Słodka instytucja

Andrzej Capiga, 
Marta Woynarowska, 
ks. Tomasz Lis
; GN 3/2012 Sandomierz

publikacja 24.01.2013 07:00

- Dziadkowie też mają prawo do samorealizacji. Nie można ich traktować jak pomocy domowej. Osoby, które dają się wmanewrować w taką sytuację, z czasem gorzknieją, tracą swobodę decydowania o sobie i swoim czasie - mówi Krystyna Frąszczak.

Czteropokoleniowa rodzina państwa Gilów Ks. Tomasz Lis Czteropokoleniowa rodzina państwa Gilów

Helena i Władysław Rosowie są małżeństwem już od 43 lat. Poznali się w klubie w Jarocinie. Pan Władysław był już wtedy cenionym elektrykiem, dlatego wiedział, jak zadziałać, by w ich związku zaiskrzyło... I tak też się stało. Ślub wzięli 19 października 1969 r. i zamieszkali w Jarocinie (pani Helena pochodzi z niedalekich Szperek). – Męża kojarzyłam jeszcze ze szkoły podstawowej, ale wtedy dziewczyny go nie interesowały – żartuje pani Helena.
Państwo Rosowie są obecnie na zasłużonej emeryturze. Pan Władysław przez 35 lat pracował w Hucie Stalowa Wola.

Dorabiał, świadcząc usługi elektryczne mieszkańcom Jarocina i okolic, także na plebanii u proboszcza. Pani Helena z kolei przez osiem lat zatrudniona była w Zakładach Mięsnych w Nisku, a potem zajmowała się swoim gospodarstwem (na emeryturze przepisała je starszej córce). Przez prawie 20 lat udzielała się również na weselach jako gospodyni; gotowała, wypiekała nawet dla 300 osób.
 Pani Helena i pan Władysław dochowali się dwóch córek i pięciorga wnucząt.
 Córka Małgorzata, najstarsza, mieszka w Jarocinie i prowadzi tam z mężem gospodarstwo agroturystyczne. Mają dwóch synów: 23-letniego Dawida i dwa lata młodszego Konrada. Obydwaj studiują ratownictwo medyczne w Rzeszowie. Prawie co tydzień są w domu. – Dawid był kiedyś ministrantem. Teraz, gdy przyjeżdża, też często służy do Mszy. A jak pięknie czyta w kościele – z dumą mówi babcia Helena. Dziadek Władysław podwozi wnuków z dworca PKS w Nisku do domu. Sfinansował im też kursy prawa jazdy.
 Młodsza córka, Grażyna, mieszka w Stalowej Woli. Tam też w bloku wychowują się trzy wnuczki państwa Rosów: Wiktoria (klasa szósta), Karolina (piąta) i najmłodsza, czteroletnia Maja.


Władysław i Helena Rosowie nie ukrywają, że rozpieszczają swoje wnuki i że sprawia im to wielką radość. – Dziewczynki przyjeżdżają do nas co tydzień. Dopominają się nawet, że chcą do dziadków, do Jarocina. Wszystkie wnuki traktujemy równo, tak samo sprawiedliwie obdarowujemy je prezentami – mówi pani Helena. Pan Władysław podkreśla, że był najmłodszym dziadkiem w Jarocinie. – Kiedy urodził się mój najstarszy wnuk Dawid, nie miałem jeszcze czterdziestki! – śmieje się szczęśliwy dziadek.
Państwo Rosowie nie tylko rozpieszczają swoje wnuki, ale także pomagają rodzicom w ich wychowaniu. Zawsze trzymają z nimi jeden front dla dobra dzieci.
Wprawdzie wnuki wypełniają im nieomal całe życie na emeryturze, ale potrafią jesz-
cze znaleźć chwilę, by wspólnie gdzieś wyskoczyć. Najczęściej do klubu seniora, który mieści się w nowym domu kultury w Jarocinie. Pani Helena śpiewa też w chórze, a pan Władysław, gdy trzeba, jest kierowcą. Wiosną i latem pracują w ogrodzie. Mają drób i króliki,
więc zajęć nie brakuje.


Babcia XXI wieku


Krystyna i Stanisław Frąszczakowie to niezwykle zapracowani dziadkowie. W końcu na jej głowie jest Stowarzyszenie Uniwersytet Trzeciego Wieku w Tarnobrzegu, którego jest prezesem, a pan Stanisław pracuje jeszcze jako pediatra. Ale dzięki temu czują się szczęśliwi, pełni energii i niespożytych pomysłów. – Czasy zmieniają się w zawrotnym tempie, stawiając przed nami coraz to nowsze wyzwania – zauważa Krystyna Frąszczak. – Myślę, że m.in. z tego względu obecni dziadkowie nie dadzą się wsadzić w bambosze lub sprowadzić do roli lektora bajek dla swoich wnucząt. Obecnie obowiązuje zupełnie inny model dziadków, czyli dziadków aktywnych, realizujących własne pasje, plany. Nie dajemy się zaszufladkować jako bezpłatna pomoc domowa czy opiekunka do dzieci. Dziadkowie mają bowiem święte prawo do własnego rozwoju, do swobodnego dysponowania swoim czasem.
 Stały i szybki postęp w medycynie, coraz większa świadomość oraz dbałość o zdrowie i kondycję sprawiają, że osoby, które osiągnęły wiek emerytalny, są w o wiele lepszej formie niż ich rówieśnicy sprzed 20, 30 i więcej lat. – Mamy dwóch wspaniałych, kochanych wnuków, uważających nas za dziadków z pomysłami – zwierza się pani prezes. – Mieszkają wprawdzie w Lublinie, ale zawsze, kiedy tam jesteśmy, czy kiedy oni przyjeżdżają do nas, wiedzą, że z pewnością nudzić się nie będą. Bo pomysłów na ciekawe spędzenie czasu szczęśliwie nigdy nam nie brakuje.


Pani Krystyna mocno podkreśla, że człowiek powinien uczyć się całe życie, tak by mógł nadążyć za postępem technologicznym, cywilizacyjnym. Na UTW od początku wprowadziła zajęcia komputerowe oraz naukę języków obcych. – Wiele obecnie się mówi o wykluczeniu społecznym lub cyfrowym, którym w sporej mierze zagrożeni są seniorzy – mówi Krystyna Frąszczak. – Komputer, telefon komórkowy to dla mnie zwyczajna rzecz, bardzo ułatwiająca życie. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez nich w obecnym świecie. Dlatego swobodnie mogę o pewnych nowościach porozmawiać z wnukami, nawet o samochodach, w końcu jestem kierowcą. Obaj bardzo lubią jeździć ze mną na wycieczki samochodowe.
Oboje dbają, by w czas spędzany wspólnie z wnukami nie wkradła się nawet minuta nudy. Wszyscy uwielbiają wypady na basen, a najbardziej zjeżdżanie rurami. – Niektórzy nie wierzyli, że ja, babcia, zjeżdżałam rurą razem z Tomkiem – śmieje się.
Większość czasu Krystynie Frąszczak wypełnia praca na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. – Nie jesteśmy dziadkami w pełni dyspozycyjnymi. Wszelkie wyjazdy czy opiekę nad wnukami ustalamy ze znacznym wyprzedzeniem. Musimy bowiem odpowiednio ustawić sobie czas i pracę, by nie zawalić ważnych zadań, swoich planów – mówi. Na UTW pani Krystyna ma grono przyjaciół. Rozmowy z nimi uświadomiły jej konieczność zorganizowania wykładów poruszających m.in. problem wykorzystywania dziadków, osób starszych np. do opieki nad dziećmi, zajmowania się domem. – To nie jest dobre dla obu stron – zauważa.


Pięknie być dziadkiem


Marzeniem młodych małżeństw jest „iść na swoje”, tzn. kupić mieszkanie lub lepiej wybudować własny dom. Jednak w wielopokoleniowych rodzinach, gdzie młodsi i seniorzy mieszkają razem, rodzina staje się jeszcze większym skarbem, gdzie ci starsi opiekują się najmłodszymi, przekazując im to, czego nie znajdą w książce czy internecie, mądrości życia.
U państwa Gilów w Strączkowie ogrodnicza tra-
dycja, wiedza i życzliwość przekazywana jest właśnie z pokolenia na pokolenie. – To normalne, że dawniej było inaczej. Jak sięgam pamięcią do moich lat dziecinnych, to dziadkowie byli dla nas skarbnicą wiedzy. Oni wszystko wiedzieli i na wszystko mieli odpowiedź. Wtedy nie było telewizji, komputera, więc każdy wieczór spędzaliśmy u dziadków, słuchając opowiadanych przez nich tajemniczych bajek – wspomina pani Zdzisława, dziś już babcia, usadzając obok siebie rezolutne wnusie, bliźniaczki Karolinkę i Ewelinę. Dziś te dawne bajki tylko czasami opowiada wnukom. – Oni wolą już te telewizyjne – dodaje. – Tylko czasami wieczorem przybiegną do babci, aby posłuchać bajki przed snem.
 Opowiadając o codzienności, podkreśla, że najpiękniejszym zadaniem babci to po prostu być z wnukami. – Młodzi pracują w sadzie, więc babcia pilnuje wnuków, gotuje im obiad, pomaga w lekcjach. Po reformie szkolnej nawet babcia ma często problem z pomocą w lekcjach – dodaje z uśmiechem.


Mały Dominik chwali babcine obiady, szczególnie gustuje w jej zupach. Natomiast starsza Kinga powtarza, że babcia to często powierniczka jej sekretów i problemów, na które ona zawsze znajdzie dobrą radę. – Wiele osób powtarza, że babcie i dziadkowie bardziej kochają wnuki niż własne dzieci. Myślę, że tak, ale jest to taka inna miłość, powiedziałabym dojrzalsza – podsumowuje pani Zdzisława. 
Jej mąż, dziadek Stefan, też z radością patrzy na wnuki i nie denerwuje się nawet, kiedy coś spsocą. – Pięknie jest być dziadkiem, co tu dużo mówić. My mamy doświadczenie życia, w nich jest entuzjazm młodości i te dwie rzeczy trzeba właśnie wybalansować we wzajemnych relacjach. Dziadek ma radzić, sugerować, podpowiadać, ale to oni mają decydować, co lepsze dla nich i wybierać. Wnuki nadają radość jesieni naszego życia – wyjaśnia Stefan Gil.