Rzecz o grubych świniach

Agata Puścikowska

GN 17/2013 |

Jeśli świat młodych ludzi kręci się wokół zagadnień, kto jest „zbyt gruby”, to cieszę się, że ja już wyrosłam (i to dosłownie) z intelektualnego rozmiaru 36.

Agata Puścikowska Agata Puścikowska

Grube świnie, rzecz jasna, to my, kobiety, które mają rozmiar większy niż przepisowe 36. No, maksymalnie 38 – ale wtedy trzeba mieć wysokość żyrafy.

Grube świnie nie wyglądają jak anorektyczki z wybiegu dla wieszakowych modelek. Nie mają też zapadniętych policzków oraz nóg jak patyki. Z przodu i z tyłu, o zgrozo, widać im coś więcej niż żebra. Grube świnie nie żywią się wyłącznie liśćmi sałaty, a czasem wręcz zjadają (o zgrozo!) lody lub pizzę.

Kiedyś grube świnie miały prawo do chodzenia po ulicach. Dziś jakby gorzej czują się na spacerze, w szkole czy pracy. Bo przecież gabaryty plus 38 obniżają ich wartość w oczach społeczeństwa. A nawet gdyby we własnych oczach rozmiar 42 był zwykłym, babskim rozmiarem – to przecież wokół znajdą się „życzliwi”, którzy do pionu doprowadzą.

Oto rozmowa między dwoma studentami na przystanku autobusowym.

– Ty, widziałeś, ale ta ruda Baśka od nas z grupy się rozpasła. No zupełnie gruba świnia – obwieścił student pierwszy.

– Taaa. W ogóle te dziewczyny teraz to jakieś takie… opasłe. Jak żrą jak świnie, to i wyglądają jak świnie! – podsumował z finezją student drugi. Ale jak to w życiu komicznym bywa, po chwilach kilku podchodzi do studentów rude dziewczę. Fajnie ubrane, ładne, zadbane. Z pewnością jednak nie w rozmiarze 36. Prędzej coś koło (opasłej) czterdziestki! Młodzi panowie zmieniają ton, zaczynają gadać o pogodzie. Podjeżdża autobus. „Rozpasiona” ruda Baśka odjeżdża w siną dal. Zapewne, by „nażreć się” i jeszcze utyć.

Jeśli świat młodych ludzi kręci się wokół zagadnień, kto jest „zbyt gruby”, to cieszę się, że ja już wyrosłam (i to dosłownie) z intelektualnego rozmiaru 36. Co się stało z młodymi ludźmi, w których to już nie tylko kobiety mają kompletnego bzika na punkcie wychudzonego ciała? Bo starszyzna mi przyzna: kiedyś odchudzały się kobiety. Dziś najwyraźniej to chłopcy (bo nie mężczyźni) kreują modę na szkieletory.

Jasne jest, że trzeba o siebie dbać. Jasne, że otyłość i nadwaga to nie są nasi sprzymierzeńcy, ani w zdrowiu, ani w urodzie. Jednak gdzieś zagubił się społeczny zdrowy rozsądek w kwestii wyglądu. I coraz więcej osób – patrząc zarówno na siebie, jak i na innych – zakłada „pogrubiające” okulary. Ciekawe, czy przyszłe pokolenia okulary zdejmą. Oby szybko. Bo jeszcze nam znikną, i to dosłownie. Jak to się mówi – z kości na ości, a potem na proch.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.