Bóg, seks, pieniądze

Elżbieta i Piotr Krzewińscy

publikacja 27.05.2013 09:30

Czy Pan Bóg lubi seks, czy Pan Bóg lubi pieniądze, no i czy człowiek, który lubi seks i pieniądze, podoba się Panu Bogu? A także inne pytania na te tematy. Dyskusja podczas ubiegłorocznego Kongresu Małżeństw w Świdnicy.

Bóg, seks, pieniądze Tomasz Gołąb / Agencja GN Czy Pan Bóg lubi seks, czy Pan Bóg lubi pieniądze, no i czy człowiek, który lubi seks i pieniądze, podoba się Panu Bogu?

Udział wzięli: ks. Marek Dziewiecki (psycholog), Mieczysław Guzewicz (teolog), Stanisław Sławiński (pedagog), a także małżeństwo: Regina i Ireneusz Bisikiewiczowie. Państwo Bisikiewiczowie prowadzą własną działalność gospodarczą. Małżeństwem są od ponad 30 lat, mają czworo dzieci. Od 15 lat należą do Neokatechumenatu. Moderatorem spotkania był ks. Roman Tomaszczuk, który też postawił pierwsze pytanie:

Czy Pan Bóg lubi seks, czy Pan Bóg lubi pieniądze, no i czy człowiek, który lubi seks i pieniądze, podoba się Panu Bogu?

Kolejne pytania znajdziesz tutaj:

Ireneusz Bisikiewicz stwierdził, że seks i pieniądze to na pewno wartości, które Pan Bóg dał człowiekowi po to, żeby człowiek był szczęśliwy. Każda dziedzina życia służy człowiekowi, jeżeli jest oparta o zasady Boże. Gdy jednak człowiek stawia siebie na piedestale i chce po swojemu daną dziedzinę uregulować, zbudować, to jest to zawsze bardzo duże zagrożenie. Jego żona skupiła się w swojej wypowiedzi na pieniądzu. Pan Bóg nie zostawił nas samych z problemem pieniądza. W Piśmie Świętym o wiele częściej niż o modlitwie, jest mowa o pieniądzu, o tym, jak zarządzać pieniądzem. Pieniądz ma służyć temu, by człowiek czynił sobie ziemię poddaną. Pan Bóg dał ludziom wiele wskazówek, jak ten pieniądz racjonalnie wykorzystywać i jak z niego korzystać dla dobra, dla budowania po pierwsze wspólnoty małżeńskiej, rodzinnej, dla budowania wspólnoty społecznej, ale też dla korzystania z pieniądza w sytuacjach, kiedy są tematy społeczne, którymi nikt się nie zajmuje. W związku z tym ci, którzy mają wiele pieniędzy, są powołani właśnie do tego, by tymi zaniedbanymi problemami się zająć.

Stanisław Sławiński wskazał, że sam tytuł panelu wskazuje, że jeżeli Bóg jest na swoim miejscu, to cała reszta też jest na swoim miejscu. Jeżeli Pan Bóg jest naprawdę na pierwszym miejscu, to nie ma żadnych przeszkód, żeby i seks był na swoim miejscu, i żeby pieniądz był na swoim miejscu, czyli nie był ubóstwiony. Zwrócił także uwagę na samo słowo „seks”. Słowo to zostało w Polsce przejęte z języka angielskiego i z łaciny, ale tam oznacza ono płeć, a w Polsce seks oznacza pewną aktywność seksualną w wymiarze fizjologicznym. Płciowość to rodzicielstwo, macierzyństwo, czyli wielkie powołanie i tożsamość człowieka. Fizjologia samej płci jest tylko pewnym fragmentem. Fizjologia ta może być zintegrowana w dojrzałe życie, ale może być też przedmiotem nadużyć, takim samym jak obżarstwo, opilstwo, czy dowolny jeszcze inny rodzaj nadużycia, w jakie człowiek wpada w ramach swojej słabości.

Ks. Marek Dziewiecki podkreślił, że szczytem patologii jest, jeśli pieniądze i seks stają się dla człowieka bożkiem. Pojawiają się wtedy uzależnienia i dramaty związane ze śmiertelną zazdrością, z przestępstwami, samobójstwami. Pieniądz czy seks jako bożek prowadzą człowieka do rozpaczy, już nie mówiąc o grzechach, o zdradach małżeńskich, itd. Gdy seks i pieniądze stają się bogiem, człowiek staje się potworem, unieszczęśliwiającym tych, którzy żyją blisko niego. Najlepsza dla człowieka jest sytuacja, kiedy dla człowieka to Bóg jest Bogiem, a nie cokolwiek, czy ktokolwiek inny.

Bóg jest miłością, uczy nas kochać szalenie mocno, bo sam nas ukochał aż do krzyża, do śmierci na krzyżu, a jednocześnie uczy nas kochać siebie nawzajem w sposób mądry. Jezus wszystkich kocha nad życie, dosłownie, możemy Go zabić w ludzkiej naturze, a On i tak będzie nas kochał. Wróci nie po to, żeby się mścić, czy odwołać miłość, ale żeby potwierdzić miłość i żeby zostać z nami na zawsze. Jezus kocha nas bardzo mocno, a jednocześnie bardzo mądrze. Mądrość tej miłości polega na tym, że Jezus okazuje każdemu człowiekowi miłość w inny sposób. Była już o tym mowa podczas prelekcji ks. Dziewieckiego.

Ks. Dziewiecki podkreślił, że to Bóg wymyślił małżeństwo, gdy stwierdził, że niedobrze jest człowiekowi być samemu tam w raju, mimo że Adam żył w obecności Boga. Bóg jednak, chciałoby się rzec, w swojej pokorze mówi: „Człowieku, na tej ziemi nawet Ja ci nie wystarczę, potrzebujesz kogoś równego sobie, z kim się możesz Moją miłością dzielić, ale możesz się dzielić z kimś z tej ziemi, a zwłaszcza z osobą drugiej płci". Warta przytoczenia jest także myśl ks. Dziewieckiego, że miłość jest tylko Boża, nie ma innej, bo Bóg jest miłością. Bóg więc wymyśla sobie swego rodzaju konkurencję, czyli małżeństwo i rodzinę. Małżonek jest kimś, kogo należy kochać najbardziej na tej ziemi i z tego Bóg najbardziej będzie małżonków rozliczał.

Ksiądz wskazał, że kapłaństwo także jest powołaniem do wielkiej miłości, tylko na zasadzie miłości do ludzi obcych, więc w pewnym sensie jest to jeszcze bardziej przez Boga wymyślona miłość. Na początku ludzkości jedynym powołaniem do wielkiej miłości, czyli do bycia podobnym do Boga, było małżeństwo i rodzina. To było jedyne powołanie. Dopiero po grzechu pierworodnym, kiedy małżonkowie i rodzice zaczęli sobie komplikować życie, Pan Bóg zaczął powoływać proroków, potem posłał swojego Syna, zaczął powoływać kapłanów, żeby mogli oni służyć małżeństwom i rodzinom. Ksiądz czy osoba zakonna, konsekrowana, to jest ktoś, kto od rana do wieczora ma wspierać małżeństwa i rodziny i przygotowywać dzieci i młodzież do małżeństwa i rodziny, ale nie kosztem własnej żony i dzieci, i stąd celibat.

Zdaniem ks. Dziewieckiego, celibat jest wynikiem wielkiego szacunku do małżeństwa i rodziny. Ze względu na wspieranie małżonków i rodziców ksiądz rezygnuje z własnej żony i dzieci. Pan Bóg to wymyślił, że losy ludzkości zależą od małżeństwa i rodziny. Dlatego ksiądz nie chce, by jego żona i dzieci były zaniedbane, choćby z powodu tak szlachetnych aspiracji, jak wspieranie przez niego małżeństw i rodziny. Istotą celibatu jest to, że po święceniach kapłańskich nie ma małżeństwa. Można święcić żonatych i tak było w Kościele katolickim dawniej, w prawosławnym zaś jest także teraz, natomiast po święceniach nie można było nigdy zawrzeć małżeństwa. Jeżeli prawosławnemu duchownemu umrze żona, po święceniach kapłańskich nie może się po raz kolejny ożenić.

Bóg wymyślił małżeństwo i taką niezwykłą miłość, że dwoje ludzi staje się jednym ciałem, całością, niezwykłą jednością. To Bóg wymyślił taką miłość, która obejmuje też seksualność i tylko w małżeństwie miłość wyrażona cieleśnie, seksualnie jest czymś czystym. W małżeństwie, jeżeli mąż i żona siebie kochają, to ich współżycie jest szczytem czystości i świętości, jest realizacją Bożego zamysłu.

Przy okazji ks. Dziewiecki poruszył problem tzw. „białych małżeństw”, czyli inaczej mówić „żyjących w czystości”. Tak postawiony problem oznacza, że inne małżeństwa nie żyją w czystości. Białe małżeństwo w sensie ścisłym jest nieważne, bo ksiądz pyta przy zawieraniu ślubu, czy małżonkowie chcą mieć potomstwo, a potomstwo pojawia się w wyniku współżyciu, więc białe małżeństwo jest czymś w sensie ścisłym nieważnym. Natomiast chodzi o to, żeby małżeństwa były czyste. Ta czystość jest wtedy, kiedy mąż i żona współżyją ze sobą dlatego, że się kochają, że wyrażają sobie miłość na tysiące sposobów. Seksualność jest tylko jednym z tych tysięcy sposobów. Natomiast jeśli mąż czy żona przestaje okazywać miłość, nie ma też prawa wtedy do seksualności, do współżycia seksualnego, bo będzie ono wtedy nieczyste. Współżycie małżeńskie wynika z miłości, a nie z pożądliwości, czy z uległości, czy z czegokolwiek innego. Bóg wymyśla najpiękniejszą formę seksualności w kontekście miłości nieodwołalnej, wiernej i czystej.

Ks. Dziewiecki powiedział, że Bóg chce także, żebyśmy byli bogaci. Trzecie przykazanie mówi, że człowiek ma życie doczesne po to, by świętował, a czwarte: „czcij ojca swego i matkę swoją, byś długo żył i by ci się dobrze powodziło”. Można by rzec, że to jest pomysł Boga, ażeby nam się dobrze powodziło na tej ziemi. Dobrze, ale nie za dobrze, bo o Bogu zapomnimy, ale też nie, żebyśmy żyli w nędzy, bo zaczniemy kraść, czy nie będziemy mieli środków na podstawowy rozwój, na to, żeby wspierać tych, których kochamy.

Ks. Dziewiecki wspomniał też, że tylko na grobach ludzi, którzy żyli długo i którym się dobrze powodziło, można napisać: „Bóg tak chciał”. Na wszystkich innych grobach trzeba pisać: „Bóg tak nie chciał”. Bóg chce, żeby nam się dobrze powodziło i żebyśmy długo żyli w miłości, a zwłaszcza miłości małżeńskiej, która prowadzi także do seksualności.

Pobożne kobiety nie chcą współżyć. Dlaczego?

Padło więc pytanie: „Skoro jest tak dobrze, to dlaczego dwie trzecie kobiet nie chce współżyć? Panu Bogu seks się podoba, a czasami mamy wrażenie, że im bardziej pobożna osoba, tym z pragnieniem współżycia jest gorzej. Z duszpasterskiego doświadczenia wielu księży widać, że podejście wielu kobiet do seksu w małżeństwie jest lekko dwuznaczne.”

Regina Bisikiewicz w odpowiedzi stwierdziła, że nie zna takich statystyk. Bardzo się też dziwi tym kobietom, bo nie wiedzą one, co tracą. Jako małżonkowie wezwani jesteśmy do świadczenia o wartości trzech ołtarzy, m.in. ołtarza, jakim jest łoże małżeńskie. Jest to po prostu Boży dar dla małżonków i współżycie jest tym czasem, kiedy małżonkowie mogą sobie objawić tę miłość, mogą po prostu realizować to powołanie.

Ks. Marek Dziewiecki wskazał, że wszystkie kobiety są bardzo wrażliwe na bliskość i na czułość, zwłaszcza ze strony mężczyzny. Dla dziewczyny, nastolatki, kobiety bliskość i czułość, szukanie tej bliskości i czułości jest podstawą życia i radości na co dzień. W małżeństwie szczytem czułości jest seksualność. Seksualność to już jest szczyt, nie ma już większej bliskości, większej czułości. W związku z tym gdy kobiety nie dążą do seksualności, to coś w relacji małżeńskiej jest zaburzone. Z czyjej winy? Głównie z winy  mężczyzn albo z winy księży, którzy czasami przestrzegają przed seksem.

Uogólniając można powiedzieć, że albo kobiety te wychowywane były przez niedojrzałych księży, którzy nie zachwycali się miłością małżeńską łącznie z seksualnością, albo są one zniechęcone przez mężów, którzy szukają współżycia seksualnego, natomiast nie okazują morza miłości i czułości przed i po akcie małżeńskim. Ich męska czułość pojawia się tylko w kontekście współżycia seksualnego. Jeżeli kobieta natomiast zna normalnego księdza, który wie, że w małżeństwie szczytem czułości jest seksualność, to taka kobieta wie, że jej pragnienia bliskości, czułości, do seksualnej czułości z mężem włącznie, są bardzo Boże. Gdy ksiądz wychowa dobrego męża takiej kobiecie, który będzie okazywał czułość, bliskość, serdeczność i cierpliwość w każdej sytuacji, nie tylko w pobliżu łóżka, to taka kobieta będzie marzyć także o seksualności, bo bliskość i czułość to jest specjalność kobiety.

Ireneusz Bisikiewicz powiedział, że na kobietę ma wpływ na pewno ksiądz, na pewno mąż, ale przede wszystkim ta kobieta nie bierze się z próżni. Ona rośnie w konkretnej rodzinie i na nią ma przede wszystkim wpływ jej matka. Obecnie przeciętna młoda dziewczyna wchodząc w życie małżeńskie często słyszy słowa skierowane przeciwko posiadaniu potomstwa. W związku z tym wchodzi ona już w pewne granice, które wynikają z jakiejś tradycji rodzinnej, z jakichś narzucanych bardzo często barier, nie mających nic wspólnego z wiarą.

Pan Bóg nas stworzył w taki, a nie inny sposób, otrzymaliśmy też pewien nakaz, że mamy być płodni, mamy się rozmnażać. W naszej tradycji mówi się nawet o kobiecie, która jest w ciąży, że jest w stanie błogosławionym.  Niby zgadzamy się z tym, że Pan Bóg ma jakiś plan, jakąś wizję naszego szczęścia, ale my mamy odnośnie płodności własną wizję. W tym też tkwi początek całego problemu.

Regina Bisikiewicz wsparła słowa męża i podkreśliła, że być może tym powodem, dla którego wiele żon unika współżycia, jest to, że nie są one otwarte na życie, czyli że nie chcą mieć dużo dzieci. Jej zdaniem to właśnie zamknięcie na życie leży u podstaw problemu. Poza tym należy podkreślić, że ta kobieta nie jest sama. Z jednej strony jest jakoś wychowana, ma jakieś wzorce myślowe, emocjonalne, ale ta kobieta ma od dnia ślubu męża i tu jest ogromna rola mężów. Bo małżeństwo i seksualność razem się rozwijają, więc potrzebny jest czas, uwaga, potrzebna jest wzajemna troska, otwartość na różnicę. Małżonkowie pochodzą z różnych domów, mają różne spojrzenie na przyszłość, są po prostu inni i dlatego potrzebny jest czas na wzajemne uczenie się bycia razem, przeżywania tego Bożego daru, jakim jest seksualność.

Prostytucja w małżeństwie. Jak to uzdrowić?

Jeden z uczestników Kongresu zadał pytanie: „Spotkałem się z terminem „prostytucja małżeńska”, gdzie poprzez zachowania seksualne jedna ze stron próbuje coś utargować, czyli jest to karta przetargowa w jakichś sprawach małżeńskich, domowych. Czy coś takiego gdzieś jest do naprawienia, do uzdrowienia? Co stoi za taką mentalnością patrzenia na seksualność w małżeństwie?”

W odpowiedzi Mieczysław Guzewicz powiedział, że jeśli nie spojrzymy na seks jako element doskonałego dzieła stworzenia Boga, to wtedy on staje się bożkiem i każda z tych sytuacji, łącznie z dramatem tych kobiet, jest konsekwencją przestawienia hierarchii, kiedy Pan Bóg nie jest na pierwszym miejscu.  

W tej dramatycznej postawie kobiet jest bardzo duży udział winy mężczyzn, czyli mężów. Żeby to zobrazować, Pan Guzewicz opowiedział scenę z filmu „Fireproof” - „Próba ognia”. W początkowej części filmu dwóch mężczyzn ćwiczy na siłowni i zaczynają rozmawiać o problemach małżeńskich. Ciemnoskóry bohater wypowiada piękne słowa, że kobieta jest jak róża i jak się o nią dba, to kwitnie, a jak się zaniedba, to więdnie. I to jest wielka rola mężów, ale też ich wina, po części wypływająca z ignorancji. W Polsce jest bardzo dużo dobrej literatury, dotyczącej małżeństwa, niestety przez mężów nie czytana. Jeśli małżonkowie zafascynują się właśnie tym, że płciowość jest elementem dzieła stworzenia Pana Boga, mają gdzie sięgać, aby pracując w oparciu o literaturę tę płciowość rozwijać w kierunku piękna.  Seks może być rzeczywiście piękny, może być piękny na każdym etapie, ale to jest zadanie dla małżonków, by sięgali po pomoc i współpracowali z Panem Bogiem.

Pan Mieczysław Guzewicz nawiązał także do tematu pieniędzy. Otóż płciowość jest elementem dzieła stworzenia Pana Boga, natomiast pieniądze nie. Pieniądze pojawiły się w którymś momencie jako nierozerwalny element współdziałania jednostek we wspólnotach ludzkich. Są one niesamowicie mocno obecne od pierwszych stron Słowa Bożego. Już w życiu Patriarchów pojawia się wyraźny akcent położony na ich bogactwo. Oni się bogacili, Bóg im błogosławił w tym bogactwie i rzeczywiście jest to realizacja tego zdania z Księgi Rodzaju: „Po czym Bóg im błogosławił mówiąc do nich: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną” (Rdz 1,28). Biblia potwierdza, że jest to możliwe, więc nie należy uciekać od pieniędzy, ale należy posługiwać się nimi we właściwy sposób. Biblia zawiera ogrom podpowiedzi, jak to robić.

Prof. Gary Backer, noblista z 1992 r. ze Stanów Zjednoczonych, metodami naukowymi doprowadził do postawienia pewnego aksjomatu: „Podstawą ekonomicznego rozwoju społeczeństwa jest trwałe, monogamiczne, heteroseksualne małżeństwo, koncentrujące się na inwestycjach specyficznych.” Pod terminem „inwestycje specyficzne” kryją się po prostu dzieci. Trwałe, monogamiczne, heteroseksualne, dzietne małżeństwo, to jest podstawa ekonomicznego rozwoju społeczeństwa.

Porządny katolik to generalnie powinien się brzydzić pieniądzem?

W tym miejscu moderator przywołał postać Judasza, księgowego Pana Jezusa. Wskazał, że przecież Judasz źle skończył, pieniądze go zgubiły, a sam Jezus uparcie twierdzi, że bogatym trudno wejść do Królestwa Niebieskiego. Ks. Tomaszczuk postawił tezę, że porządny katolik to generalnie powinien się brzydzić pieniądzem i najlepiej ma być pokornym, biednym, ufającym Panu Bogu, zdanym na Jego łaskę i niełaskę. To byłby taki ideał człowieka duchowego, oddanego zupełnie woli Bożej, otwartego na niebo. Czy nie jest tak, że my gdzieś tam podskórnie szukamy i chętnie wykorzystujemy to jako usprawiedliwienie dla swojej bierności i zgody na to, że „trudno jest, bo trudno być powinno" - przecież Panu Bogu się właśnie dzięki temu podobam?

Odpowiadając Ireneusz Bisikiewicz wskazał, że zamysłem Pana Boga jest to, żeby każdy z nas był milionerem. Problem polega na tym, że Pan Bóg wie, że może nam w ten sposób zrobić  krzywdę. Judasz był osobą, która była blisko Chrystusa, ale pomimo tego nie oparł się chciwości, tym koncepcjom, które nie wypływały z tego, czego jego Mistrz nauczał. Właściwie każdy z nas może dostać od Pana Boga nieograniczoną ilość środków materialnych. Pan Bóg chce nam błogosławić pieniądzem, chciałby, żebyśmy wszyscy naprawdę żyli dostatnio, żyli bez żadnych ograniczeń materialno-finansowych. Pieniądze, które Pan Bóg nam daje, daje nam nie tylko na zaspokojenie naszych potrzeb. On nie chce, żebyśmy te pieniądze gromadzili, ale chce, żebyśmy byli niejako takim tranzytem, przez który te pieniądze przepływają po to, żeby realizować wielkie dzieła, przede wszystkim wielkie dzieło ewangelizacji. Gdybyśmy mieli serce otwarte na głoszenie Chrystusa, to możemy zapomnieć o jakichkolwiek problemach finansowych. On wraz z żoną doświadczają w życiu, że jak zapomną o takim podejściu do pieniędzy, zaczynają się problemy finansowe. Jeśli we właściwy sposób widzimy tę rzeczywistość, Pan Bóg błogosławi i to w sposób natychmiastowy i bardzo hojny.

Zdaniem Bisikiewicza, zarówno pieniądz, jak i seksualność, to jest rzeczywistość, w której też nie jesteśmy sami. Ze względu na to, że to są ważne wymiary naszego życia, działa tutaj również szatan i robi wszystko, żeby udaremnić to nasze główne przeznaczenie, jakim jest poznanie i chwalenie Boga. Najprościej rzecz biorąc, wszystkie problemy, zarówno w sferze pieniądza, jak i w sferze seksu, mają stworzyć w nas pewien konflikt wewnętrzny, czy to związany z antykoncepcją, czy z zamknięciem na życie w różnej formie, czy to właśnie w sferze pieniądza. Ten konflikt ma się wyrazić przede wszystkim tym, że my stajemy się niemi.

Wszyscy jesteśmy chrześcijanami i wszyscy wiemy o wspaniałej perspektywie, w którą Bóg poprzez przyjście Jezusa nas wprowadził, ale my o tym nie mówimy. Tą kotwicą, tym hamulcem, który nam utrudnia głoszenie, są głównie właśnie te dwie płaszczyzny. Jeżeli my w tych płaszczyznach oddamy się Panu Bogu i znajdziemy Bożą prawdę, Boże reguły, to naprawdę możemy być ludźmi szczęśliwymi. Szczęśliwy chrześcijanin, to jest ten, który głosi.

Pani Regina dodała, że 50% rozwodów jest z tego powodu, że gdzieś w sferze finansowej zaczęły się w małżeństwie problemy i małżonkowie krok po kroku dochodzą do rozwodu. Państwo Bisikieiwczowie mają za sobą 30 lat małżeństwa, znają wielu ludzi, doświadczają tego w swoim otoczeniu. Pan Bóg otworzył im oczy na ten problem kilka lat temu, podczas kryzysu lat 2008-09. W krótkim czasie przychody ich firmy tak zmalały, że weszli w kryzys. Zaczęli pytać, dlaczego oni, którzy mają tyle doświadczeń, tylu klientów, tyle firm już prowadzili, mają teraz kryzys? Mają ileś kredytów, mają wezwania do zapłaty. Szukali wiedzy, która była na wyciągnięcie ręki. Ta wiedza to konferencja „Biblia o finansach”, która obecnie wędruje po Polsce. Odbyła się w Krakowie, w Poznaniu, a oni ściągnęli ją do Wrocławia.

Pani Bisikiewiczowa stwierdziła, że Pan Bóg naprawdę się troszczy o nas, ale jeżeli przychodzi cierpienie, to ono ma swój sens. Sens swojego trudu i cierpienia Państwo Bisikiewiczowie odkryli w tym, że mają wyjść i ściągnąć dla siebie tę wiedzę, a później dzielić się nią z innymi. Poza tym właśnie w czasie kryzysu, kiedy szukali odpowiedzi na pytanie: „Dlaczego ich to wszystko spotyka?”, Pan Bóg objawił im się jako Ten, który jest Właścicielem wszystkiego tu na ziemi. My jesteśmy zarządcami i mamy uczyć się dobrze zarządzać tym, co mamy. Państwo Bisikiewiczowie dokonali aktu przekazania Panu Bogu własności tego, co posiadają. Spisali dla siebie taki akt. Po około 10 dniach Pan Bóg odpowiedział konkretnymi faktami, które do dzisiaj się dzieją.

W Kościele jest ogromne bogactwo nauczania na temat pieniądza. W 2008 r. Benedykt XVI napisał encyklikę pt. „Miłość w prawdzie” i tam mówi o odpowiedzialności społecznej, polegającej na tym, że powinniśmy współdziałać w swego rodzaju trójkącie. Jeżeli jest jakiś problem społeczny, to nie chodzimy, nie narzekamy, że jest źle, że nikt o nas nie dba, że ci na górze tyko walczą o stołki, tylko bierzemy się do roboty. Czyli określamy, co jest problemem, znajdujemy sprzymierzeńców wśród zarządzających, wśród władz lokalnych - my, jako inicjatorzy, obywatele, mamy sprzymierzeńców wśród władz. Musimy też szukać przedsiębiorców. Przedsiębiorca, który dostaje, chętnie się dzieli, więc są hojni przedsiębiorcy. Mając te trzy elementy staramy się te problemy społeczne po prostu rozwiązywać sami, a nie czekać, aż nam to władza załatwi.

Kończąc swoją wypowiedź Pani Bisikiewiczowa powiedziała, że rzeczywiście sfera pieniądza jest trudna, ale naprawdę Pan Bóg zna nasze potrzeby i nas kocha, i z każdego kryzysu nas wyprowadzi.

Boże kochany, co ja Ci zrobiłem, że każesz mi biedować?

Jeden z uczestników spotkania zapytał: „Czy to prawda, że bogacenie jest nagrodą za dobre uczynki? Jeśli tak, to co mają powiedzieć wszyscy ci, którzy są biedni, czy oni w takim wypadku mają zastanawiać się: „Boże kochany, co ja Ci zrobiłem, że Ty każesz mi biedować?"

Pan Guzewicz w odpowiedzi podzielił się swoim doświadczeniem z pobytu w Londynie. Na lotnisko odwoził go jeden z młodych przedsiębiorców, który prowadzi tam wielką firmę budowlaną. Opowiadał on, że do tej pory jego średnie kontrakty roczne wynosiły ok. 350 tys. funtów. Od dwóch lat wynoszą one średnio 3,5 miliona funtów rocznie. Z czego wynikał tak znaczny skok, mimo że inwestycje związane z olimpiadą już się zakończyły? Ten trzeźwo i odpowiedzialnie myślący mężczyzna nie miał wątpliwości, że dokonało się to w momencie, kiedy padł na kolana i oddał swoją firmę Panu Bogu. Powiedział: „Panie, Boże, to nie jest moja firma, to jest Twoja firma. Ja będę zarządzał tą firmą, ale od tego momentu jako Twój podwładny. Ty mi tylko pokazuj, co ja mam robić z tymi zarabianymi pieniędzmi.”

Odpowiadając więc na postawione pytanie, nie tyle Pan Bóg wynagrodzi moje dobre postępowanie, co raczej najpierw powinna być moja inicjatywa, w której Panu Bogu oddaję całą sferę finansową i proszę, aby On nią zarządzał. Jednocześnie ogromnie ważne, co powiedział ten przedsiębiorca, to płacenie dziesięciny.

Pan Guzewicz powiedział, że bardzo długo, wiele miesięcy on z żoną się nad tym zastanawiali, modlili się w tej intencji i uzyskali pełne przekonanie, że tak mają robić, tzn. bardzo uczciwie dziesiątą część dochodu netto oddawać Panu Bogu. Jednocześnie  pytali Pana Boga, na co te pieniądze mają przeznaczyć.

I jeszcze trzecia ważna rzecz: W tym wszystkim musi być pełna szczerość intencji, nie jakieś tam kombinowanie, pełna szczerość, co jest możliwe do uzyskania tylko poprzez intensywną współpracę z Panem Bogiem. W sukcesie wychowawczym najskuteczniejszą metodą wychowawczą jest metoda bólu kolan. Nie inaczej jest w kwestii pieniędzy! Pan Guzewicz podkreślił, że to mężczyzn mają boleć kolana od intensywności współpracy z Panem Bogiem. Taka jest więc prosta trzypunktowa recepta na osiągnięcie sukcesu ekonomicznego naszych rodzin: zawierzenie firmy Panu Bogu, dziesięcina i szczerość intencji, uczciwie wymadlana przez mężczyznę.

Czy nie jest tak, że pieniądz staje się substytutem miłości?

Ks. Tomaszczuk przypomniał jeszcze, że nie zmierzyliśmy się z tematem tych, którzy jednak nie wiedzą, jak powiązać koniec z końcem i jakby dopełniając tego obrazu ktoś na sali postawił taką kwestię: „Pierwsze gminy chrześcijańskie miały duży dystans do pieniądza. Tworzono komuny, które miały wspólnotę majątkową i w ten sposób żyły. Czy to nie jest tak, że pieniądz, który pojawił się po stworzeniu i nie był pierwotnie zaplanowany, bo w tym obrazie rajskim pieniądza nie ma, czy nie jest tak, że staje się substytutem miłości? Bo tak naprawdę, kiedy jest porządek miłości, to wtedy nie trzeba pieniędzy, które będą nam porządkowały cały świat.”

Pan Guzewicz zaprotestował przeciwko takiemu rozumieniu pierwszych wspólnot chrześcijańskich. Ich wspólnota finansowa nie polegała na tym, że oni wszystkie swoje pieniądze oddawali i wspólnie nimi zarządzali. Tutaj kłania się marksizm i leninizm. Tą część, którą uważali, że chcieli oddać, oddawali do wspólnej kasy i ta wspólna kasa była przede wszystkim dla tych, którzy z jakiegoś powodu doświadczali biedy. Natomiast to, co chcieli zatrzymać, mogli dla siebie zatrzymać i zarządzać tym w taki sposób, w jaki chcieli to robić.  

Jeśli chodzi o receptę na czas, gdy borykamy się z tym przysłowiowym wiązaniem końca z końcem, to Pan Guzewicz także zaproponował podpisanie umowy z Panem Bogiem. Także Donald Turbit, znany w USA biznesmen, świecki misjonarz podróżujący po całym świecie, były strażak, obecnie mąż, ojciec i dziadek mówi tak: „Masz trudności finansowe - płać dziesięcinę. Nie masz z czego? Płać dziesięcinę”.

Pan Bisikiewicz przybliżył temat kursu: „Biblia o finansach”. Kurs ten trwa ok. 3-4 miesięcy i zawiera dwa elementy: krąg biblijny, gdzie poznaje się dokładnie zapisy Biblii na temat finansów, a równolegle są działania praktyczne, tj. rejestr wydatków, przygotowanie budżetu na kolejny rok, zastanowienie się nad strukturą swojego zadłużenia, i nad tym, w jaki sposób wybrnąć pod względem finansowym z konkretnego problemu. Człowiek dowiaduje się ze Słowa Bożego, że nasza hojność to jest coś, czego Pan Bóg od nas oczekuje, a dziesięcina jest czymś absolutnie niezbędnym. Czas kursu to też czas, kiedy Pan Bóg buduje naszą wiarę. Ludzie w grupie, którzy ze sobą pracują podczas kursu, wzajemnie się za siebie modlą i są sygnały, że dzieją się cuda. Rozwiązują się sytuacje, które wydawały się po ludzku nie do rozwiązania. Ten kurs to nie jest tylko matematyka, pomagająca w spłacie kredytu. Gdy człowiek chce zrozumieć swoją sytuację finansową, w jakiej się znalazł, powinien idź na kurs Crowna i jeśli dołączy do tego modlitwę, to na pewno po pierwsze zrozumie, po drugie dostanie pomoc.

Regina Bisikiewicz dopowiedziała jeszcze, że dla nich czas problemów finansowych był czasem, kiedy Pan Bóg uczył ich zaufania do siebie, uczył ich wiary. Tak jak Izraelitów. To był czas oczyszczenia, kiedy wszystkie ich inteligentne pomysły, talenty, przyjaciele, wszystko już zostało wykorzystane i ciągle tych pieniędzy nie było, i tylko do drzwi pukali listonosze.

Stanisław Sławiński przypomniał słowa Jezusa, że „Ubogich zawsze mieć będziecie”. Jego zdaniem świat jest tak urządzony, że ubóstwo jest częścią naszej ludzkiej doli po grzechu pierworodnym. Zwrócił też uwagę na obszar pracy najemnej. Nie da się do wspólnego mianownika sprowadzać przestrzeni świata przedsiębiorcy i przestrzeni pracownika najemnego. Nie można także stawiać człowiekowi, który żyje z pracy najemnej zarzutu, że nie został przedsiębiorcą. Są zawody, są misje, są powołania, w których jakby istotą realizacji tego powołania jest praca najemna, niekiedy bardzo nisko opłacana i niekiedy jest w tym też heroizm trwania przy powołaniu. Wszyscy nie możemy być przedsiębiorcami.

Pan Sławiński pięknie powiedział, że jest wielu ludzi (pielęgniarki, opiekunki osób starszych, sprzątaczki), których Pan Bóg tak obdarował, że akurat tego rodzaju prace są dla nich najbardziej odpowiednie i są najbardziej twórcze społecznie w takich zadaniach. Różne są dary i różne rodzaje posługiwania.

Pieniądze mają dwa zasadniczo różne, mało za sobą styczne aspekty. Z jednej strony pieniądz to instrument działalności ekonomicznej, to jest inwestycja, stopa wzrostu, tworzenie miejsc pracy itd. Może być człowiek, który ma ogromny kapitał i daje pracę milionowi ludzi, ale sam żyje osobiście niezwykle skromnie, dlatego, że ten drugi wymiar pieniądza, tj. konsumpcja, jest u niego nadzwyczaj skromna. Np. znamy z historii Polski, że niektórzy królewicze żyli nieprawdopodobnie skromnie, mając nieograniczony dostęp do konsumpcji. Trzeba więc pamiętać, że dla pracownika najemnego pieniądz jest głównie instrumentem udostępniającym konsumpcję i taka jest jego rola. Dla przedsiębiorcy to jest kawałek jego narzędzia pracy i to nie są te same rzeczywistości, czyli nie można prowadzić rozmowy o pieniądzach, nie rozróżniając tych dwóch rzeczy.

Czy wzrastać w wierze samemu, czy stać w miejscu i czekać na współmałżonka?

Kolejne pytanie z sali: „Mówi się o tym, że wzrastać duchowo powinni oboje z małżonków, razem się modlić, uczestniczyć w rekolekcjach. A co w sytuacji, gdy jeden z małżonków ma większe pragnienia, by to czynić, czy oprócz modlitwy to pragnienie można realizować? Czy wzrastać samemu, czy stać w miejscu i czekać?”

Pan Guzewicz przywołał w odpowiedzi postać św. Joanny Beretty Molla. W którymś momencie jej mąż Piotr powiedział: „Joanno, ja jestem zazdrosny o Jezusa, bo dla ciebie Jezus jest najważniejszy, a co ze mną, co z naszym małżeństwem?” Mądrość podpowiedziała jej takie rozwiązanie: „Panie Jezu, musisz poczekać, bo ja się teraz Piotrem zajmę.” Zatrzymała się w swoim rozwoju duchowym, aby przyciągnąć do swojego poziomu Piotra i od tego momentu poszli razem do Jezusa. Dla osób żyjących w małżeństwie nadrzędną jest duchowość małżeńska, a duchowość indywidualna jest na drugim miejscu.

A co, jeśli żona unika seksu?

Kolejne pytanie: „Co zrobić, kiedy żona przez kilkanaście lat unika seksu, cierpieć dalej i mieć nadzieję na zmianę, być może do końca życia, czy też żyć w separacji i pewnie cierpieć bardziej?”

Ks. Dziewiecki, opierając się na swoim doświadczeniu wskazał, że po pierwsze, trzeba rozmawiać. Spytać żonę, dlaczego unika współżycia. Prawdopodobnie powie: „Mężu, za mało kochasz, za mało rozumiesz, za mało okazujesz miłości, czułości w innych okolicznościach, za mało wspierasz...” Z tego, co mówią panie, niechęć do seksu jest raczej wtórna, nabyta z winy za mało kochających mężów. Czasem jakiś rodzaj urazu zostaje w kobiecie i teraz może ona na zapas, zupełnie irracjonalnie bać nawet wtedy, gdy mąż już się zmienił, zaczął być czuły i kochający, ale w niej ten uraz ciągle jest. Wtedy mężczyzna powinien być tym bardziej cierpliwy, zwłaszcza jeżeli on sam zawinił powstanie tej sytuacji. I nawet jeśli teraz on zachowuje się w porządku, to liczy się cała historia.

Przede wszystkim należy rozmawiać. Przed rozmową należy kobiecie okazywać więcej czułości w innych sytuacjach, należy okazywać życzliwość, bliskość itd. Prawdopodobnie żona się otworzy. Jeśli to nie pomoże, warto porozmawiać z duszpasterzami, z innymi mądrymi mężami. Warto w każdym razie szukać przyczyn, a nie stwierdzić tylko fakt. Facet jest zawsze winien, jeśli nie rozmawia.

Ks. Tomaszczuk wskazał, że mąż może być terapeutą żony, gdy wyniosła ona lęk przed współżyciem ze swego rodzinnego domu, gdzie o współżyciu nie mówiło się nigdy dobrze, gdzie był to temat „be”. Problem w życiu seksualnym może też wynikać z wychowania.

Czy prosić Boga o seks i pieniądze?

Kolejne pytanie skierowane do ks. Dziewieckiego: „Czy zgadza się ksiądz z poglądem, że powinniśmy w sposób nieskrępowany prosić Boga o seks oraz o pieniądze, z ufnością przyjmować je jako wolę Bożą?”

Ks. Dziewiecki zauważył, że Pan Bóg nie toleruje i nie wspiera lenistwa. Pan Bóg nas wspiera w tym, co sami robimy z Jego pomocą. Tego, co my sami możemy zrobić, Pan Bóg za nas nie zrobi. W związku z tym zasada jest pierwsza i prosta: Kochaj. Kochaj coraz bardziej, coraz bardziej dojrzale. Jeżeli bardzo kochasz, to będziesz bardzo pracowity.

Ubóstwo materialne zwykle wiąże się z ubóstwem duchowym i z ubóstwem w miłości. Są wyjątki, ale z reguły w skali globalnej tak to wygląda. Tam, gdzie jest ubóstwo duchowe, gdzie są uzależnienia, gdzie jest egoizm, gdzie jest powierzchowność, tam się szybko dołączy bieda materialna.

Ci ludzie, którzy bardzo kochają, naprawdę w każdych warunkach sobie radzą, nawet, kiedy przychodzi im bardzo ciężko pracować. To samo z seksualnością. Im bardziej kocham w małżeństwie, bo tylko tam seksualność jest błogosławiona, tym bardziej się cieszę seksualnością, tym bardziej ta druga osoba cieszy się współżyciem, tym łatwiej też takim małżonkom powstrzymywać się od współżycia z rozsądnych powodów, takich jak delegacja, czy choroba jednej ze stron. Bardzo się cieszą współżyciem, bo bardzo się kochają i bardzo łatwo mogą innymi formami okazywać w danym okresie czułość i bliskość, jeśli z jakiegoś powodu współżycie nie byłoby zbyt rozsądne.

Ks. Dziewiecki zwrócił też uwagę na jeszcze jedno, jeśli chodzi o pieniądze. Oprócz miłości, która jest kluczem, bo wtedy się nam chce pracować i twórczo myśleć, drugą rzeczą jest to, że jesteśmy biedni w Polsce przede wszystkim dlatego, bo jesteśmy bierni społecznie. Pozwalamy, żeby nami rządzili przestępcy, ludzie skorumpowani, pozwalamy, żeby się dorabiali ci, który dorabiają się na przestępstwach, na wyzysku. My na to pozwalamy. To jest brak miłości społecznej do samych siebie i do innych obok. Nie potrafimy się zorganizować, być wspólnotą nacisku. Jeśli jesteśmy bierni, jeśli wychodzimy z kościoła i głosujemy na cyników i skorumpowanych, to dobrze, że nam się źle powodzi.

Jak wytłumaczyć dzieciom, że pieniądze nie są najważniejsze?

Kolejne pytanie skierowane było do Pana Stanisława Sławińskiego: „Jak w dzisiejszych czasach, gdzie u ludzi bogactwo jest ważne i decyduje w wielu sprawach rozwojowych, zawodowych, wytłumaczyć dzieciom, że to nie jest najważniejsze, wytłumaczyć to też w kontekście tego, że Pan Bóg nam błogosławi?”

Padła krótka odpowiedź: „Samemu w to uwierzyć.”

Jak pomóc mężowi uzależnionemu od alkoholu?

Następne pytanie: „W jaki sposób pomóc mężowi, który żyje na poziomie ciała w uzależnieniu od alkoholu i nie widzi problemu w tym, nie przyznaje się do własnego problemu?”

Ks. Dziewiecki wskazał, że człowiek, który jest prymitywny, duchowo powierzchowny, nie będzie o tym wiedział, no bo jak ma wiedzieć? Samoświadomość jest proporcjonalna do rozwoju duchowego. Im bardziej powierzchowny ten rozwój, czy brak rozwoju, tym bardziej taki człowiek ma o sobie świetne zdanie i się z nim zgadza. Tylko, że to zdanie jest kompletnie nieprawdziwe. Otóż w sytuacji kogoś, kto jest egoistą, kto jest powierzchowny, prymitywny, wulgarny, czy uzależniony od ciała, od popędów, od emocji, z alkoholem i innymi rzeczami włącznie, trzeba stosować po prostu twardą miłość, jak to sami trzeźwiejący alkoholicy nazywają, po prostu mądrą miłość: ty błądzisz, ty ponosisz konsekwencje.

Żona nie powinna pozwolić się skrzywdzić, nie powinna pozwolić na współżycie, jeśli mąż nie okazuje miłości w ogóle, w całym kontekście. Współżycie jest jednym z potwierdzeń, czy wyrażeń miłości. „Przepiłeś pensję, to nie ma nic do jedzenia w domu. Ja, żona, ponieważ kocham dzieci, to coś zjemy, poradzimy sobie, ale dla ciebie nie ma nic, jest pusta lodówka.” A jak taki mąż podniesie rękę na żonę, to się wzywa policję, oddaje się sprawę do sądu, a w ostateczności separacja małżeńska.

Jednym ze sprawdzianów duchowości dojrzałej jest to, że rozumiem, iż nie ma możliwości oddzielenia zachowań od ich naturalnych konsekwencji. Jeżeli mój mąż tak błądzi, jak to było opisane w pytaniu, podpowiedzieć można „twardą miłość”. Niech mąż wycierpi wszystkie konsekwencje swoich błędów, a kobieta powinna szukać grup wsparcia, by nie pozwalała się krzywdzić. On musi odcierpieć i będzie jak syn marnotrawny, który stał się synem powracającym. Co uratowało syna? To, że tatuś nie szedł do syna, nie próbował go ratować, pozwolił mu ponosić konsekwencje błędów. Jak się ponosi konsekwencje błędów, to się zaczynają otwierać oczy i wielu ludzi się zmienia.

Gdzie jest granica roszczeń w biznesie?

Ostatnie pytanie skierowane było do Państwa Bisikiewiczów i dotyczyło roszczeń ze strony pracowników: „Gdzie jest w takim razie granica roszczeń w obszarze pracy najemnej, zapłaty? W jaki sposób radzicie sobie państwo z problemem roszczeń w biznesie?”

Pan Bisikiewicz wskazał, że prowadzą niewielką firmę, która ma niewielki zespół pracowników. Przede wszystkim ważne jest szukanie kompromisu. Trzeba z ludźmi rozmawiać. Jeżeli nie ma dialogu między przełożonym i podwładnym, zbudowanego pomostu komunikacyjnego między tymi dwiema stronami, to zawsze będzie konfrontacja. Jeżeli jest dialog, to można powiedzieć, że jest wspólny interes rozwoju firmy i ludzie siedzą po tej samej stronie. Jeżeli pracownicy znają sytuację firmy, znają cele firmy, wiedzą, do czego pracodawcy dążą, jakie mają również cele finansowe, to dużo łatwiej wtedy się te wszystkie sprawy ustawia.

Ważne jest też oparcie o wartości. Każda firma powinna mieć zbudowany system wartości, jednoznaczny dla całej struktury. Ta misja, czy wizja firmy nie ma wisieć nad biurkiem szefa, a cała reszta załogi ma się z tego śmiać, ale chodzi o to, żeby  system wartości był w jednakowy sposób zrozumiały dla wszystkich i znany przez wszystkich, i przyjęty przez wszystkich.