Katotaliban

Agata Puścikowska

GN 14/2013 |

Dla pań feministek opowieść o szczęśliwym, wielodzietnym życiu z wyboru, przy jednym mężu, to przykład przemocy.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Rodzina T. Żona dziennikarza udziela wywiadu. Mówi o wartościach, w których wychowują z mężem dzieci, o trudnościach życia małżeńskiego, ale i o pięknie trwania w wyborze do końca. Mówi o tęsknocie za pracą zawodową i o satysfakcji z zarządzania domem. Zwyczajne słowa o zwyczajnym życiu. Jednak to, co zadziało się po publikacji wywiadu, przypomina tragikomedię w co najmniej trzech aktach.

Akt pierwszy: atak pań feministek, dla których opowieść o szczęśliwym, wielodzietnym życiu z wyboru, przy jednym (trudnym) mężu, to przykład przemocy i życia w świecie patriarchalnym.

Akt drugi: atak środowiska ultratradycyjnego, dla którego wyznanie, że życie w katolickim małżeństwie bywa wysiłkiem, to herezja i podeptanie dogmatu o ciągłej, małżeńskiej idylli.

Akt trzeci: to naburmuszenie się na katolickie małżeństwo, tzw. katolików wielkanocnych (częstotliwość uczestniczenia w życiu Kościoła). Takich, którzy wybierają: co fajne – zachować, co niewygodne – odrzucić. Dostało się państwu T. ze wszystkich możliwych stron. Za co? W skrócie – za wierność przyjętym wartościom, spójne wychowywanie dzieci i szczerość.

A teraz rodzina pana K. Pan K. jest znanym aktorem. Wywiadów i tekstów na jego temat jest mnóstwo. Pan K. ma dwoje dzieci ze swoją partnerką, jednocześnie wiedzie żywot radosny, wolny i odosobniony, bo nie mieszka ze swoimi dziećmi i ich matką. „Wychowuje” je na odległość, na odległość też „wspiera” swoją partnerkę. Obydwoje więc, i pan K., i jego partnerka (to swoją drogą bardzo interesujące…), przekonują w wywiadach, że jest to dobry układ dla wszystkich. Dlaczego? Bo tak.

I niech sobie żyją pan K., i jego partnerka, jak chcą. Ich życie, ich problem, ich wybór (szkoda tylko dzieci, bo niczemu niewinne). Ale dlaczego jest tak, że w mediach ich wybór i życie przedstawiane są jako normalność, jako prawo do wolnego wyboru, tymczasem życie i wybory państwa T. jako społeczna dysfunkcja, „getto” (!) czy „katotaliban”?

Czy naprawdę przeciętny Kowalski lub Kowalska chcieliby powielać model rodziny pana K. i jego partnerki? Śmiem twierdzić, że chociażby z powodu zdrowego rozsądku bliżej nam, zwykłym rodzinom, w wyborach czy marzeniach, do modelu rodziny pana T. 

Wniosek jest jeden. Rodziny „katotalibanu”: łączmy się!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.