze sztuką” podsunęło pani Ani bliskie sąsiedztwo. Gimnazjum im. Agaty Mróz-Olszewskiej i „Odnowa” mieszczą się w tym samym kompleksie budynków. – Trudno było nie wykorzystać takiej okazji – przyznaje z uśmiechem nauczycielka. Projekt zakłada integracyjne zajęcia ceramiczne dla trzecioklasistów oraz comiesięczne koncerty filharmoniczne, na które zapraszani są podopieczni „Odnowy”. – Świat promuje pięknych, młodych, wysportowanych. Nasi uczniowie mogli nigdy wcześniej nie zetknąć się z niepełnosprawnością. Tu mają się dobrze bawić, zdobywać nowe umiejętności, a także uczyć się tolerancji i szacunku dla niepełnoprawności – objaśnia podstawowe cele projektu.

Oswajanie światów

– W dużym mieście niepełnosprawność łatwiej ukryć, rozmywa się w tłumie. W małej społeczności kłuje w oczy – mówi Emilia Walter, koordynator ŚDS „Odnowa”. A jak kłuje, to budzi strach. A jak budzi strach – to i agresję. W grudniu „Odnowa” będzie świętować szóste urodziny. Terapia w placówce polega na aktywizacji i usamodzielnieniu. Na tym, żeby osoby niepełnosprawne wychodziły na zewnątrz, normalnie funkcjonowały. Potrafiły zrobić zakupy, pójść do kina, do lekarza, załatwić swoje osobiste sprawy. – Wcześniej byli zamknięci w domu. Teraz wszędzie nas pełno. Uczestniczymy w kiermaszach, wychodzimy na imprezy miejskie, sami organizujemy spotkania z ciekawymi ludźmi. Niepełnosprawność przestaje być tabu. A więc też mieszkańcy miasta zobaczyli, że ten człowiek, z którym może jest utrudniony kontakt, bo niewyraźnie mówi, bełkocze, wcale nie jest groźny. Wręcz przeciwnie, szuka kontaktu, na wszelkie możliwe sposoby, bo chce powiedzieć „dzień dobry” – opowiada koordynatorka „Odnowy”.

Wiesia nie może doczekać się, kiedy skończymy rozmawiać. Niecierpliwi się i za wszelką cenę stara się zwrócić na siebie uwagę. W końcu szarpie za rękaw. Po prostu jest bardzo towarzyska, chce się pochwalić swoim warsztatem pracy. – To nie jest przecież przejaw agresji, ale chęć podzielenia się czymś dla niej ważnym – tłumaczy pani Emilia. Wyjaśnia, że podczas programu nie tylko młodzież się uczy. – Pomału oswajają się i sprawni, i niepełnosprawni – kiwa głową terapeutka. Na pierwsze zajęcia z gimnazjalistami przyszło troje podopiecznych „Odnowy”. Reszta zaglądała z korytarza, ale strach okazywał się większy niż ciekawość. Jedno spojrzenie wyganiało ciekawskich z sali, za dającą poczucie bezpieczeństwa granicę drzwi. – Na drugim spotkaniu było już więcej osób, a teraz nie ma z tym problemu, nie ma niepewności, z jaką reakcją się spotkają. Wiedzą, że nie zdarzy się nic złego, nie padnie żadne złe słowo, złe spojrzenie – cieszy się pani Emilia. Wie, że kiedy jej podopieczni zderzą się z nietolerancją i dyskryminacją, na długo zamkną się przed wrogim światem.

Współpraca najważniejsza

Do pracy w glinie nie potrzeba specjalnych umiejętności, wystarczą cierpliwość i dobre chęci. Kolejne gliniane cudeńka, które czekają na wykończenie, piętrząc się na regałach w pracowni ceramicznej, to właśnie efekt pracy zespołowej. – Jedni wlewają masę do form, inni zalepiają taśmą, a jeszcze kolejni wyjmują gotowe wyroby z pieca. Szlifierze polerują gliniane wyroby, które potem trzeba jeszcze pomalować, poszkliwić i udekorować np. techniką decoupage. Jedna praca, ale jest to zbiorowy wysiłek pięciu czy sześciu osób – opowiada o zajęciach w domu pani Emilia. Nie wszyscy mają jednak benedyktyński spokój, potrzebny do uzyskania gładkich krawędzi. Bywa, że krucha, gliniana materia przegrywa nierówną walkę z niecierpliwymi rękoma. Zamiast dzbanka są nerwy, stres i złość. Przemek i Staszek nawet nie próbują. Dlatego mają inne zadanie. Ważniejsze. Przygotowują dla wszystkich glinę, niestrudzenie mieszając i wyrabiając rękoma oporną masę. – Bez was nic byśmy nie zrobili – chwali młodych mężczyzn pani Emilia. Nieco zawstydzeni, nie przerywają pracy, ale widać, że omal nie pękną z dumy. Mieszanie to ważna sprawa, a oni wiedzą, że robią to najlepiej ze wszystkich.

Nie święci garnki lepią

Na trzecich zajęciach już widać efekty. Wyjęte po dwóch tygodniach z form gliniane wyroby wymagają teraz pieczołowitej obróbki. Trzeba precyzyjnie wygładzić wszystkie nierówności, wyszlifować brzegi. No i ozdobić wzorami, zanim znów trafią do pieca. – Trudne to nie jest, chociaż trzeba uważać, żeby naczynie nie popękało – tłumaczy Daria Chanaj. Dla gimnazjalistki to pierwsze spotkanie z ceramiką, ale nie pierwsze z niepełnosprawnością. Nie musiała się więc „oswajać”. – Ale wiem, że niektórzy moi koledzy czy koleżanki nie mieli takiej sposobności. To dobry sposób na to, żeby się poznawać. Bo razem pracujemy, pomagamy sobie – dodaje Daria.

Piotrek i Kamil swoje dzbanki już skończyli, teraz pomagają starszemu panu, który z uwagą przypatruje się, jak sprawnie dokańczają jego dzieło. – Ja nie wiedziałem nawet, że tak umiem! Mój kontakt ze sztuką ograniczał się do plasteliny – śmieje się Kamil Herman. Za chwilę będzie dokonywał kolejnego odkrycia: z gliny pod sprawnymi palcami mogą powstać nie tylko naczynia, ale i ozdoby. Decyduje się na wycięcie z jednolitej glinianej bryłki krzyżyka. Łatwiejsze i mniej „obciachowe” niż serduszko kolegi. Nietypowe lekcje w „Odnowie” mają jeszcze jedną zaletę – tu nikt znienacka nie wyrwie do odpowiedzi.

Za to pani Emilia za wszystko chwali – nawet jeśli nieostrożny ruch ręki pokruszy brzegi dzbanuszka. – Nie wszystko musi mieć regularne kształty, możemy przecież puścić wodze fantazji – pociesza i mobilizuje do dalszej pracy. Razem z pomysłodawczynią projektu już cieszy się z efektów. – Młodzież jest rozbrykana, ma różne pomysły, ale jest też wrażliwa. To najlepsza grupa ludzi, z którymi można współpracować. Jeśli teraz oswoją się z niepełnosprawnością, nie wyrosną na nietolerancyjnych dorosłych. Jeśli będą tolerancyjnymi dorosłymi, ich dzieci też będą pozbawione uprzedzeń i stereotypów – przekonuje terapeutka.