Już nie zobaczyłem liter

Justyna Jarosińska; Gn 29/2013 Lublin

publikacja 12.08.2013 05:40

Pewnym ruchem otwiera szeroko drzwi, wychodząc z budynku szkoły. Uśmiecha się. Wie, że czekam. Wyciąga rękę na powitanie. W drugiej trzyma białą laskę. Maciej nie widzi.

Jedną z wielkich pasji Maćka jest czytanie Tomasz Burdzanowski /GN Jedną z wielkich pasji Maćka jest czytanie

Prawdopodobnie, gdyby nie ta laska, niewielu zorientowałoby się, że ma do czynienia z niewidomym. Bez najmniejszego problemu kieruje się w stronę ławki przed szkołą. Na ławce siedzi para, po cichu o czymś rozmawiają. Maciej zmienia kierunek. Idzie kawałek dalej. Ławka jest bez oparcia, ale i bez towarzystwa. – Znam tu każdy kąt – wyjaśnia, jakby uprzedzał moje pytanie o tak dobrą orientację w terenie. – Pracowałem w tej szkole, kiedy jeszcze widziałem, a wcześniej sam się tu uczyłem.

Druku nie było

Maciej Białek jest nauczycielem historii w VIII LO w Lublinie. Od 14 lat uczy, nie widząc. – Od dłuższego czasu choruję na zwyrodnienie barwnikowe siatkówki. Zawsze zdawałem sobie sprawę, że mogę kiedyś przestać widzieć zupełnie, ale tak naprawdę to nie spodziewałem się, że kiedyś mnie to spotka – opowiada. Tamten dzień pamięta wyjątkowo dobrze. Był październik. Rok szkolny rozpoczął się już na dobre. Maciej po raz kolejny został wychowawcą. – Podniosłem rano kartkę, by coś przeczytać i już nie zobaczyłem liter. Potem przez jakiś czas widziałem jeszcze kontury i zarysy postaci, ale druku już nie. Czy można pracować w szkole, uczyć, robić klasówki, być wychowawcą i nie widzieć? Okazało się, że tak. Maciej uśmiecha się z przekąsem.

– Przez długi czas nikt się nie zorientował, że tracę wzrok – opowiada. – A ja sam się do tego nie przyznawałem. Bałem się, że mnie zwolnią z pracy. Na początku prosiłem o pomoc najbliższych. Moja mama sprawdzała klasówki, ktoś inny robił potrzebną dokumentację. Na radzie pedagogicznej, kiedy miałem coś odczytać, robiły to za mnie koleżanki. Tłumaczyłem, że mam zapalenie spojówek i sam nie mogę tego zrobić. Uczniom powiedziałem, że znudziło mi się już codzienne sprawdzanie obecności, więc potrzebuję asystentki, która ładnie pisze. Dla młodzieży to była atrakcja. Gdy się okazało, że można pracować, nie czytając i nie pisząc, postanowiłem dociągnąć do końca roku. Ale z czasem widziałem coraz mniej. Już nie było nawet konturów. Był za to strach, że stracę pracę.

Uporządkować świat

Maciej na wszelki wypadek nie chodził też do lekarza, bo bał się orzeczenia o niepełnosprawności, która wykluczałaby dalsze zatrudnienie. Zaczął wzbudzać zainteresowanie, kiedy, chodząc bez laski, co jakiś czas na coś wpadał. – Niektórzy wnioskowali, że może po prostu się potykam, inni uważali, że pewnie od rana spożywam alkohol – opowiada. – Wielu się na mnie wtedy obraziło, bo nie poznawałem ich na ulicy, przechodząc obok nie odpowiadałem na skinienia głową i uśmiechy. Bałem się sam przed sobą przyznać, że dla własnego bezpieczeństwa powinienem chodzić z laską. Wydawało mi się wtedy, że wszyscy będą mnie uważali za człowieka drugiej kategorii. Oswojenie się z tym wszystkim było niezwykle trudne. Miałem wrażenie, że ludzie się ze mnie śmieją. Musiałem sobie najpierw uporządkować swój świat wewnętrzny, żebym mógł normalnie funkcjonować. Pierwsze trzy lata były niezwykle ciężkie.

Ciemność to światłość

Cały czas zastanawiam się, czy Maciek na pewno nie widzi. Patrzy na mnie, uśmiecha się. Do tej pory osoba niewidoma kojarzyła mi się z ciemnymi okularami lub uciekającym wzrokiem. Mężczyzna pospiesznie rozwiewa wątpliwości. – Ludziom się wydaje, że jak ktoś nie widzi, to ma przed sobą ciemność. To jest raczej światłość – śmieje się. – To taki stan, jakby ktoś owinął głowę tiulem, przez który nic nie widać. Wszechobecna mgła. Ja chciałem, żeby zarówno ci, którzy ze mną pracują, ale także ci, których ciągle poznaję, mieli komfort przebywania w moim towarzystwie. Zrobiłem sobie zabieg korygujący na oczy, bo rzeczywiście jedno mi uciekało. Zależało mi, by nikogo nie wprowadzać w zakłopotanie.

Bałkany z laską

Maciej bez wątpienia jest towarzyski. Co chwila dobiegają nas głosy pozdrowień zarówno kolegów i koleżanek wychodzących z pracy, jak i uczniów opuszczających mury szkoły. Jeden z zaciekawionych pracowników podchodzi, by chwilę porozmawiać. – To mój były nauczyciel. Emeryt. Za kilka dni razem jedziemy na wycieczkę. Będziemy zwiedzać Bałkany – informuje Maciej. Moje zdziwienie jest bezgraniczne. Nie kryję tego. Rozumiem – urlop. Działka, ewentualnie plaża i opalanie, ale zwiedzanie bałkańskich krajów z białą laską? – Tak, ludzie myślą, że jak ktoś jest niepełnosprawny, to powinien się zamknąć w domu. A to nieprawda. Kiedyś, gdy jeszcze widziałem, byłem niezwykle mobilny. Każde wakacje to był jakiś wyjazd. Podróżowałem też, kiedy już traciłem wzrok. I stwierdziłem, że nie mam zamiaru z tego rezygnować, nawet jeśli nie widzę. Owszem, człowiek musi się przestawić na odbiór rzeczywistości innymi zmysłami. Uciekają wspaniałe obrazy. Ale mózg tworzy swoje. Nowe miejsca mówią do mnie przez temperaturę, zapachy, głosy. Dla mnie istnieje wszystko to, na co inni ludzie zazwyczaj nie zwracają uwagi.

Kwestia determinacji

Bałkany – jak się okazuje – to niejedyna tegoroczna wakacyjna podróż Maćka. Po powrocie przepakuje się i wyruszy na Ukrainę. – Naprawdę nie ma takich wakacji, podczas których nie wyruszyłbym za granicę. Często jeżdżę też z młodzieżą z naszej szkoły – opowiada. Powoli przestaję być zdziwiona. Już nie rozmawiam z niewidomym nauczycielem, a z człowiekiem, który ma pasje, zainteresowania. Mimo – w moim odczuciu – wielkiej tragedii, która go spotkała, nie ma w nim ani krztyny zgorzknienia czy pretensji. Wydaje się pogodzony z sytuacją i chyba szczęśliwy. – Problemem zarówno ludzi niepełnosprawnych, jak i zdrowych jest tak naprawdę psychika – mówi. – Wszystko jest kwestią przełamania samych siebie, swoich wewnętrznych barier. Wszystkiego się można nauczyć. Pozostaje tylko kwestia, jak bardzo jesteśmy zdeterminowani.

Kanapka bez patrzenia

Maciej bez wątpienia był i jest zdeterminowany. – Kiedy się okazało, że nie widzę i już raczej lepiej nie będzie, skontaktowałem się z ludźmi, którzy pomogli mi zdobyć specjalny sprzęt. Dzięki temu mogę korzystać z komputera, pisać i czytać maile, czytać referaty. Musiałem, oczywiście, wcześniej wybrać się jednak do lekarza orzecznika, który stwierdził, że jestem inwalidą pierwszej grupy. Teraz w domu specjalnym skanerem mogę odczytywać pooznaczane wcześniej kodem paskowym napisy na słoikach. Dzięki temu wiem, co gdzie jest. Ale też często tłumaczę znajomym, że wiele czynności domowych nie wymaga wzroku. Zrobienie sobie kanapki, umycie kubka czy nalanie wody to czynności, które często po prostu wykonujemy machinalnie. Oczywiście, na swoim terytorium, bo gdy znajdę się w obcej przestrzeni, mam kłopot z poruszaniem się. Potrzebuję wtedy pomocy i słucham.

Chyra jak Białek

Za miesiąc do VIII LO na Bronowicach przyjdą nowi uczniowie. Będą bez wątpienia nieco zszokowani, że historii uczy ich niewidomy człowiek. Przejdą zapewne szkolenie, które zrobią im starsi koledzy. Dowiedzą się, że u Maćka na klasówce się nie ściąga i że „sor” ma słuch wyczulony niczym malutki motyl, który słyszy najlepiej na świecie. Przez jakiś czas w zdumienie będzie ich wprawiało, że po szkole chodzi bez laski, wie, gdzie jest ławka, tablica i bez najmniejszego problemu trafia do pokoju nauczycielskiego. Będą też na pewno zaskoczeni, bo już wkrótce ich szkoła stanie się obiektem zainteresowania mediów. Właśnie ruszą zdjęcia do filmu fabularnego, opartego na historii Macieja Białka. Opowieść o tym niezwykłym nauczycielu postanowił nakręcić Jacek Lusiński. W filmie zatytułowanym „Carte blanche” Maćka zagra Andrzej Chyra. Wśród aktorów znajdą się m.in. Adam Ferency, Urszula Grabowska, Wojciech Pszoniak.

– To nie będzie żadna sensacja – śmieje się mój rozmówca. – Długo nie chciałem się zgodzić na rozmowę z tym reżyserem, ale przekonała mnie swoim głosem jedna z jego asystentek. Dla szkoły, w której pracuje Maciek, to promocja. – Film jest też promocją całego Lublina, bo właśnie w naszym mieście będą prawdopodobnie kręcone wszystkie zdjęcia – mówi M. Białek. Kończymy naszą rozmowę, idziemy do samochodu. Mam słabą orientację w terenie. Proszę Maćka, by mnie prowadził. Nawet mi nie przychodzi do głowy, że to może niestosowne. Mieszkał tu, pamięta przecież każdy kąt. – Trzeba skręcić w prawo – zarządza niewidomy przewodnik. – Potem jest nakaz w lewo – dodaje. Dalej już sama wiem, jak jechać.