Małżeństwo to pielgrzymka

Miłosz Kluba; GN 9/2013 Kraków

publikacja 08.03.2013 09:30

Poznali się przez internet, a żeby dowiedzieć się o sobie więcej, poszli pieszo do Częstochowy. Choć listopadowa pogoda im nie sprzyjała.

Chcieliśmy się sprawdzić w trudnych warunkach – mówi Jacek Matuszczak, wspominając pierwszą pieszą wędrówkę z Darwiną. Oboje są zakochani w pielgrzymowaniu do tego stopnia, że dziś trudno im policzyć, ile kilometrów już przeszli. – Rzym – 1500 km, Santiago – 700 km, Camino Polaco – kolejne 700 km – wylicza Jacek. – Ale to tylko te większe i już wspólne. Gdyby dodać coroczne pielgrzymki do Wilna, a wcześniej do Częstochowy, uzbierałoby się jeszcze kilka tysięcy kilometrów – mówi. Darwina, od ponad 5 lat żona Jacka, przypomina jednak, że nie chodzi o liczbę kilometrów do przejścia, ale o modlitwę.

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Pierwszą wspólną długą pielgrzymką Jacka i Darwiny była wędrówka do Rzymu w 2010 roku. Trasę wytyczyli na mapie on-line, potem przerysowali to do atlasu i... wyrwali potrzebne kartki, żeby plecak był lżejszy. – Musieliśmy wtedy nie tylko kupić najważniejszy ekwipunek, taki jak buty czy szybko- schnące rzeczy, ale też nauczyć się odpowiednio pakować – mówi Darwina. Wspomina, że próbowali zastosować się do wskazówek znalezionych w internecie: – Wydawało nam się, że robimy to dokładnie według opisu, ale tam plecak ostatecznie ważył 7 kg, a nasz – 14 kg – śmieje się. Choć pielgrzymka miała trwać niespełna dwa miesiące, a każdego dnia do przejścia było kilkadziesiąt kilometrów, okazało się, że nie przygotowali się kondycyjnie. Nie planowali też noclegów. – Wiedzieliśmy, do jakiego miasta dotrzemy, ale nie ustalaliśmy dokładnie, gdzie będziemy spać. Od tamtej pory nigdy nie zajmujemy się tym przed wyruszeniem w drogę – z uśmiechem mówi Jacek. – Najlepiej jest po prostu zawierzyć swoim Aniołom Stróżom, a po dotarciu do celu zapytać kogoś, gdzie mieszkają dobrzy ludzie – tłumaczy Darwina. Podkreśla, że dzięki temu każdy dzień jest wyjątkowy, bo niesie ze sobą spotkania z innymi osobami. O skuteczności działania Aniołów Stróżów przekonali się nieopodal San Marino. W jednym z miast trafili do kościoła, gdzie spotkali włoskiego biskupa, który pracował na misjach w Afryce. Nie tylko zaprosił ich do siebie i przenocował, ale podczas Mszy św. tak serdecznie o nich opowiadał, że Włosi podchodzący, by przekazać im znak pokoju, wciskali im do rąk banknoty, szepcząc: „Pizza, pizza”.

Ślub w Wilnie

Nie zawsze wszystko układa się po myśli. – Są takie dni, kiedy budzę się zmęczona i w myślach pytam: „Co ja tu robię?” – mówi Darwina. – Wtedy pomaga mi to, że Jacek jest obok i że wzajemnie się wspieramy. Podkreśla, że przekłada się to także na życie codzienne – nawet po powrocie do domu pozostają przyzwyczajenia, wspólne modlitwy i zdolność rozwiązywania konfliktów. – Wiemy, że kiedy tylko pojawiają się jakieś spięcia, trzeba się z nimi szybko uporać, bo musimy ruszać dalej – mówi Jacek. – Na życie w domu przenosi się też to, co w drodze jest oczywiste – że pielgrzym niczego nie oczekuje, a za to, co otrzymał, dziękuje – dodaje Darwina. Wyjaśnia, że pielgrzymka nie kończy się po osiągnięciu celu, ale trwa przede wszystkim w sercu. Nie ustają także kontakty z poznanymi ludźmi i intencje, które Matuszczakowie zbierają przed każdą pielgrzymką od znajomych oraz za pośrednictwem internetu. Na każdą z tych intencji poświęcają osobny dzień. Czasem przynosi to spektakularne efekty, jak w przypadku modlitwy za koleżankę szukającą pracy. Znalazła ją już nazajutrz. Choć nie dobierają intencji specjalnie, często ich charakter odbija się na tym, jak układa się danego dnia ich trasa. Tuż przed dojściem do Rzymu rozpoczęli modlitwę w intencji małżeństwa, w którym doszło do zdrady. Szli jedną z asfaltowych ulic prowadzących do miasta, przy której stało mnóstwo prostytutek. – Niektóre podchodziły i zaczynały z nami rozmawiać. Nie mogły uwierzyć, że jesteśmy małżeństwem i wspólnie pielgrzymujemy – wspomina Jacek. Ich wspólne życie także zaczęło się w drodze. – Wilno zawsze bardzo mi się podobało. To jedyne miejsce za granicą, gdzie mogłabym mieszkać – mówi Darwina. – A skoro tyle razy dotarliśmy tam wcześniej pieszo, bez sensu byłoby robić wyjątek – wyjaśnia. Dlatego ich ślub odbył się na zakończenie pieszej pielgrzymki. Kościół był szczelnie wypełniony – na uroczystość przyszli wszyscy jej uczestnicy. Stroje ślubne dojechały wraz z zaproszonymi gośćmi, a skromne przyjęcie dla najbliższej rodziny odbyło się w ich ulubionej restauracji z litewskimi potrawami. – To dla nas także symbol. Małżeństwo jest pielgrzymką, choć na co dzień tak się o tym nie myśli – przyznaje Jacek. Od tamtej pory nigdy nie obchodzili rocznicy ślubu w Polsce. W ubiegłym roku, pięć lat od początku ich małżeństwa, znów wybrali się do Wilna. Tym razem był to jednak dopiero początek.

Człowiek, który robił krzyże

Dalej wyruszyli polskim szlakiem Dróg św. Jakuba – Camino Polaco. Ponieważ wracali z Wilna, wybrali odcinek prowadzący od granicy polsko-litewskiej na Pola Lednickie. Porównując go do szlaków za granicą, zwłaszcza w Hiszpanii i Portugalii, podkreślają, że Camino Polaco nie jest jeszcze do końca przetarte. Brakuje oznakowań trasy i schronisk dla pielgrzymów, dlatego niewielu decyduje się na taką wyprawę. – Nie wiem nawet, czy ktoś przed nami przeszedł cały ten szlak – mówi Jacek. Dodaje, że większość mieszkańców nie wie, że przez ich okolice biegnie Droga św. Jakuba. Często nie wiedzą o tym nawet księża. Dużą zaletą trasy jest jednak jej malowniczość – wiedzie ona głównie polnymi i leśnymi drogami, omijając odcinki asfaltowe, które są zmorą pieszych pielgrzymów. Zwiedza się przy tym mało znane zakątki własnego kraju i nie ma bariery językowej. Matuszczakowie przyznają jednak, że w Polsce zdecydowanie bardziej niż paszport pielgrzyma (który na światowych szlakach jest podstawowym dokumentem) działa list potwierdzający od biskupa. Najlepiej, jeśli jest napisany po łacinie. Do pierwszego domu w trakcie swojej polskiej pielgrzymki weszli, chroniąc się przed burzą. Spędzili tam sporo czasu, gdyż deszcz długo przybierał na sile. Wychodząc, postanowili podziękować gospodarzowi i podarować mu jeden z niewielkich krzyżyków, które zabrali ze sobą jako „środek płatniczy”. – Wtedy on zaprowadził nas do swojego warsztatu, w którym przez całe życie wykonywał krzyże – opowiada Darwina. Dawał je później pielgrzymom zmierzającym na Litwę, na Górę Krzyży. Nigdy nie brał za to pieniędzy. – Ze wzruszeniem mówił nam, że to pierwszy krzyż, jaki w życiu dostał. Że teraz krzyż do niego wrócił – wspomina.

Modlitwa o pokój na świecie

Krzyżyk, który ofiarowali mu Darwina i Jacek, nie był przypadkowy. Dostali kilkanaście mniejszych i dwa większe krzyże w formie franciszkańskiej „tauki” od wspólnoty Pielgrzymów Bożego Miłosierdzia. Na każdym z nich znajdują się znaki trzech wielkich religii monoteistycznych – chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Historia samego krzyża zaczęła się w 2011 roku, kiedy trzech mężczyzn wyruszyło do Asyżu z Moskwy, Fatimy oraz Jerozolimy. Chcieli w ten sposób przypomnieć spotkanie zainicjowane przez Jana Pawła II, w trakcie którego – właśnie w Asyżu – przedstawiciele różnych religii wspólnie modlili się o pokój na świecie. Gdy na jednej mapie narysowali te trzy szlaki, zobaczyli, że tworzą one franciszkański znak Tau. Później pojawił się pomysł, by 30. rocznicę spotkania w Asyżu uczcić pielgrzymką dookoła świata. Do przejścia jest 40 tys. km, a do udziału w akcji „Idzie człowiek” zaproszeni są wszyscy. – To akcja międzyreligijna. W zasadzie każdy, niezależnie od wyznania i światopoglądu, może się przyłączyć – mówi Jacek, który wraz z Darwiną także aktywnie działa we wspólnocie Pielgrzymów Miłosierdzia. Wystarczy zgłosić swoją chęć, po drodze zbierać pieczątki potwierdzające kolejne etapy pielgrzymki (na paszporcie pielgrzyma lub liście wydanym przez wspólnotę), a po powrocie napisać, ile kilometrów się pokonało. Odległość ma tu zresztą mniejsze znaczenie – wystarczy przejść 5 km. Niektórzy pielgrzymują więc między sanktuariami w dużych miastach. – Nie chodzi o jakieś rekordy, ale o modlitwę i propagowanie wspólnej idei – wyjaśnia Darwina. Oprócz modlitwy o pokój, podstawowym założeniem pielgrzymki dookoła świata jest niesienie prymatów cywilizacji miłości, wywodzących się z nauczania Jana Pawła II – osoby przed rzeczą, być przed mieć, etyki przed techniką oraz miłosierdzia przed sprawiedliwością. Czasu na okrążenie kuli ziemskiej jest jeszcze dużo – do 2016 roku. Tymczasem już udało się uzbierać w ten sposób prawie 15 tys. km. „Stan licznika” można na bieżąco sprawdzać na stronie internetowej: www.idzieczlowiek.pl. Tam też znajdują się wszystkie informacje potrzebne, by przyłączyć się do akcji. Darwina i Jacek Matuszczakowie przeszli w 2012 roku 700 km w intencji pokoju na świecie, ale nie zamierzają na tym poprzestać. Przed Światowymi Dniami Młodzieży w Rio de Janeiro chcą, pielgrzymując, odwiedzić najważniejsze sanktuaria Brazylii i dołączyć kolejne kilkaset kilometrów. Oboje podkreślają jednak, że powodzenie planu nie zależy od nich. – Nie mamy jeszcze pieniędzy na bilet, ale już pojawiają się prośby o modlitwę i intencje na tę pielgrzymkę, więc musi się udać – zapewnia Darwina.