Największa sztuczka

GN 51-52/2012 Sandomierz

publikacja 30.12.2012 07:00

Czasami po występie dzieci proszą, by wyczarował im jednego króliczka do domu... Próbują go też dotykać, sprawdzają, czy jest prawdziwy.

Największa sztuczka Andrzej Capiga Iluzja, która leczy

Grzegorz Pietruszka na co dzień pracuje w Środowiskowym Domu Samopomocy w Radomyślu nad Sanem. Jest terapeutą. Wykorzystuje swój nieprzeciętny dar, pomagając innym, szczególnie niepełnosprawnym; sprawia, iż czują się potrzebnymi, pełnowartościowymi członkami swojej społeczności. I to jest jego największa sztuczka.

To nie czary

Pan Grzegorz stawia sprawę jasno: – Iluzjonista to artysta estradowy, który za pomocą zręczności dłoni i palców oraz specjalnych rekwizytów wywołuje złudzenia wzrokowe. Nie są to więc żadne czary-mary. Iluzjonistyczne zdolności pan Grzegorz spostrzegł u siebie, gdy miał zaledwie siedem lat. Otóż podczas jakiejś rodzinnej uroczystości tato pokazał prostą sztuczkę, której nauczył się w Niemczech. Zabawiał nią gości. Mały Grześ był nią zauroczony, przeniosła go ona w świat dziecięcej fantazji. Cały czas zastanawiał się, jak tato to zrobił? Potem próbował sam; ku swojej wielkiej radości prezentował ją z powodzeniem kolegom podczas szkolnych przerw. Tak na poważnie iluzją pan Grzegorz zaczął się parać dopiero w wieku 18 lat, ale zawsze był samoukiem. Nawet gdyby chciał kształcić się w tym kierunku, nie mógł, bo nie było i nadal nie ma takiej szkoły (jakieś elementy iluzji są być może w szkole cyrkowej).

– Uczyłem się, nagrywając pewne triki na wideo. Kupiłem też kilka książek na ten temat. Są one trudno dostępne, gdyż iluzjoniści niechętnie zdradzają swoje tajemnice. Bywałem także na występach innych iluzjonistów. Rozmawiałem z nimi. I ćwiczyłem przed lustrem. Iluzjonistyczny alfabet powoli przestawał być dla mnie tajemnicą – zwierza się Grzegorz Pietruszka.

6-godzinne show

Środowisko iluzjonistów w Polsce jest bardzo wąskie; około stu osób, biorąc pod uwagę zarówno profesjonalistów, jak i amatorów. Są wśród nich również kobiety. Zawodowcy – maksimum dwadzieścia, trzydzieści osób – utrzymują się ze swoich występów. – Nie zostałbym iluzjonistą, gdyby nie pomocna dłoń wyciągnięta przez Macieja Niemczyckiego, byłego dyrektora GOK w Radomyślu nad Sanem, który umożliwił mi pierwszy publiczny występ na scenie tego ośrodka. Miałem wtedy może 17 lat i zżerała mnie ogromna trema – wspomina pan Grzegorz. Iluzja ma swoje specjalizacje. Grzegorz Pietruszka wybrał iluzję sceniczną. Przez prawie 20 lat występów stworzył bardzo bogaty program, na który składa się ponad 300 efektów. Gdyby chciał je wszystkie naraz pokazać, taki show musiałby trwać minimum sześć godzin! Rewizyty, jakich używa, zależą od audytorium, przed którym występuje. Największe wrażenie z reguły robi tzw. duża iluzja, na przykład przepiłowywanie skrzyni z asystentką w środku.

Terapia iluzją

Pan Grzegorz bardzo często bawi również dzieci. Wtedy trzeba być kolorowym, wesołym i obowiązkowo z króliczkiem. – Cieszy mnie fakt, że mam taki dar, w którym mogę nie tylko sam się realizować, ale jednocześnie dawać radość innym – zauważa radomyski terapeuta. W ŚDS w Radomyślu nad Sanem Grzegorz Pietruszka w swojej pracy z podopiecznymi wykorzystuje „Project Magic”. Polega on na nauczaniu osób mających problemy z fizyczną koordynacją, na przykład po porażeniu mózgowym, prostych sztuczek. Czasami osoby takie cierpią też na zaniżone poczucie własnej wartości. Chory, pod kierunkiem pana Grzegorza, przygotowuje występ składający się z pięciu, sześciu sztuczek. Ćwicząc je, skupia się na nich, a nieświadomie gimnastykuje także palce. Efekty ćwiczeń sprawdzane są podczas Przeglądu Twórczości Osób Niepełnosprawnych w Tarnobrzegu.

– Z całego Podkarpacia zjechało ostatnio około 50 ŚDS. Moi podopieczni wykonali swój program, jedną z sztuczek Davida Copperfielda, bezbłędnie przy pełnej sali. Dostali za to rzęsiste brawa. Niesamowicie zmienili się przez to na korzyść; kiedyś bali się nawet opuścić podwórko. Teraz wiedzą, że umieją coś, czego nawet zdrowi nie potrafią! – podkreśla pan Grzegorz.